Nie rozmawiałam z Tomem od kilku dni. Początkowo byłam zła na chłopaka, że śmiał mi rozkazywać w moim, praktycznie własnym domu, jednak uznałam wreszcie, że jedynym rozsądnym wyjściem w tej sytuacji, będzie traktowanie go jak powietrza. Przez ten cały czas starałam się jak najlepiej spędzać wolny czas. W ciągu dnia gotowałam lub chodziłam na spacery do pobliskiego parku, wieczorami natomiast czytałam książki oraz odpisywałam na listy od Marty. Z tego co dziewczyna pisała, jej święta nie miały być tak kolorowe jak nasze. Jej rodzice byli ogromnie zapracowani w Ministerstwie, co wiązało się z tym, że dziewczyna spędzi święta sama w domu. Próbowałam ją przekonać, aby nas odwiedziła, jednak dziewczyna była nieugięta i wypierała się, że nie chce nam przeszkadzać. Nie miałam ochoty kłócić się z nią na ten temat, dlatego napisałam list do cioci, aby spróbowała w jakiś sposób załatwić tą sprawę. Podniosłam się z łóżka i przeczytałam jeszcze raz schludnie napisany tekst na kawałku pergaminu. Zbliżyłam się do klatki, w której znajdowała się sowa i przywiązałam jej list do nóżki. Przejechałam dłonią po jej wręcz czerwonych piórach i otworzyłam okno.
-Leć do cioci.
Przez chwilę przyglądałam się zwierzęciu, które z każdą chwilą oddalało się, aż straciłam je z pola widzenia. Westchnęłam zmęczona całym dniem i okropną pogodą, która nie zamierzała się poprawić. Spojrzałam na zegar stojący na komodzie i zauważyłam, że mam jeszcze dziesięć minut do spotkania. Wyszłam na korytarz i zeszłam długimi schodami do salonu. Na jednym z foteli siedział chłopak, który zawzięcie czytał jakąś książkę. Minęłam go bez słowa i weszłam do kuchni. Usiadłam przy małym barku i już po chwili obok mnie pojawiła się Błyskotka.
-Dobry wieczór Pani Broock, czego Pani sobie życzy?- spytała swoim jak zawsze piskliwym głosem, który niejedną osobę mógłby przyprawić o ciarki.
-Herbatę poproszę.- uśmiechnęłam się, a skrzat po chwili zniknął.
Wstałam i podeszłam do barku, który ewidentnie zamykany były na klucz. Sięgnęłam różdżkę schowaną w kieszeni mojej bluzy i używając zaklęcia otworzyłam szafkę. Za jej ciężkimi, czarnymi drzwiczkami ujrzałam kilka butelek Ognistej Whisky. Na mojej twarzy od razu pojawił się ogromny uśmiech. Sięgnęłam dwie butelki i zadowolona ruszyłam w stronę pokoju. W tym momencie nie przejmowałam się już zebraniem, które prawdopodobnie miało już miejsce i jedynie czekali na mnie. Weszłam do salonu i nie widząc chłopaka, potwierdziłam swoje przypuszczenia. Wchodząc po schodach zauważyłam wysoką i smukłą sylwetkę w rogu korytarza. Przeklęłam pod nosem, kiedy zauważyłam, że to Riddle.
-Gdzie ty, do jasnej cholery chodzisz, kiedy mamy zebranie?-mówiąc to, patrzył mi prosto w oczy.
Spojrzałam w jego stronę jak idiotka i śmiejąc się minęłam go, ruszając w stronę pokoju. Po chwili poczułam szarpnięcie za ramię, przez co upuściłam butelkę Ognistej.
- No co Ty zrobiłeś?!- wydarłam się i dam sobie głowę uciąć, że słychać mnie było w całym domu.
Spojrzałam to na niego, to ponownie na rozbitą butelkę i mówiąc coś pod nosem ruszyłam w stronę pokoju. Wchodząc do pokoju trzasnęłam drzwiami. Położyłam pozostałą butelkę Ognistej na komodzie i usiadłam na fotelu. Próbowałam opanować emocje, ale na marne. Sama nie byłam pewna, czemu jestem aż tak wsciekła. Warknęłam kolejne przekleństwo i wstałam po napój, który śmiem nazwać sokiem Bogów. Pośpiesznie otworzyłam butelkę i pociągnęłam z niej duży łyk cieczy, która momentalnie rozgrzała moje ciało. Uśmiechnęłam się szeroko i powtórzyłam czynność. Niewiadomo kiedy, a butelka była już pusta. Spojrzałam na nią smutno, mimo że w moich oczach wydawała się być podwójna. Ledwo wstałam z łóżka i skierowałam się w kierunku kuchni, gdzie prawdopodobnie znajdę kolejną butelkę whisky. Kołysząc się na boki i podtrzymując ściany udało mi się dojść do schodów. Kucnęłam czując, że wszystkie moje wnętrzności podchodzą mi do gardła.
- Za jakie grzechy?- wybełkotałam próbując się podnieść na równe nogi.
- Te najgorsze, Brook.- poznałabym ten głos dosłownie wszędzie.
-Wal się Riddle.- nie jestem do końca pewna, czy zrozumiał to, co mówiłam.
Ustał przedemną i wyciągnął w moją stronę dłoń.
-Chodź, to Ci pomogę.
-Wal się Riddle.- powtórzyłam wcześniej wypowiedziane słowa.
-Powtarzasz się słońce.- kucnął i siłą podniósł mnie z zimnej podłogi.
Przestałam się jakkolwiek z nim spierać. Pozwoliłam sprowadzić się do salonu i posadzić na kanapie. Nie wiem nawet kiedy, a zjawił się ponownie obok mnie ze szklanką wody w dłoni.
-Pij.- rozkazał i podstawił szklankę pod moje usta.
Wzięłam łyk napoju i po chwili skrzywiłam się przez jego smak. Był ohydnie gorzki i gęsty. Spojrzałam na Toma, aż nagle zakręciło mi się w głowie. Odruchowo oparłam plecy o oparcie i zamknęłam oczy. Zacisnęłam powieki, a kiedy je otworzyłam to cały obraz się unormował. Moje zawroty głowy i nudności minęły, a ja znów zaczęłam racjonalnie myśleć.
-Dziękuje.- spojrzałam na chłopaka i delikatnie się uśmiechnęłam co odwzajemnił.
W tym samym momencie do pokoju wleciała biała sowa z czarnym jak smoła dziobem. Pośpiesznie wstałam widząc, że chłopak nie ma zamiaru do niej podejść. Do nóżki przywiązany miała schludnie zwinięty liścik przewiązany czerwoną wstążką. Odczepiłam go delikatnie i rozwinęłam pergamin.
"Witaj Victorio,
Dziwi Cię pewnie list, akurat odemnie. Nie piszę bez przyczyny. Mam do Ciebie ogromną prośbę. Oczywiście, w zamian za nią będę miał u Ciebie dług wdzięczności. Piszę, bo chcę spytać, czy mogę przyjechać do Ciebie na ostatni tydzień przerwy świątecznej? Wiem, że masz już gościa, jednak naprawdę mi na tym zależy. Całą sprawę wyjaśnię Ci na miejscu.Bruce Tomson"
Przeczytałam list dokładnie dwa razy zanim zrozumiałam jego sens. Uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam na chłopaka siedzącego na kanapie, który bacznie mi się przyglądał.
-Będziemy mieli gościa Tom.
Notka od autora:
Witajcie!! Chciałabym wam ogromnie podziękować za tysiąc wyświetleń! Jest mi ogromnie miło z tego powodu, nie tylko dlatego, że czytacie moje opowiadanie, ale również, że zostawiacie komentarze, które ogromnie motywują autorów do dalszego pisania. Jeszcze raz dziękuję i miłego wieczoru/dnia!
CZYTASZ
Victoria || Tom Riddle
Fanfiction,,Love is the seed of the devil." Miłość to nasienie diabła, Riddle. Nie uciekniesz od tego. Ona dopadnie każdego. Bez względu na to, czy ktoś tego chce, czy nie. Nie myśl, że ja tego potrzebowałam. Oddałabym wszystko, aby jej nie poczuć. Ale miłość...