Rozdział XXII

276 12 1
                                    

Jeszcze tego samego dnia przydzieliłam pokój Bruce'owi. Chłopak niemiłosiernie mi dziękował i obiecywał wytłumaczyć się z wszystkiego zaraz po tym jak się rozpakuje. Oczywiście nie miałam nic przeciwko, ponieważ doskonale go rozumiałam. Sama, przyjeżdżając gdzieś po raz pierwszy, jedyne co chciałam zrobić to się właśnie rozpakować i mieć najcięższą część za sobą. Oprowadziłam chłopaka po mieszkaniu i zeszłam na dół, by dać mu trochę odpocząć. Już od progu zauważyłam sylwetkę Tom'a siedzącego na fotelu przed kominkiem. Nabuzowana szczęściem oraz samymi pozytywnymi emocjami, mało myśląc wskoczyłam mu na kolana. Chłopak przeklął pod nosem i spojrzał na mnie gniewnie. Zaśmiałam się i oplotłam go nogami w pasie. Zjechał ręką na moje udo, a drugą dłoń położył na talii. Spojrzałam w jego ciemne oczy zatracając się w ich kolorze. Nie zauważyłam kiedy, a już pieścił moją skórę delikatnymi pocałunkami, które poczynając od policzka, kończyły się na szyi oraz dekolcie. Założyłam swoje małe rączki na jego szyję i wydałam pomruk zadowolenia wprost w jego włosy. Moje zachowanie odbijało wyraźne piętno na zachowaniu chłopaka. Ścisnął dłoń znajdującą się na moim udzie i mogłam być pewna, że w tamtym miejscu zostanie ogromny ślad jego smukłych palców. Oderwałam się od niego i tym razem to ja zaczęłam składać pocałunki zacząwszy od jego czoła, po policzki i inne partie ciała. Początkowo składałam je delikatnie, niewinnie, jednak z każdą sekundą, z każdym uderzeniem naszych serc zaczynałam robić się agresywniejsza i bardziej zachłanna. Całując jego żuchwę przegryzałam delikatnie skórę, zostawiając na niej delikatne ślady ugryzień. Chłopak mruczał pod nosem niezrozumiałe dla mnie słowa i zaciskał dłonie coraz bardziej na moim ciele. W ten przerwał nam zachrypnięty głos ze schodów, przez który oderwaliśmy się od siebie jak poparzeni, po raz kolejny.

-Skończyłem! Możemy już porozmawiać jeśli masz chwilkę.- powiedział i po chwili znalazł się obok nas. 

-Jasne. Chodź, usiądź. Nie będziemy przecież tak stać.- zaśmiałam się zdenerwowana tym, że mógł nas przyłapać w każdej chwili.

-Ja... Tom, nie obraź się, ale wolałbym porozmawiać z Victorią na osobności.- spojrzał na chłopaka, a Riddle w mgnieniu oka podniósł się z fotela i ruszył w kierunku swojego pokoju.

Poczekaliśmy chwilę wpatrując się w oddalającą na schodach sylwetkę chłopaka.

-A więc, jaki jest powód twojej wizyty?- spojrzałam na Bruce'a i założyłam nogę na nogę.

-Głupio mi to mówić, jednak moi rodzice nie tolerują tego w jakim jestem domu.- westchnął.- Każdy w mojej rodzinie od pokoleń był w Slytherinie. Według moich rodziców jestem zdrajcą krwi i nie należy mi się już nazwisko Black. 

-Strasznie mi przykro.- poklepałam go pokrzepiająco po plecach.- Czyli to ty jesteś bratem Walburgi, o którym nie chce nic powiedzieć?

-Tak, niestety.- spojrzał na mnie i nagle przytulił.

Nie wiedziałam co w takiej sytuacji należy postąpić. Początkowo chciałam odepchnąć chłopaka, jednak uważałam, że to nie na miejscu zważywszy w jakiej sytuacji się znalazł i jak się czuje. Oparłam delikatnie dłonie na jego plecach i zaczęłam zataczać nimi małe kółka, chcąc dać mu do zrozumienia, że go wspieram. Siedzieliśmy tak przez chwilę po czym się ode mnie odsunął, a po jego policzku spłynęła łza. 

-Dziękuję.- załkał.

Uśmiechnęłam się jedynie i tym razem ja zamknęłam go w szczelnym uścisku. 

Razem z Bruce'm rozmawialiśmy jeszcze około godziny, jednak tym razem temat naszych rozmów zszedł na kompletnie inny temat. Dowiedziałam się, że Walburga cały czas z kimś koresponduje. Z własnych domyśleń wywnioskowałam, że tą osobą musi być Tom, bądź jej przyszły mąż, Orion. Bruce opowiedział mi również, że planuje po szkole wstąpić do jakiejś drużyny Quidditcha i wiązać z tym swoją przyszłość. Nasze rozmowy oczywiście zeszły też na sprawy sercowe chłopaka i nieznajomą wybrankę, o której nie chciał nikomu powiedzieć. Jedyne co o niej wiedzieliśmy to to, że uczy się w Hogwarcie i jest na tym samym roku co my. Nadaremno podejmowaliśmy próby śledztwa, bądź potajemnego dopytywania o nią chłopaka. Miłość jego życia, bo tak ją nazywał, pozostawała nieznana każdemu z nas. 

Naszą sielankę przerwała sowa, która uporczywie waliła w szybę. Podniosłam się zdenerwowana z ciepłej kanapy i roztwarłam okno. Od razu w zwierzęciu poznałam, że jej właścicielem jest Tom. Wpuściłam ją do środka, by się nieco ogrzała i zdjęłam z jej nóżki kawałek pergaminu. Przez chwilę myślałam, czy może by nie przeczytać zawartości, jednak w ostateczności zdecydowałam się zawołać chłopaka, by sam przekonał się co tam jest napisane. Wspięłam się do połowy schodów i zawołałam Riddle'a, aby zszedł na dół. Nie musiałam długo czekać, ponieważ już po chwili drzwi od pokoju chłopaka się otworzyły i wyszedł na korytarz. Spojrzał na list znajdujący się w mojej dłoni i zrobił zmarszczoną minę.

-O co chodzi?- spojrzał niezrozumiale to na mnie, to na kawałek pergaminu. -Nie pisałem do nikogo.

Zszedł delikatnie po schodach i odebrał ode mnie swoją własność. Powoli rozwinął pergamin i skupił się na tym, co jest tam napisane. Warknął pod nosem i porwał list w dłoniach. Nie czekając na naszą dalszą reakcję, spalił go i wrócił do pokoju. Stałam tak chwilę osłupiała, aż do momentu, gdy poczułam czyjąś dłoń na moim barku. Odwróciłam się odruchowo do tyłu i ujrzałam zdziwioną twarz Bruce'a. 

-Stało się coś?-zapytał zatroskanym głosem.

-Nie, chyba nie.- zakłopotałam się.- Chodźmy zrobić obiad.

Odwróciłam się na pięcie i skierowałam w stronę kuchni, a chłopak podążył w moje ślady. Już po chwili zajęliśmy się żartami i rozmowami na różne tematy, tylko po to, by nie myśleć o sytuacji, która miała miejsce przed chwilą.  Przygotowania do obiadu poszły nam naprawdę sprawnie. Siedziałam w kuchni i kroiłam pierś na mniejsze kawałki, a Bruce nakrywał do stołu. Kiedy skończyłam swoją pracę, postanowiłam pójść po Tom'a. Idąc w stronę jego pokoju, zerknęłam jak idzie naszemu gościowi w nakrywaniu stołu. Uśmiechnęłam się widząc, że idzie mu to naprawdę dobrze i w porównaniu do Tom'a, nie musiałam mu tłumaczyć co gdzie powinno stać. Wbiegłam po schodach i stanęłam przed drzwiami od pokoju chłopaka. Zapukałam delikatnie i słysząc ciche ''proszę'' weszłam do środka. Pokręciłam głową widząc, że firany ponownie zasłaniają całe światło dobiegające z zewnątrz. Podeszłam do okna i wpuściłam promienie słoneczne do środka. Mimo grudniowej pogody, słońce wyjątkowo przebijało się zza chmur. Odwróciłam się i spojrzałam na chłopaka, który leżał z zamkniętymi oczami na łóżku. Podeszłam do niego i usiadłam delikatnie na łóżku. Chwyciłam jego dłoń i pocałowałam ją delikatnie. Riddle gwałtownie otworzył oczy i podniósł się do pozycji siedzącej.

-Co ty wyprawiasz?-przyglądał się swojej dłoni, którą trzymałam.

-Próbuję pokazać, że Cię wspieram.-po raz kolejny pocałowałam jego dłoń.- Nie wiem co było w tym liście, ale widziałam, że nie było to nic przyjemnego.

Kiwnął delikatnie głową i przyciągnął mnie do siebie. Zamknął moje małe ciało w szczelnym uścisku kołysząc się na boki. 

-Tak bardzo Cię kocham.- szeptał wprost w moje włosy. 

Jego głos drżał, a dłonie się trzęsły. Podniosłam wzrok i zauważyłam jego oczy, które tępo wpatrywały się w ścianę. Nie wyrażały nic, jednak dostrzegłam kotłujące się łzy pod jego powiekami. Chwyciłam jego twarz w dłonie i pocałowałam go. W tym jednym pocałunku chciałam mu przekazać wszystko. Chciałam, by wiedział, że również go kocham, że nigdy go nie zostawię oraz, że może mieć we mnie oparcie. Oderwałam się wreszcie od niego i oparłam głowę o jego klatkę piersiową.

-Chodź, zrobiłam obiad.

Witajcie! Wiem, moja wina wena odleciała gdzieś daleko, ale wróciła ponownie i to dwa razy silniejsza!!haha mam przygotowane na zapas 5 rozdziałów dla was i wciąż uzupełniam je, tak na wszelki wypadek, gdybym nagle straciła zapał do pisania, lub miała mniej czasu. Miłego wieczora/dnia! Ohayoo~

Victoria || Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz