KuroKen [LEMON]

3.6K 132 49
                                    

Shot dla JestemBakaIMamRaka

Zawsze tak to się kończy. Włamałem się do kolejnego laptopa, komputera, a nawet telefonu. To jest uzależniające. Im łatwiej mi jest się włamać, tym potrzebuje więcej zabawy. I za każdym razem kończy się tak samo. Przerwane połączenie w najlepszym momencie. Zawsze szybko się przywiązywałem do ludzi. I dzięki temu zazwyczaj dostawałem z liścia w twarz.

Kolejne wiadomości do ofiary mojego wirusa. Nie był on szkodliwy, wręcz przeciwnie. Miałem na celu pogadać z ludźmi jako anonimowy haker. Ciągłe granie w gry może w końcu znudzić.

O dziwo większość odpisywało na moje wołania, co jest ich największym błędem. Jednak, dla mnie to szansa na poznanie kogoś naprawdę niesamowitego.

Tak samo jak on.

Pisałem z nim od 3 dni, bez przerwy, ciągle byłem połączony z jego komputerem i telefonem. Wręcz tam mieszkałem. Wiedziałem wszystko o jego plikach. On oczywiście o tym wiedział. Pozwalał mi na to. Nie do końca rozumiałem, dlaczego. Po prostu, tak już było.

Minął już cały tydzień. Już dawno powinno mi się zerwać połączenie. A ja dalej z nim pisze. Był... Nawet nie wiem jak to opisać. Po prostu był. Najlepsze jest to, że nie znałem jego imienia. On mojego też nie. I to było najlepsze w naszej znajomości. Ja wiedziałem o nim wszystko, na tyle ile mi pozwalał. On wiedział tylko to, co mu powiedziałem. I to było najlepsze. Prywatność dla mnie była wręcz priorytetem.

Minęły cholerne 2 tygodnie. Nie zerwało mi połączenia. Boje się, że może to nastąpić w każdej chwili i nie zdążę się z nim pożegnać. Ostrzegam go codzienne, prawie co godzinę. Ale on się nie zmienił. Nadal jest... Cudowny. Dlaczego nie pozwala mi spojrzeć w jego kontakty? W jego adres zamieszkania? Jak wygląda? Chce go poznać na żywo. Dlaczego mi nie pozwala?

3 tydzień. Połączenie nadal stabilne, nawet nie było ostrzeżenia. Obiecał mi coś. Obiecał mi, że jak tylko połączenie się zerwie, to się spotkamy. Jak? Skoro on mnie nie zna, ja nie wiem gdzie mieszka. Boję się tego. Nie chce stracić z nim kontaktu. Ale także boję się go utrzymać z pewnego powodu.

4 tydzień. Stało się to, czego się obawiałem. On jest zbyt cudowny. Zbyt... Idealny. Totalnie chce by był mój. Nie mogę sprawdzić, czy tak jest. Czy mnie nie oszukuje. Zaczyna mnie to przerażać. Ufam mu, a jednocześnie czuję, że to mój najgorszy wybór. Kocham go, do cholery.

5 tydzień. A ja nadal go kocham. Nawet o tym nie wie. I się nie dowie. Nie pozwolę na to. I tak się nie spotkamy, a ja błagam o to, by połączenie jeszcze trwało. Dbam o to każdego dnia. Zacząłem zaniedbywać szkołę, by mieć pewność, że mnie nie zerwie. To już obsesja. Tak. Mam obsesję na jego punkcie. Nie mogę bez niego żyć. Stał się moim narkotykiem.

6 tydzień. Cholera. Stało się. Przerwało. A ja ryczę jak bachor. Jestem żałosny. Wiedziałem, że tak się stanie. Przygotowywałem się na to. Ale gdy zobaczyłem czerwony znaczek na moim czarnym pulpicie, moje serce pękło. Już nie mogę wejść w jego pliki. Słuchać jego muzyki. Grać w jego gry. Pisać z nim. Cholera. Kochać go. Tęsknię za nim. Za jego zboczoną stroną. Za jego głupimi tekstami. Za jego uroczą stronę. Tą kochaną. Za jego idealność. Często mówił mi, że mi się dziwi. Nigdy nie powiedział dlaczego, mimo że pytałem ze sto razy. Aż taki byłem głupi? Nie zauważyłem czegoś?

Usłyszałem pukanie. Jedyne co przyszło mi na myśl, to rachunek za prąd i internet w ciągu ostatnich 2 miesięcy. Zużyłem tego tak dużo, że mógłbym zasilić cały blok i jeszcze by starczyło. Otworzyłem drzwi.

- Kuroo? - spojrzałem na swojego dawnego przyjaciela z liceum. Nikt nie wie, dlaczego straciliśmy kontakt. Oboje poszliśmy do pracy... Cóż, on poszedł, jako zawodowy siatkarz. Ja pracowałem w domu szukając zleceń informatycznych. On wyjechał. Ja zostałem. I tak jakoś wyszło.

- Cześć Kenma - uśmiechnął się, jak to zawsze miał w zwyczaju. Jego brązowy płaszcz sięgał mu do ud. Jego czarne włosy nadal w dziwnym nieładzie. Złote oczy świeciły wprost na mnie, a czarna, obcisła koszulka opinała mu się na wyrzeźbionym torsie. Jedno muszę przyznać był seksowny. - Mogę wejść?

Oczywiście, wpuściłem go. Akurat przed nim nie miałem nic do ukrycia. Jedyne co, to opakowanie po lodach. Tak, jestem stereotypem każdej kobiety.

- Co cię tu sprowadza?

- Przecież ci obiecałem, że przyjdę.

W tej chwili chyba świat mi się załamał. Albo przykleił na nowo. Sam nie wiem. Byłem zakochany w swoim dawnym przyjacielu. Pisałem z nim, nie mając o tym pojęcia. Ale nadal. Kurwa. Kocham go.

Zrobiłem to co obiecałem. Sobie samemu. Pociągnąłem go za koszulkę w dół. Pocałowałem. Namiętnie. Do szaleństwa w nim zakochany. A on odwzajemnił. Tak samo jak ja. Z uczuciem. Miłością. Już znałem jego odpowiedź. Też się we mnie zakochał.

Uśmiechnął mi się w usta i podniósł trzymając mnie za uda. Nie opierałem się. Oddałem się mu. Temu co robił. Całował niesamowicie. Podniecająco. Idealnie. Jak on sam.

Przycisnął mnie brutalnie do ściany. Był raczej niecierpliwy. Też jestem. Po 6 tygodniach w końcu mam szanse go spotkać. Dotknąć. Pocałować. Pozwolić być jego. A on, żeby był mój.

Zaczął mnie rozbierać. Nawet nie dbając o to jak to wygląda. Był napalony. Nie pytał mnie o zdanie. Po prostu to robił. A ja się nie broniłem. Chciałem tego samego co on. On wiedział, gdzie mam łóżko.

Położył mnie na nim, ale nadal nie oderwał się od moich ust. I bardzo dobrze. Miałem ochotę mieć te usta przy sobie przez cały czas. Były idealne.

Rozebrał się. Obaj byliśmy już nadzy. W normalnej sytuacji bym się wstydził. Ale nie teraz. Albo byłem zbyt napalony, albo po prostu za mocno go kochałem. Albo oba naraz. Kto wie?

Przygotował się. Już wiedział co będzie robił. Zawsze był zbyt pewny siebie. Ale teraz mi to nie przeszkadzało. Przygotował mnie. I siebie. Pocałował mnie jeszcze raz. Za krótko jak dla mnie. Położyłem mu dłonie na ramionach i pokiwałem na znak, że może zacząć. A on zaczął.

Gwałtownie wbił się we mnie. A mi pojawiły się łzy w oczach. Ból był nie do zniesienia. Ale starałem się wytrzymać. Dla niego. A on znowu mnie pocałował. Tym razem dłużej. Cholera. Kocham te usta. Jak i jego całego. Dlaczego ja tego wcześniej nie widziałem?

Zaczął się we mnie poruszać. Najpierw powoli. Później z każdą chwilą przyspieszał. Zaczęły się moje jęki. On tylko coś mruczał pod nosem. To ja zdzierałem sobie gardło. Doprowadzał mnie do szaleństwa. Miałem motylki a brzuchu i mrowienie w wolnej części ciała, a wszystko było zalane ciepłą falą przyjemności.

Ale wszystko co dobre musi się skończyć. Obaj doszliśmy w podobnym czasie. On we mnie, ja na niego. Jak dla mnie, to jesteśmy kwita. Ale Kuroo nawet nie fatygował się by się umyć. Po prostu opadł zmęczony obok niego. A ja jedynie go przytuliłem. Jego włosy oklapły na jego czoło. Wyglądał teraz jak bezbronny kociak. Którym zawsze był, ale się tego wypierał. Dopiero teraz widzę w nim rzeczy, których nie widziałem przez tyle lata.

Uśmiechnął się do mnie i znowu pocałował. Robił to specjalnie, czułem to. Widział, jak to uwielbiam.

- To dlatego nie pozwalałeś mi wejść w twoją galerię...

- Za dużo mam tam twoich zdjęć, kotku...

- SKĄD TY MASZ MOJE ZDJĘCIA?!

- ciiiii.... - i znowu mnie dureń jeden pocałował. I tak się dowiem. Chyba o tym zapomniał.

Ale dobra. I tak go zbyt mocno kocham.

~~~

Karp.

One-Shoty Haikyuu *zamówienia zamknięte*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz