🐇W̶i̶e̶l̶k̶a̶wiecznanoc🌒

1.6K 98 259
                                    

...esięćfaktówktórychniewieszoswoimcieletopowadychatrzylatatemujedensiedemmlnwyświetleń jedenzerozerozerociekawostekowszystkimcharliegibonadwalatatemuczterysześćczte... – mechaniczny, wypluwający słowa z zawrotną prędkością głos oddalił się nagle i stłumił.
      Poderwałem głowę z podtrzymującej ją nad biurkiem dłoni.

      – Statek matka do Oscara; jadę odwiedzić babcię, chcesz się zabrać?  To mama ściągnęła mi słuchawki nauszne, po to tylko, aby usłyszeć odpowiedź, którą i tak znała:
      – Nie.

      Westchnęła ciężko. Wtyczka pyknęła cicho, gdy odłączała kabelek od komputera. Głos umilkł. Słuchawki lekko stuknęły, gdy odłożyła je na biurko.
      – Jak chcesz, ale nie siedź cały dzień przed tym pudłem. Godzina świeżego powietrza wciąż obowiązuje.
      – Nawet dzisiaj?  jęknąłem.
      – Zwłaszcza dzisiaj. Mamy piękny, wiosenny dzień, szkoda by było go zmarnować, hm?
       Skoro tak mówisz...
       Wstawaj i szybciutko na dwór, bez dyskusji. Wychodzę. – Zamknęła drzwi.

      Z westchnieniem podniosłem cztery litery z krzesła, które od razu zasunąłem. Założyłem słuchawki na szyję i wziąłem telefon z jego stałego miejsca, podpinając do nich, po czym chowając w kieszeni. Złapałem jeszcze za opierający się o biurko kawałek drewna i z takim arsenałem "zewnętrznego przetrwalnika" wyszedłem do przedpokoju, gdzie z góry schodziła już mama, lekko stukając obcasami o stopnie, a za nią, straszliwie tupiąc, zbiegała oburzona Chloe.
      – ...mo! Wszyscy moi znajomi tam idą, dlaczego tylko ja nie mogę?!
      – Ponieważ wychodzę i musisz pilnować brata.
      – A nie możesz zabrać go ze sobą?!

      Nie zważając, że wszedłem w sam środek kłótni, zacząłem w ciszy zakładać sneakersy.

      – Nie, ponieważ Oscar woli zostać w domu.
      – Ale to niesprawiedliwe! Dlaczego liczy się to czego on chce, a to czego chcę ja już nie?!
      – Zejdź z tonu, moja panno. I dobrze wiesz dlaczego, więc...
      – Tak, ale przecież to nie moja wina, że jest ślepy! Czem...?!
      – Chloe!  mama pierwszy raz uniosła głos, skutecznie zamykając tym jadaczkę mojej siostry.

      W pomieszczeniu zapanowała chwilowa, pełna napięcia cisza.

      Mama nabrała głośno powietrza, oczyma wyobraźni niemal widziałem, jak nerwowo wygładza dół marynarki, a jej nadęte policzki czerwienieją (a może różowieją, Jezu, jakiego one nabierały koloru), gdy odzywała się nieznoszącym sprzeciwu tonem:
      – Wychodzę i zabieram twojego jedynego, kochanego brata do ogrodu. Wyglądaj na niego czasem, jak przykładna, starsza siostra!  Pantofelki zastukały o podłoże i poczułem, jak matczyna dłoń łapie mnie za rękę.

      Wyszliśmy z domu, a gdy drzwi się za nami zamknęły, usłyszałem, jak Chloe ryknęła wściekle i wbiegła z powrotem na górę, tupiąc przy tym jeszcze donioślej, niż gdy schodziła.
      Mama zaprowadziła mnie do ogrodu, gdzie na krótko i starannie ostrzyżonej trawie rozłożony był wielki koc.
      – Nie ma robaków?  zapytałem. Nienawidziłem robaków. Między innymi dlatego wolałem siedzieć w domu.
      – Nie ma.  Usłyszałem, jak otrzepuje z czegoś materiał. – Możesz siadać.

      Ukucnąłem, odkładając swoją laskę, i wymacałem kocyk, by wejść na niego ostrożnie.

      – Twoi koledzy znowu o ciebie pytali. Na pewno nie chcesz zapolować z nimi na pisanki?  odezwała się delikatnie, kiedy już się usadowiłem.

Nocna seria |boys love stories|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz