🌹 T r z y d z i e s t y d r u g i k w i a t

7.4K 1.1K 239
                                    

- Nieźle się tu urządziliście.

Minęło mnóstwo czasu od spotkania w siedzibie Zakonu Feniksa, a Bill nadal nie oświadczył się Florze. Przestał nosić pierścionek ze sobą i zadecydował, że jego ukochana zasługiwała na idealne oświadczyny, dlatego nadal trzymał się swojego pomysłu: do zaręczyn miało dojść w bibliotece Hogwartu, albo w ogóle.

Teraz był czerwiec, a Flora i Bill postanowili odwiedzić sklep Freda i George'a, który stał się najpopularniejszym miejscem na Pokątnej. Ciągle wypełniały go tłumy, czego dziewczyna już na wejściu pogratulowała bliźniakom, doceniając ich smykałkę do biznesu.

- To jak, braciszku? Na stałe wróciłeś do nas? - zapytał Fred Billa, gdy starszy przyglądał się cukierkom powodującym wymioty.

- Cóż, Flora zrezygnowała wreszcie z tej pracy w ambasadzie - odparł Bill, nie odrywając wzroku od słodyczy. - Będą jej teraz przez ponad pół roku wypłacać za niewykorzystane wolne... Obliczyliśmy, że damy razem radę, więc tak, na ten moment zostajemy w Anglii.

Słowa Billa były prawdą. Florze nie było łatwo się na to zdecydować, ale w końcu złożyła wypowiedzenie, ku wielkiemu zaskoczeniu wszystkich swoich współpracowników, a zwłaszcza samego ambasadora. Bill pomógł jej jednak zrozumieć, że to nie praca była najważniejsza w życiu.

- No to może też sobie znajdziecie jakieś mieszkanko - zaproponował George, przechodząc obok z kilkoma pomarańczowymi pudełkami w rękach. - Nam tu się cudnie mieszka. Mama nie każe uciekać do gnomów i w ogóle...

- I Callie wytrzymuje z wami? Jeszcze nie postanowiła się wyprowadzić? - zapytał rozbawiony Bill, na co Fred i George spojrzeli na niego z irytacją.

- Bardzo śmieszne - powiedział George i odszedł, by rozłożyć trzymane przez siebie pudełka.

- Normalnie porwało mi jelita - dodał Fred z grobową miną, podczas gdy Bill nadal śmiał się z obu braci.

W tym samym czasie Flora rozmawiała z Callie w innej części sklepu. Ślizgonka zaprowadziła ją do wielkiej instalacji w kształcie różowych kwiatów, w której znajdowały się eliksiry tego samego koloru w butelkach o kształcie serca. Flora wzięła jedną z nich i zaczęła się jej przyglądać z zainteresowaniem.

- Amortencja? - zapytała po chwili, zwracając się do Callie.

- Nie do końca - odparła dziewczyna, odrzucając swoję długie włosy na plecy. - Amortencja jest nieco zbyt skomplikowana na taką masową produkcję. Ale niedawno w miarę możliwości uprościłam recepturę i postawiłam na czas działania. Ten działa... Naprawdę długo.

- To niesamowite. Widać, że się na tym dobrze znasz - powiedziała Flora, na co Callie uśmiechnęła się.

- Dziękuję - odparła i dumnie spojrzała na całą instalację.

- Może dołączcie do tych buteleczek kwiaty - zaproponowała Flora, jeszcze raz spoglądając na eliksir, który nadal trzymała w dłoni. - I praktyczne, i będzie też ładniej wyglądać.

- Hmm... - mruknęła Callie, po czym wyjęła swoją różdżkę i wyczarowała za jej pomocą małą, różową różę, a następnie przyłożyła ją do butelki. - Wygląda całkiem ładnie... No ale wiesz, to w końcu nie ja tu decyduję. George!

George, który układał pudełka kilka metrów dalej, od razu je zostawił i przybiegł na zawołanie Callie.

- Cóż się wydarzyło? - zapytał, stając za Ślizgonką i nachylając się, by zobaczyć, co trzymała w dłoniach.

- Flora zaproponowała, żebyście tak - tu pokazała mu buteleczkę z przyłożonym doń kwiatem - zaczęli sprzedawać eliksir. Co ty na to?

- Oj, i bez dodatków jest idealny, Callie - powiedział George, na co dziewczyna tylko przewróciła oczami.

Flora spojrzała znacząco na George'a, a potem na Callie, czego oni nie widzieli, a ona postanowiła nic nie komentować. Zauważyła za to, że trzymana przez szatynkę róża była w tym odcieniu różu, w którym jej pozostałe trzydzieści jeden kwiatów. Flora prawie się zapowietrzyła, bo od dawna już takiego nie otrzymała. Bill zawsze zasypywał ją kwiatami, ale dziewczyna dawno nie zauważyła tego, który miałby ten jeden, konkretny kolor. Blondynka po prosty czuła, że musi go mieć.

- Callie, mogłabym wziąć tę różę? - zapytała, chcąc brzmieć jak najmniej dziwnie.

- Pewnie, trzymaj - powiedziała Callie i wręczyła kwiat Florze. - Pasuje ci do sukienki - dodała, wskazując na jasnoróżowe ubranie Krukonki.

Flora już chciała odpowiedzieć, gdy nagle usłyszała naprawdę wybuch po drugiej stronie sklepu. Niektórzy klienci zaśmiali się, niektórzy krzyknęli, a Callie tylko westchnęła.

- Och, muszę iść to naprawić - powiedziała niczym zrezygnowana matka, po czym odwróciła się w tamtym kierunku. - Fred, na Merlina! - wrzasnęła i odeszła.

Flora chciała rozpocząć dalsze odkrywanie sklepu, nie zdążyła jednak odejść dalej niż na dwa kroki, gdy poczuła dłonie na swoich biodrach.

- Eliksiry Miłosne? Chcesz mi coś powiedzieć? - zapytał Bill, czym spowodował, że Flora przewróciła oczami. Zauważyła nagle wiele podobieństw pomiędzy nim, a jego braćmi.

- U was to chyba rodzinne - mruknęła, mimo wszystko się uśmiechając.

- Co? - zapytał Bill, stając naprzeciw ukochanej, by widzieć jej twarz.

- Nic, nic - odparła Flora pospiesznie.

- Wiesz, że ja szaleję za tobą i bez tego eliksiru - szepnął, nachyliwszy się do jej ucha. Flora sama nie wiedziała, czy chce się uśmiechać i go za to pocałować, czy nazwać go głupkiem i zdzielić w ramię za tandetność tych słów. Zanim jednak zdążyła zdecydować, Bill odsunął się od niej i zaczął mówić już poważnie:

- Słuchaj... Tak rozmawiałem z chłopakami i... Może rzeczywiście my też powinniśmy poszukać jakiegoś mieszkania dla nas? Tu w Anglii? A może nawet domu?

Nastąpiła chwila ciszy pomiędzy parą, wypełniona różnorodnymi odgłosami ze sklepu. Florze robiło się cieplej na sercu od tego wszystkiego i musiała chwilę rozważyć to, co chciała mu odpowiedzieć.

- Cóż, nie mogę powiedzieć, że źle mi się z tobą mieszkało - odparła wreszcie Flora, śmiejąc się pod nosem. - Ja nie mam nic przeciwko.

Bill wyglądał na wyraźnie ucieszonego taką odpowiedzią i zapytał od razu:

- Jakieś marzenia?

- Bill, bez przesady, ja nie mam wygórowanych wymagań...

- Ale zdradź mi je - nalegał chłopak.

- Cóż... - powiedziała Flora po chwili namysłu i zaczęła iść dalej w głąb sklepu, gdyż jej uwagę przykuł jakiś ciemny, błyszczący proszek. - W Egipcie zawsze chciałam mieszkać nad morzem, ale wszystkie służbowe mieszkania tam były już zajęte...

- Załatwione - powiedział Bill, gdy ją dogonił. - Tak się cieszę, że się zgodziłaś.

- Myślałeś, że się nie zgodzę? - zapytała rozbawiona Flora, nie odrywając wzroku od proszku.

Bill ugryzł się w język. Nie chciał się wygadać, że gdzieś głęboko bał się, że nie przyjęłaby jego oświadczyn - choćby argumentując to tym, że była wojna i to nie był czas na ślub. Zamiast tego znowu podszedł do niej od tyłu i szepnął:

- Wiesz, jak zamieszkamy sami, to będziemy mogli zrezygnować z tych wszystkich zaklęć zabezpieczających drzwi...

- William, do cholery, czy ty się kiedykolwiek uspokoisz?

39 Kwiatów • Bill WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz