Rozdział 20

9.3K 268 1
                                    

Obudziłam się bardzo wyspana, ale mój sen zapewnił mi kiepski nastrój. Brunet dociskał mnie do siebie. Jego głowa znajdowała się w zagłębieniu mojej szyi. Uśmiechnęłam się. Wyglądał tak spokojnie i uroczo kiedy spał. Włosy opadały mu na czoło. Nie miałam serca go budzić. Było mi strasznie gorąco. Jednak gdy próbowałam się wyplątać z jego objęć siłą rzeczy jednak się obudził. Otworzył swoje zaspane oczy i uśmiechnął się. Och. Nawet najtwardsze serce złamałoby się na ten widok. Zarumieniłam się.

—Dzień dobry kochanie, a ty gdzie się
wybierasz? — powiedział leniwym, zachrypniętym głosem, a moje serce przyśpieszyło.

Dopadła mnie myśl, że mogłabym się tak budzić codziennie. Cóż zepchnęłam ja gdzieś tam na dno. Mam wrażenie, że z każdym jego dotykiem uśmiechem, zakochuje się w nim coraz bardziej. Przeraża mnie to. Nawet bardzo. Nawet nie wiem, czy on czuje to samo. Raz już się sparzyłam, a byłam taka pewna!

— Musimy iść do pracy Sherlocku— przewróciłam oczami. Nie wiem czy jestem gotowa na coś takiego. Nie wiem, nic nie wiem. Nienawidzę nic nie wiedzieć.

—Ja muszę, ty nie musisz. Mała Mia odpoczywa po podróży, a potem ma wizytę u lekarza. Pan William kazał cię powiadomić— powiedział wpatrując się we mnie. Odwróciłam wzrok.

—Och, no dobrze, w takim razie szykuj się do pracy, a ja nam zrobię śniadanie. Muszę Ci podziękować za to, że mnie przygarnąłeś na tę jedną noc— uśmiechnęłam się, a on przymrużył oczy, po czym westchnął i wstał.

Jego nagie plecy wywoływały u mnie znajome pulsowanie między nogami. Teraz mam okazję dokładnie przyjrzeć się temu tatuażowi. Jest to czarne słońce. Jego promienie wypełnione atramentem sięgają aż do łopatek i szyi. Środek wypełniony jakimiś małymi gałązkami tworzył datę. Przełknęłam ślinę. 26.05.

—Mogę cię o coś spytać? — Nick odwrócił się do mnie ukazując ich resztę. Wszystkie wyglądają wspaniale. Kiwnął głową.

—Skąd pomysły na tatuaże?
Uśmiechnął się łobuzersko i przejechał dłonią po swoich włosach.

—Cóż ten, był robiony jako ostatni—dotknął swojego miejsca przy pachwinie i przejechał wzdłuż czarnej gałązki. Podeszłam do niego. Cholera. Zrobiło mi się gorąco, odchrzaknęłam
— Zrobiłem go pod wpływem chwili. Gałązka miała oznaczać drogę, liście to, że się rozwijam, a każdy kolec dorabiam kiedy zawalę coś, moim zdaniem istotnego— powiedział, a kiedy dotknęłam tego miejsca wstrzymał oddech. Zmarszczyłam brwi.

—Trzy?—zapytałam charcząco. Kiwnął głową.

—Pierwszy-kiedy zmarli twoi rodzice, drugi- kiedy pięć miesięcy temu zmarł mój dziadek, a ja miałem ważniejsze rzeczy i odmówiłem przyjazdu—skrzywił się.

—A trzeci?— zapytałam, brunet wyglądał jakby bił się z myślami czy powiedzieć mi, czy nie.

—Kiedy dwa miesiące temu podczas akcji na pana Montenegro z żoną, napadł jakiś mężczyzna i był pod wpływem narkotyków, przyparłem go do muru i unieruchomiłem. Odszedłem na metr i właśnie miałem zadać pytanie, gdy w pewnym momencie usłyszałem strzał i po chwili zrozumiałem, że ktoś, zastrzelił go na moich oczach. Wydał ostatnie tchnienie na moich rękach. Moi ludzie sprawdzali w tym momencie okolicę, a mimo to, udało mu się strzelić, a co gdyby... — powiedział niemal szeptem.

Chwyciłam jego twarz w swoje dłonie. Zmusiłam go by spojrzał na mnie. Ich zieleń była teraz oliwkowa i osnuta bólem. Miałam wrażenie, że pożera go to od środka.

—Nick, to nie była twoja wina, patrz na mnie... Do cholery jasnej, swoje zadanie wykonałeś bez zarzutu... To oni niedokładnie sprawdzili teren, a zresztą nie ma ich co winić, a co dopiero ciebie!- powiedziałam, serce mnie zapiekło, gdy dotarło do mnie, że ta kula mogła równie dobrze trafić w Nicka. Rysy jego twarzy złagodniały, po chwili westchnął. Nagle pocałował mnie. Nie był on taki jak inne, był zmysłowy, jakby się delektował. Założyłam swoje ręce na jego szyi. Moje serce biło w zawrotnym tempie. Jego język delikatnie pieścił moje podniebienie. Oparł swoje czoło o moje.

Don't say anything [W TAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz