Rozdział 37

6.7K 190 10
                                    

Stoimy przed domem państwa Sanders. Całkiem spory, jednak posiada mnóstwo uroku. Cały obłożony dębową boazerią i zdobiony różnymi żłobieniami. Ścieżka prowadzi pod werandę, wejście jest w zagłębieniu. Moją uwagę przykuwają piękne pnącza okalające praktycznie cały dom, co nadaje mu tajemniczości, a mnie napawa pewnego rodzaju inspiracją. Co jeszcze mi się podoba to styl, który mimo ogromu domu wydaje się przytulny i pełny ciepła. Uśmiecham się szeroko. Z lewej strony rozciąga się kolorowy, dosyć pokaźnej wielkości ogród. Po prawej stronie znajduje się fontanna, a w niej naga kobieta z koszem uniesionym w górze, woda spływa wzdłuż jej bladoszarego ciała szerokimi strużkami, spogląda w stronę drzew z zachwytem, jakby chciała powiedzieć "Patrzcie na mnie! Oto narodziłam się na nowo! Patrzcie!". Wokół okręgu ją otaczającego posadzone są różowe róże. Wszystko to tak naturalnie wygląda, zupełnie jakbym znajdowała się w jakimś śnie. Wsłuchuję się w szum wiatru ślizgającego się niczym doświadczony łyżwiarz po liściach drzew. Zamykam oczy i staram się ją usłyszeć. Kołysankę, którą mama śpiewała mi gdy bałam się cienia w pokoju, rzucanego przez prężną grubą gałąź topoli rosnącej nieopodal. Sprawia to, że czuję niemal namacalną ulgę. Nick zamyka mnie w żelaznym uścisku swoich szerokich ramion. Czuję uścisk w moim żołądku i moje serce przyśpiesza swój rytm. Pachnie tu świeżością i kwiatami, pachnie nim.

-Pięknie tutaj - mówię, a Nick uśmiecha się delikatnie.

-Tak- odpiera pełna podziwu Lindsey, która obserwuje wszystko z niemal dziecięcą ciekawością.

Podchodzimy do drzwi, które otwiera nam zapewne gosposia. Po chwili pojawia się drobna brunetka, ma może z metr sześćdziesiąt. Rysami lekko przypomina Nicka, więc sądzę że to jego mama. Uśmiecha się życzliwie, gdy dostrzega nas w progu. Witamy się grzecznie. Oczy bruneta rozweselają się. Trzyma mnie za rękę, by dodać mi otuchy, ale ja wiem, że jemu bardziej jest ona potrzebna. Czeka go jeszcze spotkanie z ojcem.

-Nick zaprowadzi was zaraz do pokojów. Musicie być zmęczeni i głodni po podróży. Za trzydzieści minut będzie obiad więc ze spokojem, najpierw się rozpakujcie- deklaruje swoim melodyjnym głosem.

Jej ciemnobrązowe oczy niemal tryskają empatią. Coraz bardziej przypomina mi Nicka, jego oczy świecą w ten sam sposób. Cały dom nią emanuje. Wystarczy spędzić tu trzy minuty, by to poczuć. Uśmiecham się serdecznie.

- Mamo, poznaj moją dziewczynę Madelaine, Madelaine poznaj moją mamę Evelyn.

-Dzień dobry, miło mi panią poznać-  wyciągam do niej dłoń, ale ona przyciąga mnie do siebie i utula

Putulnie pachnie prawie tak samo jak jej ogród, wprost oszałamiająco.

-Cieszę się, że mam okazję cię poznać. Nick niewiele mi o tobie opowiadał. Zawsze taki skryty, ale ostatnio jego głos był taki... Radosny... Wiedziałam, że coś się zmieniło- odpowiada, a ja uśmiecham się ciepło, starając przestać się rumienić.

-Poznaj też moich przyjaciół, Morgan, Lindsey i Vincenta.

Nick przyporządkował nam pokoje naprzeciwko siebie, ale mimo to czułam, że i tak będziemy przesiadywać w jednym. Pokój jest bardzo przytulny. Naprzeciw wejścia jest okno z parapetem przysłonięte białą firanką, duży, popielaty dywan na środku pokoju. Po prawej stronie znajduje się podwójne łóżko, na przeciwległej ścianie wisi telewizor. Ściany są białe, ale nie wywołują uczucia szpitalnego że względu na obrazy i kwiaty na nich wiszące. Podłoga w dębowych panelach połyskuje niczym wypolerowane szkło. Pod telewizorem, na białej szafce znajduje się zdjęcie Nicka i Elizabeth. Ma tutaj około siedemnastu lat. Nadal bardzo przystojny. Uśmiecha się do aparatu, a ona całuje go w policzek. Wydaje się taki szczęśliwy. Moje serce ściska się mocno z żalu. Gdy chłopak dosrzega to, na co spoglądam momentalnie się spina.

Don't say anything [W TAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz