Rozdział 43

5.8K 180 5
                                    

W TYM SAMYM CZASIE

Jadę na lotnisko.  Znowu mnie nie posłuchała... Cholera...  Gdyby Vincent nie założył podsłuchu w jej telefonie... Wysłałem chłopaków do kancelarii prawnej. Marcus ewidentnie jest w to wszystko zamieszany. Ale nawet on nie byłby w stanie ukraść tych papierów, ze względu na ścisłą ochronę... Nie ryzykowałby aż tyle... W takim razie widzę jedną możliwość. Nie złożył ich wcale i działa w zgodzie z Inezem. Słyszę znajomy dźwięk, dzwoni mój telefon. To Shawn. Denerwuję się na tyle, że mam problem z odebraniem telefonu, ale ostatecznie mi się udaje.

—Halo?— odzywam się, zaciskając ręce na kierownicy.

—Halo? Zgodnie z twoimi przewidywaniami, Marcus jest cały i zdrów, obserwujemy go cały czas. Rozmawia z kimś przez telefon—odpowiada, a ja zaczynam oddychać szybciej.

—Dowiedzcie się o czym rozmawiają i oddzwoń— odpowiada i rozłącza się.

Stoję w pierdolonym korku. Nawet nie mogę do niej zadzwonić... Cisza dzwoni w mojej głowie. Za dużo myślę. Wszystko będzie dobrze. Nie, musi być dobrze! Uderzam z całej siły w kierownicę. Jeżeli coś jej się stanie... Nie miała być bohaterką, miała zostać bezpiecznie w domu. Wjeżdżam z impetem na parking i parkuję samochód. Wysiadam i biegnę na poczekalnię. Mijam tłum ludzi i wyszukuję. Modlę się żebym nie dotarł za późno. Nigdzie jej nie ma...  Robi mi się gorąco. Podchodzę do tablicy z rozkładem lotów. Wylądował. Zaczynam pocierać nerwowo czoło. Niemal padam na krzesło i zaczynam klnąć. Ludzie odwracają się w moim kierunku i posyłają dziwne spojrzenia, ale jedyne co mnie teraz obchodzi to, to gdzie jest teraz Madelaine.  Dzwoni telefon, podrywam się aż na równe nogi. Pełny nadziei, że znowu usłyszę jej przejmujący, ciepły głos... Czuję, jak powoli pękam. To znowu Shawn.

—Halo i co? Wiesz już coś? —pytam, czując jak krew odchodzi mi z twarzy.

—Oni ją mają Nick...  To Mitchell—odpowiada i w tym momencie ruszam do wyjścia. Spóźniłem się, kurwa!

—Mitchell?!—krzyczę wsiadając do samochodu.

— Zabrali ją do opuszczonej fabryki czekolady...— odpowiada nerwowo.

Muszę się uspokoić. Czas, cholera czas! Gdybym tylko przyjechał wcześniej! Jak ja mogłem być tak nieodpowiedzialny! Podstawiłem im ją niemal pod nos...

— Kazałem wam go wcześniej sprawdzić! Nie było ponoć żadnych powiązań! Jadę tam. Wyślij wsparcie,policję i służby ratunkowe, tak na wszelki...—w tym momencie ściszam głos.—Wy tymczasem zgarnijcie resztę— rozłączam się.

Ręce trzęsą mi się z nerwów. Trzymaj się kochanie, już po ciebie jadę. Droga potrwa jeszcze z dwadzieścia minut! Kurwa!

~~~~~~~~~~~~~~~~~•~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Parkuję kilka metrów obok miejsca docelowego, biorę ze sobą broń i chowam ją w spodniach, tak by była niewidoczna. Nie wiem dokładnie gdzie znajduje się Madelaine, ale przeszukam każde pomieszczenie, jeśli będzie trzeba. Zaraz za mną przyjechało wsparcie, tak jak prosiłem– zrobili to cicho. Musimy ich wziąć z zaskoczenia... Muszę postarać się opanować drżenie rąk, bo inaczej zginę tam.

—Grupa Nicka, wchodzi od tyłu, reszta od przodu, zrozumiano? Jakieś pytania?— pyta dowódca akcji.

Zakładam kamizelkę kuloodporną. Jeżeli... Jeżeli się spóźniłem... To nie daruje tego sobie. Madelaine, trzymaj się...  Klaus poszedł przede mną, a Shawn ubezpiecza nas z tyłu. Podeszliśmy chmarą do tylnich drzwi. Zaglądam do środka, przez szybkę.

—Czysto, ale uwaga, to może być zasadzka— szepczę, a chłopaki kiwają głowami, następnie otwierają delikatnie drzwi.

Rozglądamy się po pomieszczeniu, ale nie ma tu żywego ducha... Serce bije mi bardzo mocno, jakby pragnęło wydostać się na wolność, a ja jestem pewny, że jeżeli zaraz jej nie znajdę, tak właśnie się stanie. Wchodzimy do następnego pomieszczenia, a tu czeka już na nas kilkanaście uzbrojonych zbrodniarzy. Cholera!
Szybko rzucam się na podłogę,  gdyż wewnątrz echem rozlegają się strzały.  Chowam się za maszyną. Większość uczynia to samo. Niestety nie wszyscy zdołali się uchronić i niektórzy zostają postrzeleni. Przełykam nerwowo ślinę. Przepraszam... Nagle zauważam, że jeden mięśniak chowa się za metalową skrzynią. Nie ma szans, bym go  przez to trafił, ale jest szansa, że jeżeli strzelę w lampę, która wisi na dwóch ostatnich kabelkach, to uda mi się go pozbyć. Niewiele myśląc to właśnie uczyniam. Spada wprost na niego. Adrenalina sprawia, że moje ciało płonie. Chyba traci przytomność, bo już nie widzę jego włosów. Kilku z nich zdjęliśmy, ale ciągle pojawiają się nowi. W mojej słuchawce odzywa się Adams.

Don't say anything [W TAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz