Rozdział 26

7.8K 202 1
                                    

Zjadłyśmy kolację, wykąpałyśmy się i przebrałyśmy się w piżamy. Właśnie włączam  przyjaciół. A co tam, niech leci od pierwszego sezonu. Siedzimy na wypoczynku chwilowo w ciszy. Postanowiam, że zapytam Lindsey o Vincenta. Według mnie jest w niej zadłużony po uszy.

—A co do Vincenta, nie uważasz, że jego dzisiejsze zachowanie wobec ciebie było conajmniej zastanawiające? — pytam, a ona uśmiecha się.

Zakłada swoje mokre włosy za ucho i wzdycha.

—Nie sądzę, żeby to znaczyło cokolwiek. On taki jest. Na pierwszy rzut oka mogłoby się  wydawać, że jest arogancki i pewny siebie, ale to spokojny i dobry chłopak. Nie zostawia nikogo w potrzebie i jestem pewna, że gdybyś nie miała już swojego ochroniarza i miała identyczną sytuację postąpiłby tak samo— stwierdza, a ja spoglądam  na nią z zaciekawieniem.

Zarumienia się ilekroć o nim wspominam. Co prawda wiedziałam, że Veen jest wspaniałym chłopakiem, ale mam przeczucie, że zrobił to z ogromną radością. Ach ci zakochani ślepcy... Nagle na myśl przychodzi mi Nick, mrugam kilkukrotnie i staram się przywrócić moje myśli na właściwy tor. Sobą i swoimi problemami zajmę się później.

— Jesteś wspaniała, jestem pewna, że się jeszcze zejdziecie—  odzywam się po chwili milczenia.

Rachel akurat dzwoni do swojego ojca mówiąc, że nie jest butem, więc wybucham śmiechem. Spoglądam na zamyśloną Lindsey, która skubie swoje paznokcie.

— Ale on jest lepszy, nigdy nie będę wystarczająca— odzywa się tak cicho, że ledwo ją usłyszałam.

— Kochanie... Daj spokój. Czy kiedykolwiek dał ci jakiś powód byś czuła się gorzej? Bo jeśli tak to zaraz skopie mu tyłek i nigdy więcej go nie zobaczysz — mówię, a ona chichocze, na fragment o tyłku.

Dzieckiem jest się całe życie. Uśmiecham się do niej, a ona kiwa przecząco głową.

— Nie każdy chłopak jest jak ten poprzedni. Ja myślałam, że już nigdy nikomu nie zaufam. Co prawda ja i Nick nie jesteśmy razem, ale gdyby miał jakąś dziewczynę, jestem przekonana stuprocentowo, że nie zdradziłby jej, nie jest taki jak John. Jestem pewna też, że Vincent nie zrobi niczego co mogłoby cię upokorzyć i skrzywdzić jak Mike — nie spodobał mi się fragment mojej wypowiedzi, w której mówię o potencjalnej dziewczynie Nicka.

Uzmysławiam sobie, że mam poważny problem. I dociera do mnie, że dając rady powinnam najpierw się do nich zastosować. Skoro mu ufam, to co mnie blokuje?

— Masz rację, Vincent taki nie jest. Ale to i tak ciężkie, co?— pyta, a ja kiwam zrezygnowana głową.

— Nieświadomie sama też sobie poradziłam, cholera jasna — roześmiałyśmy się.

— Prędzej zacznę grać na gitarze, niż się odważę ją zastosować — odzywa się, a ja kręcę głową.

—Masz szczęście, bo zaraz ją przyniosę. Jutro sprawisz, że wyjdzie z siebie—  mówię rozbawiona.

Lindsey pobladła, a ja wychodzę na korytarz i kieruję się do części wspólnej, tam stała jakaś gitara. Nie potrzebujemy alkoholu, żeby się dobrze bawić, ale coś czuję, że się bez niego nie obejdzie. Gdy docieram na miejsce dostrzegam Mike'a. Rzucam mu nienawistne spojrzenie.
Chcę się cofnąć, ale mnie zauważył. Cholera.

—Cześć Madelaine, wiesz może, w którym mieszkaniu mieszka Lindsey? — pyta, a ja nie daję po sobie poznać swojego rozdrażnienia.

Ma chłopak tupet. Po co chce do niej iść? I to jeszcze w samych spodniach dresowych? Poświecić kaloryferem? Raczej wątpię w jego szczere zamiary. Może chce znowu ją wykorzystać? Taki wał, jak ja mu dam do niej jakikolwiek dostęp. Nie po tym jak poprawiałam jej humor przez dwie godziny, po kilku minutach przebywania w jego towarzystwie.

Don't say anything [W TAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz