Rozdział 30

7.8K 210 2
                                    

Odsuwam się od niego niepewnie. Zaczynam oddychać szybciej. Boję się tego co chce mi powiedzieć.

—Od jakiegoś czasu zauważyłem, że ktoś nas śledzi i obadałem temat... —zaczyna, a ja otwieram oczy niedowierzając swoim uszom.

Zaczynam mieć problem z oddychaniem ze zdenerwowania. Miewam tak od śmierci moich rodziców. Posyła mi pokrzepiające spojrzenie, które na nic mi się nie przyda. Mam bardzo złe przeczucia.

— Od kiedy? — pytam, przypatrując się jego napiętej szczęce.

Cholera. A już było tak pięknie... Wszystko zaczęło się układać! Zaczynam się pocić z nerwów, a serce obija się o moją klatkę piersiową, czuje je niemal w całym swoim ciele. Nierytmiczne. Nick dostrzegając mój stan przyciąga mnie do siebie. Wtulam się w niego jak w poduszkę, ostatecznie tylko jego ramiona chronią mnie przed zaszyciem w pokoju i rozpłakaniu się jak dziecko. Wracają wszystkie wspomnienia. Zatkane usta, przysłoniete oczy, jedynie kroki i czyiś charczący oddech... Po moich plecach przeszedł dreszcz.

—Od wypadu do klubu... — odpowiada cicho, a ja zaczynam drżeć.

—To przecież było ponad dwa tygodnie temu. Jak mogłeś to przede mną zataić? —pytam zdenerwowana.

Jestem świadoma, że skoro nawet się nie zająknął  to musi być coś bardzo poważnego. Odsuwam się od niego. Nie wiem, to wszystko jest jak zły sen, z którego nie mogę  się obudzić.

— Chciałem się upewnić i zrobić obeznanie... Nie denerwowałbym cię niepotrzebni  jakby się okazało, że to jacyś dziennikarze...— wychrypiał, a moje serce się ścisnęło.

—To znowu się dzieje— stwierdzam i przerażona pocieram dłonie. Brunet wziął je w swoje i zaprowadził mnie do swojego lokum.

—Wiem, Madelaine... —pogłaskał mnie po głowie. Zaczęłam drżeć. — Wiem, że ci ciężko...

—Dlaczego... Gdybym wiedziała... Boże, ja byłam sama z Lindsey u Marcusa, w galerii...— rzucam przerażona.

Tracę całkowicie panowanie nad swoim ciałem. Siadam, a raczej niemal upadam na kanapę i przyjmuję swoją obronną pozę. Zamykam swoje kolana w szczelnym uścisku, zatrzymując trochę drżenie nóg. Nick siada obok, ale nie dotyka mnie. Jego twarz wygląda na zamyśloną.

—Tak właściwie to niekoniecznie... Myślisz, że pozwoliłbym, wiedząc, że coś Ci zagraża na to, żebyś się sama gdziekolwiek szwendała? - przyłożył moje dłonie do swoich ust. —To dlatego byłem wściekły, kiedy nie odbierałaś ode mnie telefonu i jeszcze ta akcja z fontanną...

Spoglądam na niego z wyrzutem. Z drugiej strony jak bym się o tym dowiedziała, na pewno swoim zachowaniem sprawiłabym, że dowiedzieliby się o tym, a wtedy Bóg jeden wie, co by się stało.

—Ja nie chcę znowu przechodzić przez to samo... Ja nie chcę, boję się Nick—  szepczę, a on przytula mnie do siebie.

Zamykam oczy i delektuję się jego ciepłem. Chcę czerpać z tego uścisku jak najwięcej, bo wiem, że jak się odsunie, znowu zrobi mi się zimno. Przełykam ślinę.

—Spokojnie,nie pozwolę na to, przyrzekam... Nie przeżyłbym gdyby coś ci się stało— rzecze, a ja uspokajam się trochę. Kołysze mnie w swoich ramionach, a ja uśmiecham się, gdyż uzmysławiam się, że tak uspokaja się dzieci.

—Chcesz mi powiedzieć, jeszcze o czymś? — pytam skrzekliwie, a on odsuwa się ode mnie.

Czuję, że zalewa mnie fala mdłości. Robi mi się zimno, więc zaczynam żałować, że mnie już nie obejmuje. Ale wiem, że to utrudniłoby konwersację.

Don't say anything [W TAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz