Minęło pięć dni. Zaczynam dosłownie wariować! Żwirownia okazała się być fałszywym tropem, a wszystkie ślady, dowody, które udało się zebrać, są w całości sfingowane. To jakaś pieprzona maskarada! Zwykła gierka! Chcą, bym poczuła ich oddech na skórze... Bym czuła, że nigdzie nie ucieknę, że mój los jest całkowicie i nieodwołalnie zależny od nich. Jeżeli taki jest cel, to udało się im go osiągnąć. Nawet w kościach czuję, jak bardzo drżą moje mięśnie. Panika pochłania mnie całą, począwszy od dziwnych ataków za dnia, do sennych zmor. Budzę się zlana potem, nie mogąc zaczerpnąć ani odrobiny powietrza. Płaczę notorycznie, choć wcześniej rzadko mi się to zdarzało. Cała ta sytuacja jest nie do zniesienia. Nikt nie powinien mnie takiej oglądać, toteż nikomu na to nie pozwalam. Co chwila ktoś tutaj przychodzi żeby sprawdzić co się ze mną dzieje i zawsze odpowiadam, że wszystko jest w porządku, że nie czuję tego ściskającego się serca w gardle ilekroć pomyślę o tym do czego zdolni są posunąć się ci ludzie. Jak bardzo mogą mnie skrzywdzić. Nickodem musiał wrócić do Phoenix ze względu na pracę i na mnie. Sterowanie ludźmi na miejscu, będzie zdecydowanie efektywniejsze niż przez telefon. Od tego czasu nie jem prawie nic. Mama Nicka, wielokrotnie próbowałanukrócić moją głodówkę, jednak mimo moich najszczerszych chęci, zawsze kończy się na wymiotach. To sprawia, że nie mogę normalnie funkcjonować. Czy nawet gdybym cokolwiek jadła to by się coś zmieniło? Potrafiłabym wstać z łóżka i wykonać nawet najnormalniejsze czynności dnia codziennego? Zapewne nie. Boję się opuszczać to pomieszczenie, które nadal pachnie Nickiem. Czuję się tu bezpieczniej. Chociaż i tak z każdą chwilą coraz bardziej drętwieją mi palce, a myśli zaprząta nieprzyjemna wizja mojej przyszłości. Nagle dzwoni telefon.
-Halo? -pytam marszcząc brwi.
W pierwszej chwili nic nie słyszę, co bardzo mnie przeraża, jednakże po minucie słyszę czyiś drżący oddech. Ten dźwięk wstrząsa mną dogłębnie.
-Halo! Jeżeli to jakiś głupi żart, to natychmiast się rozłącz! -niemal krzyczę w geście przejmującej mnie bezradności.
Nadal ten oddech... Nierówny, ciężki, drżący, jakby ten ktoś właśnie zobaczył ducha. W moich oczach pojawiają się łzy.
-Powiedz coś! -krzyczę do słuchawki i zwijam się w kłębek.
Nagle zaczyna coś rzęzić jakby ktoś coś ciął lub szlifował. Boże święty! Serce staje mi w gardle i jestem pewna, że gdyby nie to, że Vincent wbiega do mojego pokoju zapewne dostałabym ataku histerii.
-Wszystko w porządku, Madds? -pyta, a ja pokazuję na telefon, przez który przez ostatnie kilka minut rozbrzmiewa tajemniczy dźwięk.
Podchodzi do mnie i bierze mój telefon. Połączenie zostało zerwane.
-Coś mówili? - pyta delikatnie i miękko czarnowłosy, jakby bał się, że może mnie spłoszyć.
Przygląda się, oceniając stan mojego ducha. Serce, jak wielki młot, ciężko uderza o moją pierś, a ja nie jestem w stanie zdobyć się na jakąkolwiek odpowiedź więc jedynie kiwam głową przecząco.
Siada obok i przyciąga moje drżące ciało do siebie, a ja wtulam się w niego i dopiero teraz wybucham panicznym płaczem. Veen gładzi mnie uspokajająco po włosach, a ja staram się uspokoić.-Nic nie mówili... - podciągam nosem- Słyszałam jedynie czyiś przestraszony, drżący oddech... I coś jakby ktoś szlifował, albo ciął piłą może... - odpowiadam ledwie słyszalnie, ale wi, że Vincent zrozumiał.
CZYTASZ
Don't say anything [W TAKCIE KOREKTY]
RomanceMadelaine Spark po śmierci swoich rodziców i zdradzie swojego chłopaka całkowicie oddaje się nauce. College to dla niej odskocznia od wszystkich problemów. Tylko dlatego nie pogrążyła się w otchłani rozpaczy. Monotonia jej życia nie przeszkadzała j...