Rozdział 32

7.3K 187 11
                                    

Gdy się od siebie odsuwamy, zaczynam się śmiać przez łzy. Przytulam się do niego i tak trwam. Wsłuchuję się w jego szybkie bicie serca. Nic więcej mi nie potrzeba. Czuję się szczęśliwa, w tej chwili żaden śledzący mnie idiota mi tego nie zepsuje. Rozkoszuję się tą błogością.  Przerywa nam dźwięk mojego telefonu. Sięgam go z kieszeni. To Morgan, marszczę brwi i odbieram.

—Halo? — odzywa się Morgan, a ja blednę. Czuję, że to nie będą dobre wieści. Aż skręca mnie w żołądku.

—Morgan? Coś się stało? —pytam przerażona. Zaczyna szlochać do słuchawki.

— Harry... On... —przerywa płacząc, a ja otwieram oczy szeroko. Jestem w szoku, przełykam ślinę.

— Gdzie jesteś? — pytam, drżącym od emocji głosem, a ona zaczyna szlochać głośniej. Serce bije mi niemiłosiernie szybko z nerwów.

Cholera jasna! Przecież czuł sie już lepiej... Zaczynał odzyskiwać przytomność... Muszę się spiąć, żeby ją teraz wesprzeć...

—W szpitalu— jej głos jest rozpaczliwy i wysoki.

Wiem, że muszę się uspokoić, ale robi mi się niemal słabo.

—Poczekaj na mnie. Niedługo będę— odpowiadam i rozłączam się

Dzwonię jeszcze do Pana Montenegro i biorę dwa dni urlopu. Czeka nas trudny dzień.

Jestem już na miejscu. Rudowłosa czeka na recepcji i szlocha w głos. Wygląda mizernie, ale nie ma co się dziwić. Tusz to rzęs spływa po jej policzkach, a oczy opuchnięte od płaczu wygladają na nieobecne. Spogląda na mnie, ale widzę, że nie ma jej tu ze mną. Błądzi za mgłą. Nick siada obok niej i kładzie rękę na jej ramieniu.

— On... Odszedł... —szepta i przytula się do mnie.

Jej łzy moczą mój podkoszulek i brudzą go, ale nie interesuje mnie to w tej chwili. Łamie mi się serce, gdy patrzę na nią w takim stanie. Walczę ze swoimi łzami. Nie wiem ile jeszcze będę w stanie wytrzymać bez płaczu.

—Tak mi przykro...— głos mi drży.

— To takie niesprawiedliwe! On chciał żyć! — wybucha płaczem

Przytulam ją mocniej. Obok stoją starsi ludzie, zapewne jego rodzice. Oboje są załamani. Tak bardzo mnie to boli... Nick podchodzi do nich i składa im kondolencje.

— Chcesz jechać ze mną do domu? — pytam cichutko, a ona kiwa głową przecząco.

Gładzę ją po plecach.

Dociera tu Lindsey.  Odsuwam się od Morgan, by czarnowłosa mogła ją przytulić. Ta informacja także nią wstrząsnęła. Stara się jakoś trzymać ale Harry był  także jej przyjacielem. Wstaję i podchodzę do jego rodziców. Kobieta jest stusunkowo młoda, jest około czterdziestki i bardzo dobrze wyglądająca, a mimo to całkowicid naturalna, gdzieniegdzie w jej kroczoczarnych włosach prześwituje siwizna, a twarzy nie zdobi żaden makijaż. Ma naturalnie piękną cerę. Harry zdecydowanie wdał się w swoją mamę. W tej jednak chwili wygląda na dziesięć lat starszą. Podkrążone, spuchnięte, czerwone oczy,  suche usta, bladość i rozpacz. Serce mi się ściska.

—Bardzo mi przykro... Nie znałam go długo, ale żałuję, naprawdę dobry człowiek i przyjaciel... Tak bardzo współczuję— mówię przełykając ślinę i biorę głęboki wdech żeby się nie popłakać.

—Dziękuję bardzo— kobieta przyciąga mnie do siebie i zamyka w szczelnym uścisku. Odwzajemniam— To takie kochane dziecko— mówi rozpaczliwie, a po moich policzkach zaczynają spływać pojedyncze krople łez.

Don't say anything [W TAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz