Rozdział 1

230 8 0
                                    

   Obudził mnie okropny dźwięk budzika. Po co nastawiam go na 6.30? Mam przecież 10 minut do szkoły. Dobra, nie ważne. Wyłączyłam budzik i wstałam podchodząc do szafy. Wzięłam bieliznę, krótkie spodenki i czarny top. Poszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic następnie ubrałam się i umalowałam. Czas na śniadanko! Kocham jeść! Pobiegłam do kuchni, gdzie stała mama i robiła naleśniki.

— O hej kochanie! Po co ty tak wcześnie wstajesz? Masz półtorej godziny do wyjścia. — Powiedziała uśmiechając się. Postawiła na stole naleśniki i różne dodatki typu maliny, bita śmietana i borówki.

— Cześć mamo, lubię mieć zapas czasu. A gdzie tata? — Zapytałam rozglądając się.

— Za tobą! — Krzyknął mi do ucha, był w kigurumi pandy. Kupiłam mu go rok temu na urodziny.

— Hej. — Przytuliłam obojga i poszłam zjeść pyszne śniadanko.

— Avery bo jest sprawa. — Zaczęła mama, a ja spojrzałam z zaciekawieniem.— Nie będzie nas przez tydzień. Mamy koncerty.

— Ale ja nie chcę znowu, żeby ktoś inny mnie pilnował... — Zawsze proszą jakąś opiekunkę, aby się mną zajęła.

— Wiemy, że nie lubisz i dlatego tym razem nikogo nie prosiliśmy. Tylko masz nie zapraszać tu żadnych dużych grup ludzi. Możesz zapraszać przyjaciół, ale nie pół klasy. Aaa! I jeszcze żadnych imprez. — Powiedział tata.

— Dobrze. Przecież wiecie, że nie za bardzo przepadam za tłumem. — Podeszli do mnie i przytulili.

— No dobrze. Jak już wrócisz może nas nie być. Mamy wyjechać dzisiaj ok. 16 na koncert. Klucze masz na półce, a kasę na stoliku. — Wskazała ręką na stolik kawowy. Następnie poszli się pakować. Jest! Nareszcie! Swoboda! Nikt, a nikt nie będzie mnie kontrolować!

Spojrzałam na zegar. Jest 7:30. Boże, jak szybko. Za chwilę powinni wpaść po mnie przyjaciele. Nie minęło 10 minut, a po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Poszłam odtworzyć, a w drzwiach stało pięć osób. Cortni, Lorey, Dennis, Scott i Astien. Mój wróg, ale i tak jesteśmy uważani za wielką szóstkę. Przytuliłam się z dziewczynami. Wzięłam szybko torbę, założyłam buty i powiedziałam, że wychodzę. Poszliśmy na parking, gdzie poszliśmy odrazu do samochodu Astiena. Jako jedyny ma prawko więc jeździmy do szkoły z nim.

Po chwili byliśmy już przed szkołą. Mamy o tyle szczęścia, że ludzie ze szkoły zachowują się wobec nas tak jak do innych. Bo jeszcze 2 lata temu w gimnazjum chcieli nasze autografy i to tylko dlatego, że mamy "sławnych" rodziców. Jesteśmy na dziedzińcu. Ja z Cortni chodzę do 2 liceum, Dennis i Scott do 1 a Lorey i Astien do 3. Jesteśmy tak jakby podzieleni. Na nasze szczęście chociaż mamy 1 godzinę obiadową i spotykamy się na samym środku przy dużym stoliku. Każdy ze szkoły wie żeby tam nie siadać, bo to jest stolik wielkiej szóstki. Idziemy właśnie z Cortni pod salę od historii.

— Dzisiaj podobno ma pytać. — Powiedziała Cortni wyciągając z torby zeszyt od historii.

— Ehhh.. Tylko ty i ja nie byłyśmy pytane w tym półroczu. — Westchłyśmy głośno i zaczęłyśmy kartkować zeszyt powtarzając poprzedni temat.

Po chwili rozbrzmiał głośny dzwonek na lekcję. Wszyscy usiedliśmy na miejscach. Do sali wszedł nauczyciel. Miał już około 50 lat. Facet z autorytetem w całej szkole. Tylko jego wszyscy się słuchają. Wszyscy raczej go lubią, bo super tłumaczy i opowiada o wydarzeniach typu wojny, rozbiory itp. Opowiada to z takim jakby to nazwać... Zawzięciem i pasją. Ale kartkówki i klasowki robi mega trudne.

— Sprawdźmy obecność. — Zraczął wymieniać osoby. Ja jestem gdzieś w połowie więc sobie poczekam. Po kilku minutach wywołał moje imię z dziennika. — Avery Murrey.

— Obecna. — Odpowiedziałam dalej kartkujac i powtarzając daty i przypisane im wydarzenia.

— Teraz może zapytamy 2 osoby... — Spogląda w dziennik. — Avery i Cortni. Tylko wy nie macie ocen...

Zadał nam parę pytań. Ja dostałam 4+,a przyjaciółka 5-. Ta ocena mam nadzieję, że podwyższy mi średnią, bo mam ledwo 4 z historii za to Cortni ma 5 i to co roku. Przynajmniej jestem dobra z ścisłych przedmiotów.

   Minęły jeszcze 3 lekcje, aż nadszedł czas na obiad! Ta szkoła nie umywa się do mojego starego gimnazjum, bo tam był tylko 1 obiad a tu można sobie wybrać pomiędzy 4 obiadami chyba, że jesteś wege więc masz 2 wybory. Po chwili stałam już z Cortni w kolejce po jedzenie. Wzięłam sobie kanapkę z pomidorem, sałatą, szynką i serem. Do tego sok pomarańczowy i kawałek ciasta. Za to Cortni wzięła to samo tylko że kanapkę bez sera, bo niezbyt lubi. Gdy wzięłyśmy tacki z jedzeniem ruszyłyśmy w stronę naszego stolika, przy którym siedziała Dennis i Lorey razem z Astienem.

— Hej. Jak tam hista? Podobno byłyście pytane. — Powiedziała Dennis z pełną buzią frytek.

— Spoko. Dostałam taką ocenę, że może jednak dostanę 4 na koniec. — Powiedziałam i wzięłam gryz kanapki.

— U mnie też spoko. A gdzie Scott? — Zapytała zaciekawiona.

— Poszedł kłócić się z kucharką oto, że zabrakło burgerów i sernika. — Zaśmiał się Astien.

— Aaaa... to normalka. — Powiedziałam popijając sok. Spojrzałam na swój kawałek ciasta. Ktoś zjadł mi kawałeczek.

— Dobre to ciasto!— Powiedział uśmiechając się do mnie Astien.

— Ej! To było moje! — Nikt ze mną nie zadziera, a szczególnie wtedy kiedy chodzi o jedzenie.

— Wiem. — Dziewczyny nie zwracały na nas uwagi. Rozmawiały o nowej piosence DAS (moich rodziców). Mało mnie to interesowało. Słyszę ją już od tygodnia więc nie robi na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. Po chwili przyszedł Scott z burgerem i frytkami na tacy.

— Witam piękne panie i przystojnego Pana! — Uśmiechnął się i usiadł. — Nie uwierzycie! Te baby zlikwidowały sernik z jadłospisu! Za to wstawiły warzywa!—Powiedział oburzony i zbulwersowany.

— No nie! — Powiedziała oburzona Dennis.

— No trudno się mówi. — Powiedziała zawsze poważna Lorey. Jest wege od jakiegoś roku, a Scott próbuje ja przekonać do mięsa. Nie raz zrobiła nam wielka awanturę, gdy zrobiliśmy obiad w wakacje i był on z mięsem. Mamy wrażenie z Cortni, że Lorey jest wege tylko dlatego, że jej chłopak też jest. Ona nawet wybaczyla mu to, że przespał się z 2 innymi laskami. To nie jest normalne. Właśnie tu idzie.

— Hej wszystkim. Lorey chodź stąd. Usiądziemy tam. — Pokazał stolik przy którym siedzieli sami wege. Lorey wstała i mała tam iść, ale Cortni złapała ją za rękaw bluzy.

— Sis chyba nie zostawisz nas tylko dlatego, że twój chłopak każe ci iść?! — Powiedziała lekko wściekła Cortni. Lorey nic nie odpowiedziała tylko wyszarpała rękę i wzięła tacke. Poszła z chłopakiem. Zawsze zostawała z nami nawet jeśli ten robił jej awanturę. Ma pokój zaraz za moją ścianą więc nie raz słyszałam jak płacze. Ściany nie są za grube.— W oczach przyjaciółki pojawiły się łzy. Zawsze były razem mimo wszystko, a teraz ona ją zostawiła. Cortni wstała i wybiegła z pomieszczenia tak, aby nikt nie zobaczył, że płacze.

— Avery chodźmy za nią. — Powiedziała zaniepokojona Dennis. Chłopcy też chcieli iść więc poszli za nami.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej misiaki!🐻🐻 To jest pierwszy rozdział! Jak wam się podoba?😁 Czekajcie na kolejne! Buziaki! 😘

Kogo wybrać? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz