Rozdział 10

90 7 0
                                    

~Avery~

   Jesteśmy właśnie przy straganach z pamiątkami. Jedna z nauczycielek dzieli nas na 3 osobowe grupy, a właściwie to losuje imiona ze słoika. Obym nie trafiła do grupy z Louisem, bo chyba tego nie przetrwam.

— Brad..., Louis.... i Avery!— No i mam przejebane... Ehhh... No trudno.— Ustawcie się w swoich grupkach obok siebie! — Powiedziała jedna z pań. Stanęłam obok Brada i Louisa. Rozejrzałam się po innych grupach. Dennis była z Astienem i Lorey ,Scott był z Cortni i jakąś dziewczyną z naszej klasy. Reszta grup mnie nie obchodziła.— Teraz każda grupa ma swój wyznaczony sektor....

— Idźcie sobie pozwiedzać i bawcie się dobrze! A i zapomniała bym! Trzymajcie się swoich grupek! Spotykamy się tu za równe 5 godzin!— Krzyknęła druga. Nim się obejrzałam wszyscy zniknęli. Nawet nauczycielki...

— No to jak mała? Gdzie idziemy?— Zapytał Louis z zawadiackim uśmiechem.

— No nie wiem... Może do tamtego wesołego miasteczka!— Wskazałam palcem na kolorowe namiociki, karuzelę i parę innych atrakcji.

— Mi pasuje!— powiedział Brad z uśmiechem.

— Ehh... niech wam będzie, ale pierwszą atrakcją będzie dom strachów.— Nie czekając na naszą odpowiedź złapał nas za nadgarstki i pociągnął za sobą w stronę domu strachów.

— JA TAM NIE WEJDĘ! — Zaczęłam krzyczeć, a Louis przerzucił mnie przez ramię jak worek ziemniaków. Zaczęłam się wiercić i uderzać go pięściami w plecy, aby mnie puścił. Niestety to nic nie dało. Brad zapłacił za bilety i weszliśmy do ciemnego pomieszczenia. 

  Lou postawił mnie na ziemi. Zaczęliśmy iść długim ciemnym korytarzem. Światło dawały mrugające lampy nad nami. Szliśmy tak chyba parę minut. Nagle coś za nami przebiegło. Obejrzałam się tak samo jak i chłopaki. Zaczęliśmy iść trochę szybciej. Przed nami pojawiły się 3 korytarze. W jednym paliło się pojedyncze białe światło, które mrugało. Lampa, która oświetlała  korytarz była idealnie nad małą dziewczynką. Nagle ta na nas spojrzała i się uśmiechnęła. Miała wycięty uśmiech i dziury zamiast oczu. Ciągle powtarzała jedno zdanie"Pomóż mi...Proszę...Nic ci nie zrobię". Zaczęła iść w naszą stronę. Obróciłam się w stronę drugiego korytarza. Stał tam klaun z przerażającym uśmiechem i piłą łańcuchową. Też zaczął iść w naszą stronę. Zaczęliśmy biec do trzeciego korytarza mając nadzieję, że nic tam nie będzie. Brad zatrzymał się.

— Już ich nie ma...AAAA! SPIERDALAMY Z TĄD!— Obie postacie wyłoniły się nagle zza zakrętu i zaczęły biec w naszą stronę.

Biegłam ile siły w nogach. Po paru minutach okazało się, że jestem tutaj sama. 

—Brad?! Lou?! Ktokolwiek?!— Zaczęłam panikować.

   Czułam jak po policzkach leją mi się łzy. Nagle zapaliło się światło na końcu korytarza przez który biegłam. Pojawił się tam wysoki mężczyzna. Był ubrany zupełnie jak Jeff The Killer. Miał nóż i szedł do mnie spokojnym krokiem. Powtarzał jedne słowa " Idź już spać". Bardzo się bałam. Zaczęłam biec, a po policzkach spływały mi łzy. Gdyby byli tu jeszcze chłopcy może mniej bym się bała, ale ich tu nie ma. Usłyszałam jak osoba za mną przyśpieszyła zaczął mnie ścigać. To było jak cholery wyścig. Dobiegłam do łączenia korytarzy gdzie prawie zderzyłam się z Bradem i Louisem. Złapałam się ich i zaczęliśmy biec ile sił w nogach przed siebie. Tak się cholernie bałam. Nagle za nami pojawiła się znana nam LALECZKA CHUCKY! Kurwa! Kurwa! Kurwa! Ona ma nóż. Lou wziął mnie na ręce i razem z Bradem pobiegli do drzwi przed nami, na których było napisane EXIT. Nareszcie! Gdy tylko wyszliśmy chłopak postawił mnie na ziemię, a ja momentalnie upadłam. Zwinęłam się w kłębek i zaczęłam płakać.

— Avery...Przepraszam...Nie wiedziałem, że tam jest tak cholernie strasznie...Wybaczmi...Proszę...— Lou klęknął przede mną, a Brad przytulił. Nie mogłam powstrzymać łez. Nigdy nie bałam się horrorów czy też postaci z nich, ale to była rzeczywistość, a nie film! Co jeśli bym nie zaczęła biec?! Co jeśli by mnie dorwała jedna z tych postaci?!

— Ciii....Już będzie dobrze...Cichutko....Już po wszystkim..¯ Mówił głaszcząc mnie po głowie Brad.

— I-Ile t-tam b-byliśmy?— Zapytałam jąkając się.

— Z 2 godziny.— Dla mnie to była wieczność.— Trzymaj.— Lou podał mi chusteczkę, którą wytarłam łzy i wydmuchałam nos. Od razu się uspokoiłam.— Przepraszam...Bardzo tego żałuję...Wybacz mi ...— Powiedział chłopak głaszcząc mnie po dłoni i całując w nią. Po chwili z domu strachów wyszła para. Dziewczyna ryczała jak najęta, a chłopak trzęsł się jak galareta.

— Wybaczę ci jak wygrasz dla mnie tego dużego misia...— Pokazałam palcem na misia, który był do wygrania, gdy zrzuciło się 10 butelek. Podobno jest to trudne, ale no cóż to jego problem.

***************************************

Hej misiaki! Dawno nie było rozdziału! Niestety nie mam zbytnio czasu na pisanie a do tego jest jeszcze 2 książka którą rozpoczęłam pisać. Ale uznałam że nie mogę pozbawić was rozdziału! Dzisiaj o ok 23 wpadnie 1 rozdział z mojej drugiej książki! Czekajcie na następne rozdziały!

Buziakiii! ;**********

Kogo wybrać? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz