Rozdział 92.

228 4 0
                                    

Tak bardzo się cieszę, że już wszystko między nami jest dobrze. Louis w końcu wytłumaczył mi co zaszło między nią, a tą dziewczyną, a właściwie to nic nie zaszło między nimi. Byłam głupia, że na początku nie chciałam dać mu szansy na wyjaśnienie. Może wtedy uniknęlibyśmy nieprzespanych nocy i zamartwiania się o siebie nawzajem.

Dziś jest już dobrze i mam nadzieję, że tak zostanie na bardzo długo, bo nie lubię się kłócić z Louisem i patrzeć na to jaki jest smutny.

Dziś też jest impreza organizowana przez Meg i Stana. Mieszkają oni w wynajętym mieszkaniu razem z trójką innych znajomych: dwoma dziewczynami i jednym chłopakiem. Myślę, że Meg jest strasznie zazdrosna o te dziewczyny, bo za każdym razem gdy się spotykamy to tak bardzo na nie narzeka, że jak to one patrzą na jej Stana, że ma ochotę powyrywać im te ich kudły z głowy. A ja zawsze się śmieje, bo wiem że Stan nie należy do tych chłopaków, którzy gdy tylko nadarzy się okazja flirtuje z innymi. Myślę, że nie zrobiłby tego Meg, za bardzo ją kocha. A skąd to wiem? Meg mi się wygadała, że w końcu się do tego oboje przyznali. Cieszę się z ich szczęścia, naprawdę. Bo wiem jakie to uczucie, gdy ktoś odwzajemnia twoje uczucia.

Dziś mamy środę co nie jest dobrym dniem na organizowanie imprezy, bo przecież jutro mamy zajęcia. Ale Louis tak bardzo mnie błagał abyśmy tak poszli, że nie mogłam mu odmówić. Postanowiłam, że nie będę pić, bo na drugi dzień jestem ledwo żywa i nie zdolna do czegokolwiek, więc nie ma opcji abym spożyła coś mocniejszego tego wieczora.

- Jo. - zajęczał Louis zza drzwi łazienki, a ja przewróciłam oczami. Czy ja naprawdę nie mogę mieć chwili prywatności w tym mieszkaniu?

- Czego? - warknęłam poirytowana. Głównie byłam zła na niego, że co chwila puka mi do tych drzwi dekoncentrując mnie na malowaniu kresek na powiekach. Za każdym razem, gdy dojeżdżam do końca powieki, on puka i kreska wychodzi mi krzywa. 

- Mam potrzebe. - zajęczał, a ja się zaśmiałam. Podeszłam do drzwi łazienki i otworzyłam je, także tylko wystawiłam głowę. Popatrzyłam na Louisa, który opierał się o przeciwległą ścianę i no cóż trzymał obie dłonie na dolnych partiach swojego ciała. Zachichotałam zanim otworzyłam drzwi szerzej, aby przepuścić chłopaka i żeby w końcu mógł oddać się rozkoszy.

- Dziękuję. - zamruczał i szybko prześlizgnął się obok mnie całując w czubek czoła, a ja zaśmiałam się i przeszłam do sypialni. Pomyślałam, że za ten czas gdy Louis będzie korzystał z łazienki ja ubiorę strój na dzisiejszy wieczór. Zdecydowałam się na sukienkę. Kupiłam ją już jakiś czas temu. Była cała czarna. Rękawy miała krótkie, a na ramionach naszyte kilka złotych cekinów. W pasie był przewiązany czarny pasek, który odgradzał górną część sukienki od dolnej i podkreślał biodra. Była nieco luźna, ale to mi wcale nie przeszkadzało. Można ją było nosić jako tunikę, na przykład z leginsami w różne wzorki, albo tak jak ja dzisiaj, jako sukienkę.

Gdy sukienka leżała na mnie idealnie do sypialni bezceremonialnie wparował Louis. Na mój widok stanął na środku pomieszczenia i po prostu zaniemówił. Stał z szeroko otwartą buzią i wgapiał się bezczelnie we mnie.

W końcu odzyskał zdolność mowy, gdy podeszłam do niego i zapytałam.

- I jak?

- Jo, brak mi słów. Wyglądasz idealnie. - powiedział i chwytając mnie za biodra pochylił się i pocałował mnie w usta. Objęłam jego szyję obiema rękoma i przyciągając jego głowę bliżej siebie pogłębiłam pocałunek. Dłonie chłopaka błądziły po moich nagich udach, aż w końcu zatrzymały się na tasiemce koronkowych majtek. Odsunął się ode mnie i podciągając skraj mojej sukienki spojrzał w dół. Jego reakcji można było się domyślić. Wciągnął głośno powietrze, a następnie spojrzał w moje oczy.

Can we be together? (Louis Tomlinson fanfiction, PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz