Gdy tylko pojawiłam się na miejscu imprezy wiedziałam, że popełniłam ogromny błąd nie będąc na niej od początku. Dosłownie wszędzie walały się puste butelki, puszki, spalone papierosy, a nawet części ubrań. O dziwo, ludzi nie było dużo, a większość z tych co jeszcze znajdowali się w domu Ginny spali lub byli blisko do tego. Mimo to nie mogłam znaleźć żadnego ze swoich przyjaciół prócz Deana, który nie był jednak w stanie określić, gdzie po raz ostatni widział chociaż jedno z nich. Zaczęłam więc chodzić po mieszkaniu zaczynając od kuchni. Tam właśnie natknęłam się na Teodora, który siedział oparty łokciami o blat i wyglądał na znudzonego.
- Cześć - odezwałam się cicho, nie wiedząc za bardzo czego się konkretnie spodziewać. Widząc jednak ogromny uśmiech pojawiający się na jego twarzy, odetchnęłam z ulgą, nabierając powietrza w usta by zacząć na niego krzyczeć. Przerwało mi to jednak wtargnięcie kolejnych osób, którymi byli: Blaise, Luna, Ron, Milli i Pansy.
- Ooo, Hermionka. Miło Cię w końcu widzieć! Napijesz się z nami? - rudy wyciąga zza siebie do połowy zapełnioną butelkę wódki. Uśmiecham się i potakuję. Ron podaję mi butelkę, więc odkręcam ją i jednym szybkim ruchem wylewam wszystko do zlewu przy akompaniamencie ich oburzonych krzyków.
- Koniec picia, czas kłaść się spać i trzeźwieć. No już, raz, dwa na górę do pokoi!
- Mogłaś nam zabrać alkohol, ale go nie wylewać. Takie marnotrawstwo - odzywa się Zabini, a ja przewracam oczami. Ku mojemu zdziwieniu nie protestują za bardzo i grzecznie dają odprowadzić się na górę. Nie komentuję tego, że Pansy z Milli idą do wspólnego, tak samo, jak i Ron oraz Blaise. Luna stwierdza, że najlepiej będzie jej w ramionach Ginny, która, jak się okazuje źle się czuła i położyła się szybciej od innych. Jestem pod wrażeniem, że nie bała się, że jej cały dom spalą albo zrobią coś jeszcze gorszego z nim.
- To może skoro zostaliśmy sami to porobimy coś ciekawszego niż stanie na środku korytarza?
- Masz na myśli sprzątanie tego całego syfu? Wiesz, gdzie Astoria z Fredem, Dafne i George, a także Harry z Lav?
- Dwie pary poszły do domów, a Harry z Lavender zgonowali jeszcze niedawno za domem - brunet wzrusza ramionami jakby to była żadna nowość, a ja jestem coraz bardziej załamana tym co tu się działo.
- Ile wypiłeś? I to tu się działo?
- Dużo, o wiele za dużo, ale nie na tyle bym nie kontaktował czy cokolwiek. I kochanie, nie chcesz wiedzieć - czuję jak moje policzki stają się czerwone ze względu na określenie, którym zostałam nazwana, ale staram się nie pokazywać po sobie zawstydzenia, co udaje mi się raczej słabo. - Utulasz mnie do snu?
- Sam już nie potrafisz? - pytam ze śmiechem, ale nie protestuję, gdy Teo łapie mnie za dłoń i zaciąga do jednego z pokoi. Rozglądam się po nim zaciekawiona, ale nie dane jest mi się skupić, gdyż brunet obejmuje mnie w pasie i przyciąga bardzo blisko siebie. Przez naszą różnice wzrostu muszę zadrzeć głowę na prawdę wysoko by napotkać te jego piękne, szare* oczy, wpatrujące się we mnie teraz tak, jakby były w stanie prześwietlić moją duszę. - Nie mieliśmy czasami zostać przyjaciółmi? - pytam, gdy brunet odgarnia mi zabłąkany kosmyk za ucho i zbliża się jeszcze bardziej. Jego oddech pachnie wódką oraz miętą.
- Skarbie, oboje wiemy, że nam to nie wyjdzie - jego usta delikatnie muskają moje, a ja dziwię się na to, jak miękkie są. Bardzo niepewnie oddaję pocałunek, kładąc jedną z dłoni na jego klatce piersiowej, a drugą we włosy. Moje serce bije bardzo szybko i mam wrażenie, że Teodor jest w stanie je usłyszeć nawet bez starań. Zanim jednak uda nam się chociażby pogłębić pocałunek drzwi otwierają się z hukiem, a ja odskakuję od bruneta.
- Przyjaciele, jak dobrze was widzieć! - krzyczy Lavender i podbiega szybko by następnie mnie uścisnąć. Za nią widzę Harrego, który ledwo stoi na nogach.
- Tak, tak, Ciebie Lav też. Może położysz się na łóżku, a ja przyniosę Ci szklankę wody, co? - nie czekając jednak na jej odpowiedź popycham ją w stronę łóżka i, gdy tylko się na nim kładzie, przykrywam kołdrą. Chwilę później koło niej ląduje Harry, a my z Teodorem opuszczamy pomieszczenie.
- Idę trochę posprzątać, a ty się zdrzemnij. To był na prawdę długi dzień - zarządzam i nie patrząc na niego, schodzę po schodach, choć słyszę, jak mnie woła. Zamiast zacząć ogarniać w domu, wychodzę na zewnątrz i oddycham głęboko, pozwalając by chłód zajrzał mi pod kurtkę, ponieważ tego najbardziej teraz potrzebuję. Otrzeźwienia.###
Nie wiem, jaki w rzeczywistości kolor oczu ma Teodor, ale u mnie to są szare 🤷♀️
I przepraszam jeśli zepsułam romantyczną scenę 😇