• 13 •

1.6K 103 3
                                    

HARRY:

               Czy wszystko dobrze? Czy wszystko było dobrze? Nic nie było dobrze. Voldemort nadchodził, a my nic nie mogliśmy zrobić. Bałem się jak cholera. Chcę, żeby to wszystko się skończyło. Chce, żeby koszmary się skończyły. Ja codziennie płakałem i modliłem się o lepsze jutro. Wydawało się, że byłem taki silny, ale nie byłem. To ode mnie zależało lepsze jutro. Tylko ja go mogłem zabić, a nawet nie wiedziałem jak.

                   Po wyjściu z gabinetu dyrektora zauważyłem, że z Draco dzieje się coś złego. Był bladszy niż zwykle.

- Draco? Wszystko w porządku?
- Harry, słabo mi.
- Draco? Co ci jest?
- Do Skrzydła Szpitalnego - To były jego ostatnie słowa kiedy upadł prosto w moje ramiona. Wziąłem go na ręce i zaniosłem do Pani Pomfrey.

 

               Draco leżał już tydzień w szpitalu. Nie budził się. Pani Pomfrey powiedziała, że był naprawdę bardzo zestresowany. Strasznie się o niego martwiłem. Nie wiedziałem co się dzieje.
Przez ten tydzień, nie byłem w szkole. Nawet nie wychodziłem ze szpitala. Musiałem być z Draconem. On był teraz najważniejszy. Nie mogłem zostawić go samego.

- Panie, Potter może pan pójdzie się wreszcie przespać? Gdy tylko, Draco się obudzi, poinformuje pana. - Powiedziała kobieta.
- Nie ma takiej opcji. Nie mogę go za nic zostawić. Potrzebuje mnie, a ja nie jestem śpiący.
- Dobrze, ale to może się źle dla Pana skończyć. - Powiedziała po czym odeszła.

Moje ręka przez cały czas spoczywa na ręce, Draco. Wpatrywałem się na niego i czekałem na jakiś znak, że w ogóle żyje.
Nagle ręka, Draco lekko drgnęła i ścisnęła minimalnie moją.
- Draco - Wyszeptałem. - Wszystko Już dobrze. Zawołam Panią Pomfrey.
- Harry, co się dzieje? - Powiedział cicho. Miał zachrypnięty glos.
- Csiii, już dobrze. - Odgarnąłem jego włosy z czoła po czym zawołałem Panią Pomfrey.
Kobieta kazała opuścić mi szpital, co zrobiłem z niechęcią. Musiała mu coś sprawdzić, a ja nie mogłem po prostu tego widzieć czy coś. Nie słuchałem jej za bardzo.
Wyczekując na Draco przed Skrzydłem, zauważyłem Dumbledore'a.

- Witaj, Harry.
- Dzień Dobry, Profesorze.
- Draco, się już wybudził?
- Tak w zasadzie przed chwilą. Czy wie pan może jaki był powód? Zdaje mi się, że Pani Pomfrey nie chciała mi nic mówić.
- Tak, wiem. To był atak Śmierciożerców. Osłabienie przypadkowej osoby. To miał być znak, że nadchodzą i zaczynają się mroczne czasy. Teraz akurat natrafiło na Draco. Oni nie wiedzieli na kogoś trafią.
- Czyli teraz takie ataki będą częściej?
- Narazie nie. Założyłem na Hogwart, specjalną barierę, ale nie utrzyma ona się za długo.

Po rozmowie z Dumbledore'm poszedłem do swojej sypialni. Przespałem się kilka godzin i ogarnąłem się.
Byłem strasznie przejęty. Miałem w głowię za dużo myśli. Draco leżał w Skrzydle Szpitalnym tak długo. Teraz już dochodzi do siebie i niedługo będzie mógł już wyjść, ale ataki i tak będą wracać. Nie wiem jaki sens to wszystko ma, ale chce, żeby to wszystko się już skończyło. Jestem zmęczony już tym wszystkim. Całe życie tylko w stresie. Na wszystko muszę uważać, żeby czasem Voldemort się do mnie nie dorwał.

Byłem już lekko wypoczęty i ogarnięty. Draco, był już u siebie w dormitorium i szedłem do niego właśnie. Musiałem się nim teraz opiekować. Wiem, że tego potrzebuje.

- Cześć, Draco. - Powiedziałem po wejściu do jego pokoju.
- Hej, siadaj - Odpowiedział poklepując miejsce obok siebie. Leżał na łóżku przykryty kołdrą.
- Jak się czujesz? Wszystko w porządku? Przynieść Ci coś?
- Nie, Harry wszystko w porządku.
- To dobrze. Pamiętaj, że zawsze tu jestem i zawsze jak będziesz czego potrzebował to wołaj.
- Dziękuje i nie tylko za to.
- Za co?
- Za to, że przez ten cały czas przy mnie byłeś, że opiekowałeś się mną.
- Nie musisz dziękować. Zrobił byś to samo. Pani Pomfrey, Ci mówiła, że byłem?
- Po części.
- Jak to?
- Niby spałem, ale wszystko słyszałem. Nie wyraźnie, ale słyszałem. To było dziwne. Słyszałem jak upierałeś się, że nie wyjdziesz i, że zostaniesz do końca.
- Po prostu nie chciałem Cię zostawić. W każdej chwili mogłeś się obudzić, a ja musiałem przy tym być.
- Kocham Cię, Harry
- Ja Ciebie też, Draco

Rano obudziłem się obok śpiącego, Draco. Nie szedł dzisiaj na lekcje. Przez kilka dni jeszcze nie będzie chodził, ale ja musiałem.
Zaklęciem szybko się przebrałem. Po kilku minutach byłem już gotowy do wyjścia. Zostawiłem mu jeszcze list na szafce nocnej, w którym było napisane:

„ Draco, musiałem iść na lekcje. Przyjdę do Ciebie od razu po lekcjach, chyba, że coś mnie zatrzyma, ale nic nie jest ważniejsze od Ciebie.
Kocham Cię

Harry"

Pocałowałem go jeszcze w czoło i wyszedłem. Miałem na sobie oczywiście pelerynę Niewidkę, więc wyszło bez problemu.
Pod Wielką Salą zobaczyłem Hermione, Rona i Ginny. Od razu Podeszłem do nich.
- Cześć wam - Przywitałem się
- Cześć, Harry - Powiedziała Hermiona po czym, Ron powtórzył to samo.
- Gdzie ty byłeś, Harry? Martwiłam się o ciebie. Nie odzywałeś się ani nic. - Powiedziała, Ginny.
- Jak wiecie, Malfoy miał jakiś atak. Razem z Dumbledore'm musieliśmy to rozwiązać. Zresztą byłem dużo razy przesłuchiwany. Myśleli, że mogę mieć z tym coś wspólnego, ale to był atak śmierciożerców.
- Śmierciożercy zaatakowali Śmierciożerce? - Odezwał się, Ron. Zdenerwowałem się, ale nie moglem dać po sobie niczego poznać.
- Nie wiedzieli kogo atakują. To był przypadkowy atak. I co masz na myśli mówiąc, że jest Śmierciożercą?
- No nie słyszałeś? Ponoć się przyłączył. Nie wiadomo czy ma już znak, ale po całym Hogwarcie krążą plotki. - Dokończył, Ron.
- Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. - Powiedziałem po czym poszliśmy ma śniadanie.

Ostatnia Szansa  ~ Drarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz