- Kurwa!
Uderzyłem pięścią w biurko.
- Co jest?!
Wstałem by włączyć światło ,ale nie ważne ile razy pstrykam stryczkiem to światło ni huj się nie włączało.
- Ja pierdolę. W takim momencie?- powiedziałem załamany.
I tak laska się wykrwawi ,ale ja tego nie zobaczę! Wyszedłem szybko spokoju ,na korytarzu rezydencji tak że było ciemno jak w dupie u murzyna. Szedłem ciemnym korytarzem aż w pewnym momencie w kogoś wpadłem ,włączyło się światło latarki które mnie oślepiło więc zasłoniła dłońmi oczy
- Elo skrzacie. - usłyszałem głos jednego z najbardziej znienawidzonych przeze mnie mieszkańców rezydencji Slendermana ,Jeffrey'a Woods'a.
- Co skrzacie? Przestraszyłeś się?
- Oczywiście że nie.- założyłem ręce na klacie- Co się stało?
- No Burza jest.
- Serio? Nawet nie zwróciłem uwagi/- powiedziałem zaskoczony- Dręczyłem teraz jedną dziewczynę.- strzelił piorun ,przez co lekko podskoczyłem.
Jeff sie zaśmiał pod nosem ,ale to przemilczałem. Nie miałem ochoty się z nim kłócić jak zwykle. Byłem już zmęczony. Zawsze się zaczepiamy i wbijamy sobie szpileczki ...a raczej noże.
- Wszyscy śpią bo nikt dzisiaj nie wychodził na misję.- powiedział Jeff- Ale penie niedługo niektórzy się obudzą. Musimy iść do piwnicy po świeczki. Chyba piorun walnął w rezydencję i korki wywaliło, a ja nie mam zamiaru wychodzić na tą ulewę. Kto wymyślił by skrzynka z korkami była na dworze?- mówił Woods idąc w stronę piwnicy a ja za nim.
Czasem nie jestem pewien czy on mówi do kogoś czy do siebie. Nigdy przy rozmowie nie ma kontaktu wzrokowego ,ani nawet nie ma twarzy skierowanej do rozmówcy. Najlepsze jest jak mówi do kogoś plecami, że nie można zrozumieć co on tam szemra, a potem sie drze że nikt nie słucha co on mówi i robi się wielce afera.
Zeszliśmy po schodach i weszliśmy do piwnicy. Na szczęście nie spadłem ze schodów a nie tak jak Woods ,sie cały czas potykał choć to on miał latarkę.
- Gdzie one są?- zapytał chyba sam siebie, szukając świeczek w szafkach.
Też je szukałem, w szafkach na dole ,klęcząc na kolanach. Nigdy świeczki nie były potrzebne ,ale sie walały po rezydencji ,no to zebraliśmy je do pudełek i gdzieś tu wrzuciliśmy. Trochę trudno było szukać po ciemku bo Jeff świecił latarką tylko sobie.
- Kurwa ,Jeff dawaj tą latarkę bo jakbyś chciał wiedzieć to nie widzę w ciemności.- powiedziałem poirytowany.
- A ja to co? Nie mam drugiej skrzacie.
- Nie nazywaj mnie skrzatem Woods.
- A ty przestań mówić do mnie Woods!- powiedział zły.
- Będę mówić do ciebie jak chcę!- powiedziałem wstając z podłogi.
- Oj uwierz że nie będziesz.
- Co? Niby mam sie ciebie bać?- powiedziałem rozbawiony.
-Tak. Masz się bać.Powinieneś bo masz czego.- powiedział groźnie.
- Nie wnerwiaj mnie Woods.- powiedziałem wracając do szukania.
Jeff nagle mnie przypilił do ściany.
- Lepiej nie podskakuj kurduplu.
- Puszczaj mnie!- próbowałem się wyszarpać, ale on jest o wiele silniejszy ode mnie.
Trzymał moje ręce nad głową jedną ręką ,a drugą złapał mnie za twarz. Schylił się żeby mieć swoją twarz na wysokości mojej.
- Na prawdę stąpasz po cienkim lodzie elfiku. Chyba nie chcesz żebym ci na tej pięknej buźce wyciął uśmiech.- powiedział kciukiem głaszcząc mój policzek.
Szczerze mówiąc, pomimo tego że jestem mordercą ,to bałem się. Jeff jest nieprzewidywalnym psychopatą i jeszcze do tego nie widziałem jego twarzy po ten odłożył latarkę że światło nie padało w naszą stronę. Ale mimo wszystko nie mogłem pokazać że sie poję. Głośno przełknąłem ślinę.
- Nie boje się ciebie. I nic mi nie zrobisz bo byś miał przejebane u Slendermena.- powiedziałem odrobinę nie wyraźnie bo Jeff trochę mi ściskał policzki.
Jeff cicho prychnął.
- Ja się go nie boję. Niczego się nie boję.- powiedział prawie szeptem i czułem jego oddech na swoich ustach.
CZYTASZ
Nie wnerwiaj mnie Woods. (JeffxBen)
AdventureCo opowiadać. Opowiadanie o z shipen BenxJeff. Jeśli lubicie no to zapraszam do czytanka t( ' . ' )t