11

3.4K 131 300
                                    

Str. Ben

Minął już tydzień. Nadal nie odzywałem się do Jeffa ,choć było to trudne. Nie odzywać się do jedynej osoby ,którą masz obok siebie, ale nie mogłem tak po prostu se z nim gadać ,gdy wiedziałem jaki jest na prawdę.

Nagle usłyszałem znajomy niski głos.

- Ben,Jeff. Wyjdźcie na zewnątrz.

Spojrzałem na Jeffa wielkimi oczami. Po jego wyrazie twarzy wiedziałem że on też to usłyszał. Wybiegliśmy z chatki.

- Slenderman!- krzyknąłem i podbiegłem go niego.

Przytuliłem się do niego najmocniej jak tylko potrafiłem.

- Tak sie ciesze że cię widzę.- powiedziałem i z moich oczu poleciały czerwone łzy.

Slenderman pogłaskał mnie po włosach.

- No wreszcie. Co tak długo?- powiedział Jeff.

- Wszyscy są bezpieczni. Trochę czasu mi zajęło by znaleźć nowy bezpieczny dom dla nas. Tam policja nie powinna nas znaleźć. Chodźcie ze mną moje dzieci.- powiedział tym swoim prawie bez uczuciowym głosem, ale czułem że się cieszy na nasz widok.

- Tylko wezmę jedną rzecz.- powiedziałem i pobiegłem do chatki.

Wsadziłem gramofon do pudełka z płytami. Nie chciałem go zostawiać. Z trudem wziąłem pudełko i wyszedłem z chatki. Slenderman wziął pudełko w jedną ze swoich macek i nas prowadził. Szliśmy długo, ale w końcu dotarliśmy na miejsce. naszym oczom ukazał się wielki dom. Nie jest tak duży jak rezydencja, ale i tak w rezydencji mieliśmy pełno wolnych pokoi.

- Wszyscy już tu są.- powiedział Slenderman.

Oddał mi pudełko i prze teleportował się do środka, no bo raczej przez drzwi by mu było trudno wejść. Weszliśmy do środka. W salonie był Toby , Clock i EJ.

- Ben!- krzyknął Toby i do mnie podbiegł.

 Odłożyłem pudełko i brunet od razu mnie wyściskał.

- Jeff.- przytulił Jeffa ,który się lekko skrzywił ,ale mimowolnie go poklepał po plecach- Tak za wami tęskniliśmy!- powiedział odklejając się od Jeffa.

- Gdzie wy byliście?- zapytała Clock podchodząc do nas.

- W chatce w lesie.- powiedziałem krótko.

- Jak wy przeżyliście tyle czasu? Było tam jedzenie?- zapytała Clock niczym zmartwiona matka.

- Tak. Były puszki fasoli. Ohydztwo.- powiedziałem i aż na samą myśl przeszły mnie dreszcze.

Do salonu zeszła reszta i wszyscy się cieszyli na nasz widok. Opowiadali o tym jak się martwili o nas i o innych, co robili po "wypadku" i takie tam. Cieszyłem się że ich widzę. Ale brakowało jednej osoby.

Bałem się zapytać o Helena. Było widać że Jeff jest trochę przygnębiony, choć starał się to ukryć. To przeze mnie Helen nie żyje. Tak bardzo chciał bym go teraz zobaczyć.

- Chcecie zobaczyć się z Helenem? -zapytał Masky.

Spojrzałem to na Masky'iego to na Jeffa ,wielkimi zdziwionymi oczami. Jeff też zrobił zdziwioną minę.

- Oczywiście że tak! -krzyknąłem i Maski od razu wstał.

Zaprowadził na piętro do pokoju na końcu korytarza. Szybko wszedłem do pokoju. Helen siedział na łóżku, które było tuż przy oknie, opierając się o ścianę i patrzył się za okno ogrzewając bladą twarz w promieniach słońca niczym kot. Miał przykryte nogi kocem i był w swojej błękitnej piżamie. Włosy miał lekko rozczochrane.

Nie wnerwiaj mnie Woods. (JeffxBen)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz