Rozdział II

926 59 14
                                    

— Łatwo poszło — zdziwiła się Amadea, gdy wychodzili z wielkiego domu namiestnika. Jej chłopak roześmiał się.

— Lubi cię. Co miał, biedny, zrobić?

— Nie, to ty jesteś jego ulubieńcem. Dzięki tobie wygrał wielką bitwę z Kaprami. Zobaczysz, będą o tobie pisać pieśni.

Chłopak uśmiechnął się.

— Daj spokój.

— Słuchajcie historii o wielkim Matteo, który poprowadził swój oddział i całą armię wprost do wygranej! — zaintonowała ciemnowłosa, coraz bardziej wczuwając się w rolę.

— Amadea. — Zaśmiał się, patrząc na nią z uniesionymi brwiami. Wyszczerzyła zęby.

— Dziewczyny będą wzdychały do twoich portretów.

— Am.

— Właściwie to już masz za sobą cały wianuszek.

Matteo przyłożył dłoń do czoła i pokręcił głową z uśmiechem.

— Na szczęście skutecznie je ode mnie odstraszasz, głuptasie.

Spojrzała na niego wesoło, najwyraźniej zadowolona z takiej odpowiedzi. Wskoczyła na pobliski murek i przez chwilę szli w milczeniu.

— Musimy skołować jakieś jedzenie — powiedział po chwili Matteo. — Może chcesz wybrać się z Miko na ryby?

Amadea zastanowiła się.

— Mogę — przyznała w końcu. — A załatwisz koce?

Skinął głową.

— I drewno na ognisko. O czymś zapomnieliśmy?

— Chyba nie... Właśnie, jeśli Mazzini jeszcze nie zaczął plotkować, może na razie nie mówmy o nich naszym ludziom. Niech dzisiaj odpoczną, jutro ich wszystkim przedstawimy.

— Racja. Mam tylko nadzieję, że namiestnikowi nie przyjdzie do głowy wystawienie dwudniowej uczty — westchnął. Amadea zaśmiała się.

— Spokojnie, myślę, że nie będzie sobie zawracał tym głowy. To tylko nasi goście, nie wizytacja z góry. — Zrobiła sugestywny cudzysłów w powietrzu.

— A skoro już jesteśmy przy ludziach... — Matteo przystanął nagle, więc musiała się cofnąć, by do niego dołączyć. — Mieliśmy wrócić do rozmowy o twoich nocnych wyprawach. — Uniósł brwi.

Amadea westchnęła, przysiadając na murku.

— Musimy?

— Tak. Obiecałaś, że będziesz spać normalnie.

— Próbuję! Nie moja wina, że nie mogę. Patrzenie na nich, jak robią nocne schadzki, walczą, śmieją się trochę mnie odpręża.

— Za bardzo się denrewujesz, wiesz o tym? — Podszedł do niej i przyłożył swoje czoło do jej czoła.

— Mhm... — mruknęła, przymykając oczy i delektując się jego zapachem.

— Mówiłem ci, żebyś poszła do uzdrowiciela po jakieś zioła. Jak tak dalej pójdzie, to się wykończysz.

— Nie będę się truć.

— Am, to już paranoja.

— Daj spokój, przecież nie siedzę całą noc. W którymś momencie jednak zasypiam.

— Tak, a potem i tak chodzisz zmęczona. Martwię się o ciebie.

Amadea westchnęła. Oparła dłonie o jego klatkę piersiową.

Cień świtu || Blask nocy HTTYD fanfiction cz. 2 ✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz