Rozdział VII

645 47 19
                                    

Amadea wylądowała gwałtownie na ziemi, niemal przyprawiając Mirę o zawał serca.

— Jesteś nienormalna — skwitowała dziewczyna, patrząc na przyjaciółkę z wyrzutem. Ciemnowłosa roześmiała się. Zaraz po niej na ziemi pojawił się Śmiertnik Zębacz z młodym jeźdźcem na grzbiecie.

— Te wyścigi były nie fair — oznajmił tylko, zeskakując z siodła.

— Nie wszystkie będą fair. — Mrugnęła do niego Amadea. — Moi drodzy — powiedziała już głośniej, zwracając się do pozostałych jeźdźców — przedstawiam wam Dazia. To nasz najmłodszy powietrzny.

— Ale radzę sobie. — Wyszczerzył zęby, podchodząc do Wikingów i po kolei ściskając ich ręce.

— Masz pięknego smoka. — Uśmiechnęła się Astrid, gdy nadeszła jej kolej na przywitanie się. Brunet rozpromienił się.

— Dzięki! Uważam, że jest najpiękniejsza na świecie.

— Ja o swojej Wichurze myślę tak samo. — Zaśmiała się.

— Tak, to chyba typowe dla właścicieli Śmiertników — zauważył jej narzeczony, ściskając dłoń Dazia. — Czkawka.

Chłopak pokiwał głową, ale bardziej zainteresowała go pierwsza część wypowiedzi Wikinga.

— Więc też masz Śmiertnika? — zapytał Astrid. Blondynka pokiwała głową.

— Została w Akademii, więc, jeśli twój dowódca pozwoli, możesz spotkać ją później.

— Super.

Dopiero teraz mogli lepiej przyjrzeć się chłopakowi. Zdecydowanie był młody; Czkawka dał mu w myślach szesnaście, może siedemnaście lat. W czarnym kombinezonie naprawdę wyglądał jak młoda męska kopia Amadei. Jednak zamiast jej fioletowej wstęgi, miał przypiętą na klatce piersiowej tylko małą gwiazdę w tym samym kolorze. No tak — pomyślał Czkawka. — Przynależność do oddziału.
Mimo woli zaczął się zastanawiać, jakie znaki obowiązują w innych częściach armii.

Szpadka natomiast postanowiła przyjrzeć się chłopakowi pod nieco innym kątem. Kruczoczarne włosy opadały mu na czoło tak, że czasem musiał je nawet odgarniać z oczu. Uśmiechał się szeroko, ukazując białe zęby i prześliczne dołeczki w policzkach, a jego zielone oczy patrzyły po wszystkich figlarnie.

— O mój Thorze — mruknęła blondynka do brata. — Chyba zacznę gustować w młodszych.

— Nie mów mi! — odpowiedział Mieczyk, teatralnie chwytając się za serce. — To budzi bolesne wspomnienia o Kurze!

Jego siostra przewróciła oczami.

— To tylko zwykły kurczak, ogarnij się. Tu... Tu stoi młody bóg — szepnęła z zachwytem, patrząc na Dazia, który właśnie rozmawiał z Astrid o zwyczajach Śmiertników z północy i południa. Mieczyk popatrzył na niego sceptycznie.

— Ta — fuknął. — Też mi bóg. Też mogę mieć takie włosy, jeśli zechcę.

— Aha, to miej.

— Aha, ale nie chcę. Moje są piękne, gęste, męskie... Godne prawdziwego boga Wikingów.

Szpadka parsknęła śmiechem.

— Jeśli wszyscy bogowie Wikingów wyglądają jak ty, to znaczy, że są starzy i nudni. — Uderzyła go lekko łokciem w bok. — Ten podoba mi się bardziej.

Mieczyk przewrócił oczami.

— Może spadnie na ciebie gniew boga Wikingów i wtedy się przekonasz — mruknął i zaraz zaczął wymachiwać rękami. — Halo, stoimy tu już zdecydowanie za długo! — wykrzyknął, skupiając na sobie uwagę pozostałych. — Możemy iść dalej?

Cień świtu || Blask nocy HTTYD fanfiction cz. 2 ✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz