Rozdział XII

487 43 9
                                    

Amadea wzięła głęboki oddech i zapukała do drzwi domu Matteo, choć nie spodziewała się go tam zastać. Otworzyła jej wysoka kobieta. Amadea zawsze podziwiała urodę matki swojego chłopaka. Długie czarne włosy miała fantazyjnie upięte i pospinane złotymi spinkami, a jej oczy, w kolorze również przypominającym złoto, patrzyły na nią z zaskoczeniem. Zaraz jednak uśmiechnęła się do niespodziewanego gościa. Mimo delikatnych zmarszczek, wyglądała przepięknie. Bertone wiedziała, że matka Matteo nie pochodzi z tego kraju i doskonale widać to było nie tylko w jej urodzie, ale też w zachowaniu.

— Amadea, kochanie, co za miła niespodzianka.

— Dzień dobry, muszę porozmawiać z Matteo. Jest w domu?

— Właściwie to myślałam, że jest z tobą — mruknęła pani Coletti wyraźnie skonsternowana. — Przyszedł, rzucił miecz i wyszedł.

— Czyli na pewno nie ma go na arenie. — Westchnęła Amadea. — Nie wie pani może, gdzie go znajdę?

Kobieta pokręciła głową.

— Niestety. Ale może Ancilla ci pomoże? Czasem mam wrażenie, że zna mojego syna lepiej niż ja. — Zaśmiała się. — Wejdź, odpoczywa u niego w pokoju.

Amadea skinęła głową, przeszła przez mały przedpokój i uchyliła drzwi do pokoju swojego chłopaka. Ciemnogranatowy smok natychmiast podniósł łeb i syknął cicho, nie rozpoznając po krokach swojego właściciela. Dziewczyna podeszła do leżącego Błyskokła i przykucnęła przed nim.

— Hej, maleńka. Pomożesz mi? Muszę znaleźć Matteo. Na pewno wiesz, gdzie on jest.

Ancilla nieufnie wypuściła w jej stronę kłąb dymu.

— Nic mu nie zrobię, przecież wiesz. Chcę z nim tylko porozmawiać.

Smoczyca nie wydawała się przekonana. Nie ufała nikomu, kto szukał Matteo. Nikomu. Gdyby chciał rozmawiać, zapewne powiedziałby, gdzie jest. Amadea popatrzyła jej prosto w oczy.

— Proszę, Ancilla — szepnęła. — To naprawdę ważne.

Chwilę mierzyły się spojrzeniami, aż w końcu Błyskokieł podniósł się z ziemi z ciężkim westchnieniem. Nie zaszczycił Amadei nawet jakimkolwiek trąceniem łba, po prostu wstał i wyszedł z pokoiku. Ale to i tak było już dużo jak na tego smoka. Ciemnowłosa uśmiechnęła się triumfalnie i opuściła pomieszczenie zaraz za zwierzęciem. Pożegnała się z państwem Coletti (wcześniej grzecznie przyjmując zaproszenie na obiad), wyszła z domu i spotkała się z pełnym wyrzutu spojrzeniem Ancilli, wyraźnie mówiącym „Dłużej się nie dało?”. Usiadła na grzbiecie smoka, który wcale nie czekał, aż wygodnie się usadowi. Poderwał się do lotu natychmiast, aż Amadea prawie spadła z jego grzbietu. Zwierzę na chwilę zawiesiło się w powietrzu, łapiąc w nozdrza znajomy zapach morskiej bryzy i pobliskiego lasu. W końcu skierowało swój lot w stronę długiej plaży. Robiło mnóstwo niepotrzebnych slalomów, zwrotów i ostrych zatrzymań, by, na wszelki wypadek, zmylić Amadeę, gdyby chciała jeszcze kiedyś zakłócić spokój Matteo. W końcu, gdy dziewczyna już straciła wszelką nadzieję, smoczyca wylądowała. Smukłe łapy ugniotły piach, a powiew skrzydeł uniósł lekki pył. Siedzący na plaży chłopak natychmiast podniósł głowę. Chciał sięgnąć po miecz, ale niemal natychmiast uświadomił sobie, że zostawił go w domu. Dopiero po chwili skupił się na tym, kto jest zakłócającym jego spokój intruzem. Wstał z piachu i podszedł do przybyszów.

Dziewczyna zeskoczyła ze smoka natychmiast, w razie gdyby Ancilla zmieniła zdanie i zdecydowała się jednak nie dopuścić do rozmowy.

— Amadea? — zdziwił się Matteo. Nie potrzebował dużo czasu, żeby zorientować się w sytuacji. Spojrzał ostro na swojego Błyskokła. — Ancilla, ty zdrajco.

Cień świtu || Blask nocy HTTYD fanfiction cz. 2 ✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz