Rozdział XIV

487 41 14
                                    

Delikatny wietrzyk smagał policzki Amadei, wysuszając pozostałe po łzach ślady. Wszystko poszło zupełnie nie tak, jak zamierzała. Siedziała w pierwszym miejscu, które przyszło jej do głowy — na wysokim klifie nad smoczym wodopojem, z kolanami pod brodą i wzrokiem utkwionym tępo w horyzoncie. Nawet nie drgnęła, gdy usłyszała lądującego za nią smoka. Po chwili ktoś przysiadł obok niej, zwieszając nogi wzdłuż skały.

— Nic nie mów — ostrzegła przybysza, nie zmieniając swojej pozycji.

— Nie zamierzałem — oznajmił Matteo, również na nią nie patrząc.

Siedzieli chwilę w ciszy, aż Amadea w końcu się odezwała.

— Ja nie wiem, co robię nie tak, że wszystko mi się wali. Czegokolwiek nie dotknę, psuje mi się w rękach. - Głos jej się załamał. Matteo nie odpowiedział, tylko objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Przez dłuższą chwilę żadne z nich nic nie mówiło. Po policzkach Amadei znów zaczęły płynąć łzy, Matteo gładził ją uspokajająco po ramieniu.

— Przepraszam, że na ciebie naskoczyłam — powiedziała cichutko. Chłopak pocałował ją lekko w czubek głowy.

— Już w porządku. Wszystko się ułoży, teraz jest taki najgorszy czas. Dla wszystkich.

— Sam dobrze wiesz, że to nieprawda.

— Oczywiście, że prawda. Myślisz, że ja mam tak lekko? Albo chociażby Mazzini? Ty masz najciężej, to prawda, ale wszystkie oddziały przez to kiedyś przechodziły.

Amadea pociągnęła nosem, a po chwili Matteo kontynuował.

— Nie złość się na Chiarę, nie chciała zrobić ci na przekór.

— Gdyby mnie szanowała, posłuchałaby.

— Jasne, zupełnie tak jakbyś ty na jej miejscu posłuchała kogokolwiek — parsknął chłopak. Ciemnowłosa uniosła głowę, by móc na niego spojrzeć. Po twarzy Matteo błąkał się delikatny uśmieszek. Patrzyli sobie w oczy, przypominając sobie dawne czasy i Amadea wiedziała, że jej chłopak miał rację. Ona też by nie posłuchała. W końcu poddała się i westchnęła ciężko. Odsunęła się lekko, by mieć na niego lepszy widok.

— Cokolwiek chcesz mi powiedzieć, po prostu to zrób.

Matteo zabrał swoje ramię i pochylił się lekko, kładąc łokcie na udach. Chwilę patrzył na swoje zaciśnięte dłonie. Podniósł wzrok, by zobaczyć wpatrującą się w niego pytająco Amadeę.

— Nie jestem dobry w mowach motywacyjnych — mruknął przepraszająco. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko. Wyciągnęła rękę i zacisnęła ją na dłoni swojego chłopaka.

— Nie potrzebuję mów motywacyjnych — zapewniła, choć głos jej zadrżał. — Potrzebuję znać twoje zdanie.

Brunet zawahał się.

— W porządku. — Zaczął ostrożnie. — Uważam, że powinnaś trochę odpuścić. Ale to mówiłem ci już wcześniej, nawet nie raz i nie posłuchałaś. Twoi ludzie szanują cię tak, że nawet sobie tego nie wyobrażasz, tylko że to wolne duchy. Zupełnie jak ty. Wypełniałaś moje rozkazy? Oczywiście, że nie, bez względu na to, jakie były tego konsekwencje. Zawsze kierowałaś się instynktem, na przykład jak podczas tej ostatecznej bitwy z Kaprami, pamiętasz?

Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.

— Jak mogłabym zapomnieć? Uratowałam ci tyłek.

Matteo pokiwał głową z uśmiechem. Wspomnienie tego wydarzenia zawsze wywoływało w nich wiele emocji.

Cień świtu || Blask nocy HTTYD fanfiction cz. 2 ✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz