Epilog

822 60 43
                                    

Matteo dawno już nie był tak zestresowany jak teraz. Szli z Amadeą w kompletnej ciszy i tylko raz po raz zerkał na nią kątem oka, by zobaczyć jej uśmiech, upewnić się, że ona wciąż tam jest. Nie przejmowała się zbytnio tym, że nic nie mówili, bo często właśnie tak się przechadzali. Napawając się swoją obecnością, promieniami słońca i zapachem morza. W końcu Matteo zacisnął mocno dłoń na ukrytym w kieszeni okrągłym przedmiocie i odchrząknął znacząco, tym samym od razu zwracając na siebie uwagę swojej dziewczyny.

— O co chodzi? — zapytała, z troską łapiąc jego drugą rękę.

— Pamiętasz — zaczął, nerwowo rysując kółka po jej dłoni — jak kiedyś rozmawialiśmy... o nas?

Amadea roześmiała się perliście.

— Wiesz, robiliśmy to dosyć często.

— Nie, nie, chodzi mi, na samym początku. Jak to się wszystko zaczynało.

Dziewczyna zastanowiła się. Przystanęli, patrząc na wyjątkowo spokojne morze. W oddali rybacy zwijali swoje sieci i cumowali łodzie, chcąc udać się na zasłużony odpoczynek. Delikatne fale cichutko rozbijały się o skały, śpiewając swoją stałą szumiącą kołysankę. Niebo zaczynało się już różowić, ale słońce wciąż przygrzewało mocno, teraz oświetlając ich twarze. Amadea założyła niesforny kosmyk włosów za ucho. Przypominała sobie ich pierwszą rozmowę, dotyczącą związku, gdy zapewniała go, że wcale nie potrzebuje takich deklaracji jak Hersylia. Że wcale nie muszą być od razu narzeczeństwem, bo tak wypada. Że rozumie, dlaczego on wcale tego nie chce. Nie po raz kolejny.

— Pamiętam — przyznała cicho. Matteo pokiwał powoli głową.

— Sporo od tamtego czasu przeżyliśmy, co?

— Oj tak. Poznaliśmy wspaniałych ludzi, zrobiliśmy mnóstwo niesamowitych rzeczy.

— Wygraliśmy parę bitew. — Zaśmiał się, na co Amadea pokręciła głową z uśmiechem.

— Ten to tylko o jednym.

Zaraz jednak spoważniała i spojrzała mu prosto w oczy.

— Ale bitwę z Kaprami zapamiętam na długo. — Ściszyła głos niemal do szeptu. Uśmiechnął się, chwytając w palce kosmyk włosów, który znów wyplątał się z luźnego kucyka.

— Nie posłuchałaś rozkazów.

— Wiedziałeś, że nie ich nie posłucham, kiedy twoje życie było zagrożone.

— Wiedziałem — przyznał. Obrócił w palcach przedmiot wciąż znajdujący się w jego kieszeni. — I tak sobie ostatnio wspominałem to wszystko... — Przygryzł wargę, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. — Wszystko to, co razem przeżyliśmy i... i to, co chciałbym, żebyśmy jeszcze przeżyli. I tak pomyślałem... — Odchrząknął, ale Amadea nie przerwała mu. Czekała, aż poukłada sobie to wszystko, co chciał powiedzieć, bo najwyraźniej było to coś niezwykle ważnego. Pokręcił głową, chcąc wyrzucić z niej cały ten stres i znaleźć odpowiednie słowa. Już otworzył usta, by przejść do docelowego punktu tej konwersacji, gdy usłyszeli nad swoimi głowami smoczy skrzek. Amadea podniosła głowę i spojrzała na Śmiertnika Zębacza z młodym jeźdźcem na grzbiecie. Matteo zaklął w duchu i wyjął rękę z kieszeni, zostawiając okrągły przedmiot na jej dnie. Odpowiedni moment minął.

— Poczta! — krzyknął Dazio, wychylając się z siodła. — Poczta z Berk! Przypłynęły dwa listy, już chcieli coś z nimi robić, ale powiedziałem, że mają poczekać i że zaraz was przyprowadzę! W porcie, szybko! — zawołał jeszcze, zanim odleciał. Amadea spojrzała na swojego chłopaka przepraszająco. Wspięła się na palce i cmoknęła go w policzek.

Cień świtu || Blask nocy HTTYD fanfiction cz. 2 ✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz