Rozdział XI

501 39 12
                                    

Matteo, znając Amadeę już na tyle długo, był pewien, że znajdzie ją i jej powietrznych w części do narad. Pewnie wszedł na terytorium fioletowych i równie pewnie przeszedł przez sieć korytarzy. Spędził tu już tyle czasu, że nie stanowiło to dla niego żadnego problemu.

Wszedł do pomieszczenia akurat w momencie przemowy swojej dziewczyny. Wszyscy zgromadzeni spojrzeli na niego ze zdziwieniem, Czkawka i Astrid rzucili mu pytające spojrzenie, a Amadea zająknęła się. On jednak oparł się o drzwi i ręką dał jej, żeby kontynuowała. Skupiła więc uwagę pozostałych na siebie i dokończyła wypowiedź. Matteo cierpliwie czekał, aż zawoła go do stołu lub sama do niego podejdzie.

— Wpiszcie się proszę na swoje rejony — powiedziała, układając na stole sporą mapę. — Możecie nam towarzyszyć, jeśli macie ochotę — zwróciła się do jeźdźców z Berk. — Tylko znajdźcie sobie kogoś do pary. Nie znacie okolicy tak dobrze, dlatego zgodzę się na to tylko wtedy, jeśli będziecie z jednym z nas — zastrzegła natychmiast. Matteo uniósł lekko kącik ust. Uwielbiał patrzeć, kiedy jego dziewczyna wcielała się w rolę dowódcy. Kiedy przybierała taki poważny, trochę ostry ton głosu jak wtedy, wszyscy wiedzieli, że już nie ma żartów. Gdy jeźdźcy pochylili się nad mapą, Amadea odeszła od stolika i podeszła do Matteo. Odgarnęła mu z czoła kosmyk włosów, który zabłąkał się tam na skutek niedawnych ćwiczeń. Nie zauważyła, jak Chiara entuzjastycznie szturcha Dazia, zachwycając się tym małym gestem czułości. Chłopak uśmiechnął się promiennie, zresztą podobnie jak Matteo.

— Coś się stało? Wszystko w porządku? — zapytała jego dziewczyna z troską. Nie spodziewała się, że do nich przyjdzie po tym, co się stało wcale nie tak dawno. A skoro tu był, najwyraźniej miał jej do przekazania coś naprawdę ważnego.

— To Mazzini.

Amadea zmarszczyła brwi.

— Co?

— Mazzini ma coś wspólnego ze stanem Zmiennoskrzydłych.

Ciemnowłosa zawahała się.

— Skąd takie podejrzenie?

— Rozmawiałem z nim przed chwilą.

— Powiedział ci to wprost?

— Niby nie, ale miałem wystarczająco dowodów. Trochę go już znam.

Amadea otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale po chwili zamknęła je i pokręciła głową. Matteo spojrzał na nią, wyraźnie rozczarowany.

— Znam tę minę — szepnął. — Nie wierzysz mi, prawda?

Amadea przestąpiła nerwowo z nogi na nogę.

— Matteo, sam rozumiesz, to bardzo delikatna sytuacja. Zwłaszcza że oboje nie lubimy Mazziniego...

— Ty naprawdę mi nie wierzysz. — Brunet pokręcił głową ze śmiechem. Nie wiedział, czy absurd tej sytuacji bardziej go śmieszył czy przerażał.

— Tu nie chodzi o ciebie — oznajmiła ostro, palcem wskazującym oskarżycielsko dźgając go w klatkę piersiową.

— Tak, a o kogo? O Mazziniego? Nagle jest ci bliski?

Amadea zacisnęła mocno usta.

— Osobiście muszę ustalić przyczynę tych ataków — zaczęła powoli. — Nie będę oskarżać nikogo bez dowodów. Nawet jeżeli jest to Mazzini.

— Czyli moje słowo ci nie wystarczy, tak? — Matteo założył ręce na piersi.

— Och, teraz ty mi wyjeżdżasz tutaj z brakiem zaufania, tak? — oburzyła się, trochę zbyt gwałtownie unosząc ręce. Kłócili się na tyle rozsądnie, żeby nikt ze zgromadzonych przy stole ich nie słyszał, a taki ruch wzbudził zainteresowanie Dazia, Chiary i Miry. Zwłaszcza ta ostatnia obserwowała parę uważnie spod przymrużonych powiek. Amadea ściszyła głos jeszcze bardziej, na wszelki wypadek. — A kto sprawdza moje listy? Dobrze o tym wiem.

Cień świtu || Blask nocy HTTYD fanfiction cz. 2 ✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz