Rozdział VI

661 46 7
                                    

Jeźdźcy dopiero teraz zauważyli, że coś się dzieje.

— No leć — rzuciła Mira do wyraźnie rozdartej Amadei. — Przecież się nimi zajmę.

— A może pozwolisz się zająć sobą, koleżanko? — Puścił do niej oczko Sączysmark, za co został zdzielony przez Astrid. — Ała! Dobra, już dobra, nic nie mówię.

— Poradzimy sobie — zapewniła blondynka.

— A może trzeba wam pomóc? — zapytał Czkawka, ale ciemnowłosa pokręciła głową.

— Dzięki, chyba nie, skoro nie słychać rogu. Zostawiam was w dobrych rękach — rzuciła tylko szybko, wyjęła z kieszeni kombinezonu malutki gwizdek i dmuchnęła w niego mocno. Po placu rozległ się wysoki dźwięk, niemal niesłyszalny dla ludzkiego ucha. Amadea ostatni raz spojrzała na jeźdźców, uniosła im dłoń i puściła się biegiem przez plac. Była już przy wejściu do jednej z uliczek, gdy wylądował przy niej jej smok. Wskoczyła szybko na siodło i znów poderwała go do lotu.

— Matteo! — zawołała, gdy znaleźli się przy źródle dymu.

— Nie wiem, skąd się tu wzięłaś, ale dobrze, że jesteś! — odkrzyknął chłopak, marszcząc brwi. Rzucił Amadei wolną linę, w jednej ręce trzymając swoją.

— Co się dzieje? Nie widzę ognia!

— Bo to nie ogień. — Chłopak mocniej zacisnął usta, gdy jego smok rzucił pociskiem sprawdzającym. — To kwas.

— Co?

— Tu gdzieś jest Zmiennoskrzydły — wyjaśnił szybko, rzucając liną w potencjalne miejsce pobytu smoka. Amadea wpatrzyła się w wysoką ścianę budynku. — Musimy go złapać! Resztę wyjaśnię ci później!

Ciemnowłosa skinęła głową. Poklepała swojego smoka po łbie, żeby zachował czujność.

— Matteo! — dotarł do nich nagły krzyk po drugiej stronie domu. Chłopak natychmiast uniósł głowę i skierował Ancillę w tamtym kierunku. Amadea ruszyła za nimi. Jeden z jeźdźców odciągał właśnie niewidzialnego smoka od ściany. Matteo zarzucił swoją linę na jego głowę, która już zrobiła się widoczna na tle nieba. Zmiennoskrzydły zamachał wściekle skrzydłami i wypuścił z pyska kolejną porcję żrącego kwasu. Amadea uchyliła się, by nie zostać poparzoną i również rzuciła sznurem. Po chwili jakoś udało im się odciągnąć smoka na tyle, żeby nie miał się już w co wtopić.

— Gdzie są ci cholerni kuszownicy, kiedy ich naprawdę potrzeba? — warknął Matteo, zaplatając linę na swojej ręce i mocniej ją przytrzymując. Jak na zawołanie w ich kierunku poleciała ogromna siatka z ciężarkami. Przykryła unieruchomionego przez jeźdźców smoka i zaczęła lekko ściągać go w dół.

— Jedna siatka na takiego smoka, no super — ironizował trzeci jeździec. Amadea zacisnęła mocno usta, nic nie mówiąc. Matteo kątem oka spojrzał na ziemię. Dwóch kuszowników stało z wyrzutniami, próbując pocelować w pysk smoka. Jeden z nich wyrzucił linę, która natychmiast oplotła pysk Zmiennoskrzydłego.

— Dobra, ściągamy go! — zakomenderował Matteo, kierując swojego Błyskokła w dół.

— Zerwie się! — zaprotestowała nagle Amadea. — Jest wściekły, spójrz!

Brunet popatrzył na rozbiegane oczy smoka, jego zbyt rozszerzone źrenice. Pomruk gniewu wyrwał się z czerwonego pyska. Nawet w tej sytuacji próbował się wyszarpnąć. Matteo zawahał się, przenosząc wzrok na kuszowników. Wyciągnął drugą rękę, dając im znak, by wyrzucili jeszcze jedną siatkę. Odczytali go bezbłędnie i za chwilę w stronę smoka poleciały kolejne obciążające go liny. Zmiennoskrzydły zachwiał się.

Cień świtu || Blask nocy HTTYD fanfiction cz. 2 ✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz