[7]

2.1K 126 1
                                    

Dziewczyna otworzyła szklane drzwi od szpitala dziecięcego. Lauren pracowała w nim przynajmniej dwa dni w tygodniu ale czasami zdarzało się, że przychodziła częściej. Kochała spędzać czas z tymi dziećmi, a one kochały ją. Niektóre nawet podziwiały straszą, że pomagała inny nie zważając na to, że nie widzi. Większość z nich miała nadzieje, że w przyszłości będą tacy jak ona.

-Hej Lauren.

-Hej Normani. – Przywitała się z lekkim uśmiechem.-Jak się dzisiaj czujesz?

-Tak jak zwykle. Ostatnio mam dużo na głowie i praktycznie w ogóle nie mam na nic czasu, a już na pewno nie na odpoczynek.

-Nie powinnaś się przemęczać Mani, bo zamiast pracować w szpitalu będziesz w nim leżeć.

-Gdybym dostawała pieniądze za każdym razem jak to usłyszę, byłabym już milionerką.

-Zapewne. – Lauren się zaśmiała, a ciemnoskóra do niej po chwili dołączyła.-Idę do dzieci, do zobaczenia.

Wsiadła do windy i po przeliczeniu guzików, wcisnęła odpowiedni by znaleźć się na piętrze, którym chciała. Po paru sekundach winda się zatrzymała, a Lauren powoli z niej wyszła i skierowała się w stronę pokoju zabaw. Gdy tylko przekroczyła próg pomieszczenia, została przytulona przez grupę dzieci, które były bardziej niż szczęśliwe, że ją zobaczyły.

Spędzanie czasu z tymi dziećmi było dla niej wyrwaniem na jakiś czas z rzeczywistości. Nie myślała o swoimi życiu, ani o problemach, które miała. W takich momentach liczyły się dla niej uśmiechy na ustach dzieci. Mogła ich nie widzieć ale wiedziała kiedy były szczere i przepełnione szczęściem. I chociaż nie wiedzieli kiedy przyjdzie na nie czas to byli szczęśliwi. Tego właśnie zielonooka im zazdrościła.

-Lauren pobawisz się ze mną? – Spytała Gina, kiedy zielonooka po przywitaniu z każdym usiadła na kanapie.

-Jasne mała. – Poczochrała ją po włosach jak zwykle zresztą, to była ich taka mała tradycja.-W co tym razem?

-Lalki. – Pisnęła dziewczynka, sprawiając szeroki uśmiech na ustach starszej.

Gina była pięcioletnią dziewczynką, która praktycznie mieszkała w tym szpitalu. Od dwóch lat zmagała się z białaczką, a lekarze nie dawali jej zbyt dużych szans na przeżycie, jednak dalej tu była. Lauren bardzo się z nią zżyła, a mała traktowała ją jak straszą siostrę. Rodzice dziewczynki, no cóż rzadko się tu pojawiali przez co Gina nie traktowała ich za bardzo jak rodzinę. Ludzie ze szpitala byli bardziej dla niej rodziną niż jej bliscy.

Lauren tego nie rozumiała. Bo jak można porzucić własne dziecko. Co prawda płacili za zabiegi i takie rzeczy ale Gina potrzebowała bliskości i miłości, którą dostawała od obcych ludzi, jednak jak ktoś by zapytał to powiedziałaby, że to jest jej rodzina bo niestety innej nie miała.

Kiedy przyszedł czas żeby Jauregui opuściła szpital nie obyło się bez błagań dzieci żeby jeszcze została. Tak było za każdym razem ale tak jak wtedy to tak samo teraz obiecała, że wróci i po pożegnaniu poszła do windy.

-Już idziesz? – Spytała Normani, gdy zauważyła Lauren idącą w jej stronę.

-Niestety muszę, i tak się zasiedziałam bo powinnam wyjść jakąś godzinę temu.

-Za bardzo kochasz te dzieciaki żeby dostosowywać się do zasad. – Stwierdziła czarnoskóra z uśmiechem.-I to ze wzajemnością. – Dodała, sprawiając uśmiech na ustach dziewczyny.

-To prawda. – Przyznała, kierując się w stronę drzwi. Zatrzymała się wpadając na pewien pomysł.-Mani?

-Tak?

-Idę jutro zrobić sobie tatuaż i nie mam z kim. Może zechciałabyś iść ze mną?

-Jasne. Mam jutro wolne, więc chętnie zrobię coś innego niż leżenie cały dzień na kanapie.

Lauren kiwnęła głową, wysyłając dziewczynie delikatny uśmiech i wyszła ze szpitala. Wzięła głęboki oddech i ruszyła w stronę domu. Już nie mogła się doczekać jutrzejszego dnia. Miała też cichą nadzieje, że uda jej się spotkać Camile bo studio było naprzeciwko kawiarni, w której dziewczyny się poznały.

Nie wiedziała jednak, że to właśnie brunetka miała być osobą, która miała zrobić jej tatuaż.

Blind ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz