~ Jughead Pov ~
- Jug... Head... Wracaj tu... Jak... Do ciebie... mówię... Jestem two... im oj... Ojcem!- powiedział mój tak zwykle nawalony tatuś.
- Nie jesteś moim ojcem, jesteś pieprzonym pijakiem.- powiedziałem trzaskając drzwiami.
Wsiadłem na motocykl, miałem ochotę jechać gdzieś, daleko stąd. Moje życie i tak nie ma sensu... Wszyscy się ode mnie odwracają... Matka zostawiła mnie z ojcem alkoholikiem, a kiedy poczułem ze wszystko zaczyna się układać, że w końcu mam przyjaciela, oprócz rudego, Betty też to zrobiła. Kogo ja chce oszukać?
Jechałem przez leśną drogę. 100 km/h, potem 150, potem 200, 250. Nie sądziłem że tym gratem można tak szybko jechać. Wreszcie poczułem tą szybkość, wiatr we włosach, wolność. Nagle coś wybiegło na drogę. To coś wbiegło prosto pod moje koła. Wyleciałem w powietrze i wylądowałem na zimnej, twardej drodze. Ból przeszywał całe moje ciało, czułem jak moja krew pulsacyjne wydobywa się w mojej nogi. W końcu nadeszła ciemność i ubłagana przerwa od bólu.~ Betty Pov ~
- Fangs, bardzo przepraszam, ale muszę iść.- powiedziałam roztrzęsiona.
- Coś się stało?- zapytał.
- Nie mam czasu Fangs, przepraszam- wybiegłam z restauracji i złapałam taksówkę.Wbiegając do szpitala, na parterze zauważyłam tylko kobietę na recepcji.
- Dzień dobry. Gdzie leży Jughead Jones?- zapytałam przez łzy.
- Kto?- zapytała.
- Yyy... Forsythe.- powiedziałam cała roztrzęsiona.
- Forsythe Pendelton Jones? Na intensywnej terapii, tutaj po lewej w sali 203.- od razu pobiegłam w tamtą stronę.Zauważyłam Archiego, który był strasznie zdenerwowany i smutną Veronice siedzącą obok Archiego z podkulonymi nogami.
- Arch, V, co się stało?- spytałam.
- Jughead miał...- zaczął Archie.
- Wypadek... Jechał na motorze i coś wybiegło mu na drogę. Leżał bardzo daleko od pojazdu.- Dokończyła V.
- Motocykl Ronnie, nie motor.- Archie schował twarz w dłoniach.
- Czy to ma jakieś cholerne znaczenie?- krzyknęła V.
- Ronnie podała się za siostrę Jugheada. Lekarz mówi jej wszystko.- powiedział Archie i jak na zawołanie z sali Juga wyszedł lekarz
- Pani Jones?- zawołał lekarz.
- Tak?- powiedziała V.
- Przykro mi to mówić, ale z powodu rozległych obrażeń wewnętrznych musieliśmy wprowadzić pani brata w stan śpiączki farmakologicznej. Pan Jones musiał jechać bardzo szybko i zderzyć się z tym zwierzęciem bardzo mocno.-powiedział lekarz.
- A kiedy... Kiedy się wybudzi?- zapytała, a po jej policzku spłynęła łza. Nie wiedziałam, czy aż tak martwi się o Jugheada, czy gra przed lekarzem siostrę na skraju załamania nerwowego.
- Trudno nam to stwierdzić. Pan Jones stracił bardzo dużo krwi, przez przerwanie tętnicy udowej, a ma niestety bardzo rzadką grupę krwi. ABRh- , jest nam bardzo trudno ją zdobyć z innych szpitali, a bez niej... Pan Jones może się już nie obudzić...- Nie wierzyłam w to co usłyszałam.
- Ja mam taką grupę krwi.- powiedziałam bez zastanowienia.
- W takim razie, czy zechciała by pani...
- Oczywiście.Po wszystkich badaniach poszłam za lekarzem do jakiejś sali. Odkąd pamietam bałam się igieł, ale teraz to nie miało żadnego znaczenia. Ważne żeby Jug przeżył.
- B, zostanę z tobą.- szepnęła Veronica, siadając na krześle obok mojego szpitalnego łóżka.
- Nie, wracaj tam i kontroluj stan Juga. Odrazu mów, gdy mu się polepszy, albo...- nie dokończyłam. Nie umiałam powiedzieć, nie umiałam pomyśleć o tym, że mógłby nie przeżyć.
- Dobrze...- V powoli wstała z miejsca i ruszyła w kierunku sali 203.
Do mojego ramienia, została wkłuta igła z przezroczystą rurką, a chwilę później, pojawiła się w niej krew, niestety płynęła bardzo wolno.
- Ile krwi potrzebuje Ju...Forsythe?- zapytałam pielęgniarki.
- Niestety jego organizm jest zbyt słaby, żeby sam mógł wytworzyć wystarczającą ilość. Będziemy potrzebować trzech jednostek.- o cholera, to prawie półtora litra... Na samą myśl jak musiał wtedy cierpieć w kącikach oczu zebrały mi się łzy.- Gdy pobierzemy krew, dostanie pani wzmacniającą kroplówkę.- dokończyła pielęgniarka, a ja wymusiłam uśmiech.Gdy wszystkie jednostki krwi zostały pobrane z mojego organizmu, nie czułam się dobrze. Byłam słaba, a przed oczami pojawiały mi się ciemne plamki.
- Teraz podamy pani płyny wzmacniające. Dożylnie.- powiedziała pielęgniarka.
Obudziłam się w jasnej sali. Zbyt jasnej. Nie mogłam otworzyć oczu, ponieważ promienie słoneczne odbijały się od śnieżno białych ścian w szpitalnym pokoju.
- B, obudziłaś się!- powiedziała V.
Sprawdziłam godzinę w telefonie, który leżał na równie białym stoliki nocnym.
Dziewiąta czterdzieści? Przecież przyjechałam do szpitala o dwudziestej drugiej...
- Nocowałaś w szpitalu.- powiedziała V, czytając mi w myślach.
Usiadłam na łóżku i złapałam się za głowę, bo zaczęła mnie strasznie boleć.
- Nie wstawaj! Lekarz powiedział nam, że będziesz strasznie słaba, przez to ze pobrali ci tak dużo krwi. Ale spokojnie, zajmą się tobą.- uśmiechnęła się.
- Co z Jugiem?- marzyłam o tym, by przez te kilka godzin, jego stan polepszył się na tyle, aby się obudził.
- Jego stan... Nie pogorszył się... Ale nadal jest bardzo ciężki.- Veronica spojrzała na podłogę.
- Muszę do niego iść.- powiedziałam i wstałam z białego, szpitalnego łóżka. Byłam bardzo słaba i moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Mimo to, że bardzo chciałam wstać, poczułam że moje kolana się uginają i ląduje na zimnej podłodze.
- B! Betty proszę, połóż się i odpocznij.- Veronica pomogła mi wstać.
- Nie V. Nie mogę tu bezczynnie leżeć. Muszę do niego iść. Nie zniosłabym myśli że on...- w oczach zebrały mi się łzy.- Po prostu muszę tam być. Bo go kocham.Podeszłam do szyby szpitalnego pokoju, w którym leżał Jughead. Był blady i miał podkrążone oczy. Nie mógł samodzielne oddychać, miał założoną maskę tlenową.
Spod zielonej kołdry wystawało mnóstwo kolorowych kabelków, które kończyły się przy holterze monitorującym pracę serca. Do jego dłoni przyczepiona została rurka dozująca kroplówkę. Respirator stojący obok wydawał z siebie monotonne, ciche dźwięki. Ta cała aparatura mnie przerażała. Zdradzała ona w jak bardzo złym stanie jest Jug.
- O mój Boże... Juggie...- po moim policzku spłynęła gorąca, samotna łza.- Pani Cooper? Powinna pani teraz odpoczywać.- powiedział surowym tonem lekarz.
- Wiem ale...- nie dokończyłam.
- Przykro mi z powodu pani...
- Kuzyna.- musiałam skłamać. Inaczej nie powiedzieliby mi nic o Jugheadzie.
- Naprawdę bardzo mi przykro z powodu pani kuzyna. Jego stan nie jest najlepszy, ale nie pomoże mu pani narażając swoje własne zdrowie. Pobraliśmy od pani bardzo dużo krwi i pani organizm musi się zregenerować. Zapraszam do pani pokoju.- wytłumaczył lekarz i wskazał ręką drogę do mojej szpitalnej sali. Położyłam się, bo moja bezradność nie pozwalała mi nic robić. Zasnęłam.„ Proszę wyjść z sali" krzyknął lekarz zaraz po tym jak respirator podłączony o Jugheada zaczął głośno piszczeć, a na jego ekranie pojawiły się trzy równoległe kreski.
Chwilę później rozpoczęła się reanimacja.
Po jakimś czasie dwie pielęgniarki zakryły ciało Jugheada białym prześcieradłem a lekarz wyszedł z sali.
„Pan Jones... Nie udało nam się go uratować. Przykro nam."
CZYTASZ
Lost in Love ~ Bughead
Roman d'amourBetty Cooper, to na pierwszy rzut oka normalna dziewczyna z wspaniałym życiem. Jednak, gdyby ktoś chciał się jej przyjrzeć z bliska, ujrzałby dziewczynę zniszczoną emocjonalnie przez rodziców z obsesją na punkcie pewnego niebieskookiego chłopaka. W...