Rozdział IX

2.8K 180 171
                                    

Obudziły mnie promienie słońca, które nie oślepiają, lecz przyjemnie smagają moją twarz. O dziwo w moich uszach nie dziwięczał bardzo dobrze mi znany sygnał, który zawsze mi rano towarzyszył, wokół panowała niezmącona cisza. Kolejną zaskakującą rzeczą było ciepło bijące od czegoś, co właśnie obejmowałem, tym razem było to coś innego, niż ciepła pościel. Nie chciałem opuszczać łóżka, więc wtuliłem się w źródło ciepła nawet nie sprawdzając, co to właściwie jest. Leżałem tak przez kilka dobrych minut, nagle poczułem, że owe ciepło nieznacznie się poruszyło i po chwili zostałem mocniej przyciągnięty i zamknięty w szczelnym uścisku, teraz dopiero zrozumiałem, że coś tu jest nie tak, bardzo nie tak.

Gwałtownie uniosłem się, opierając na dłoniach, tylko, że jedna z moich dłoni wylądowała na klatce śpiącego Dominika. Nie wiedziałem co mam robić, spanikowałem. Spaliśmy przytuleni? Przecież to nienormalne!!! Zanim jednak się zdecydowałem na to, co powinienem zrobić, ujrzałem, że zielone oczy wpatrują się we mnie z intensywnością.

- ...Gabriel? - Spytał zdziwiony, patrząc to w moje oczy, to na moją rękę. Poczułem, jak na moją twarz wkrada się zdradziecka czerwień zakłopotania i zażenowania.

Siedzieliśmy tak, nie wiedząc, jak się zachować. Nagle usłyszałem znajomy dźwięk: BIP! BIP! BIP! Dopiero teraz się ocknąłem, szybko zabrałem rękę z Dominika i wstałem z łóżka, wyłączając alarm i zakładając okulary.

- Ja... pójdę zrobić śniadanie... - Powiedziałem w końcu wychodząc z pokoju w kierunku kuchni.

Problem w tym, że nie wiem, co lubi brunet. Może tosty? Trudno, będą tosty. Zabrałem się za smarowanie chleba i dodawanie poszczególnych składników. Kiedy już miałem gotowy stosik, zacząłem po kolei podgrzewać kanapki, aż się zarumieniły. Mniej więcej, gdy skończyłem robić połowę, usłyszałem kroki, to był oczywiście Dominik. Mimo, że miał dla siebie 10 minut, to i tak zbytnio z nich nie skorzystał. Włosy miał rozczochrane, były niemal w takim nieładzie, jak moje na codzień. Oczy miał przymrużone, chyba jeszcze nie do końca się obudził...

- Cześć. - Powiedział przeciągając się, jeszcze dodatkowo ziewnął, to wyglądało tak uroczo...

Czekaj, co kurwa?! Uroczo?! Nie!!! To nie może wyglądać uroczo!!! Gabriel do kurwy nędzy, jesteś facetem! Dominik też nim jest, a w dodatku to twój przyjaciel! Cały aż poczerwieniałem z zakłopotania i ze złości na samego siebie. Jednak szybko wziąłem się w garść, żeby brunet nic nie zauważył. Nie mogłem pozwolić na to, żeby zaczął mnie wypytywać. Znam siebie i wiem, że straciłbym nad sobą kontrolę i powiedział o parę słów za dużo, których z czasem bym gorzko żałował. Ostatnio straciłem brata, nie chcę dodatkowo stracić przyjaciela.

- Cześć, siadaj, zrobiłem tosty. - Powiedziałem ze sztucznym uśmiechem na twarzy.

Chłopak podszedł do stołu i gwałtownie usiadł na krześle, a raczej upadł na krzesło. Zdziwiony skończyłem robić ostatnie tosty i postawiłem talerz na stole. Bez wahania wziąłem tosta i zacząłem jeść. Dominik też sięgnął do talerza, ale dość opornymi ruchami. On naprawdę się jeszcze nie obudził. Gdy już (jakimś cudem) udało mu się wziąć tosta (aplauz proszę!), to zaczął jeść, równie opornie mu to szło. Ja do niego nie mam słów, jak dziecko! No dosłownie, jak dziecko!

- Dominik... - Cisza.

- Dominik, żyjesz?

- Yhym. - Mruknął.

- Słuchasz mnie?

- Yhym.

Ta, jasne, a ja jestem królowa Elżbieta!

- Wiesz o czym mówiłem?

- Yhym.

- Powtórz.

Miłość leczy rany [YAOI]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz