Prolog

524 51 1
                                    


Pov. Andy

- Andrew, pan dyrektor prosi cię do gabinetu. - do sali w której właśnie odbywała się lekcja, weszła sekretarka. - Mówi że to pilne.

- Już idę. - odparłem i wstałem ze swojej ławki z zamiarem wyjścia z klasy.

- Trzymaj się. - powiedział do mnie Jack.

- Dzięki stary. - skierowałem się do drzwi.

Szedłem sobie korytarzem prosto do gabinetu, gdy nagle napotkałem na swojej drodze postać, której nie chciałem zobaczyć.

W zasadzie mogę powiedzięc, że była ostatnią osobą, którą chciałem w tym momencie widzieć.

- Też cię wezwali? - spojrzał na mnie pogardliwym wzrokiem. - Myślałem, że choć raz pójdę do dyra nie z twojego powodu.

- Przypominam ci, że ta ostatnia akcja na stołówce, to była twoja wina! - podniosłem głos. Jak ja go nienawidzę...

- Moja? To ty mnie prowokowałeś! - krzyknął.

Ta bezsensowna dyskusja trwałaby pewnie jeszcze długo, gdyby nie to, że właśnie stanęliśmy pod gabinetem dyrektora. Pewnym ruchem zapukałem w drzwi, licząc na to że wezwanie nas to jednak pomyłka.

- Proszę. - rozległ się jego głos

Weszliśmy więc, poprzepychawszy się w drzwiach. Bo przecież to takie ważne, kto wejdzie pierwszy.

Usiedliśmy na krzesłach. Ja choć próbowałem zachowywać się, jakbym był zmartwiony i pełny poczucia winy, ale mój towarzysz jakoś się na to nie silił.

Dyrektor odchrząknął, po czym zaczął mówić:

- Zapewne wiecie, dlaczego was tu wezwałem.- Nie wiemy. - przerwał mu brunet. No tak, on zawsze był pełny kultury i elegancji.

- Nie? - dyrektor był wyraźnie zbity z tropu. - Naprawdę nie pamiętacie już, jak tydzień temu zaczęliście krzyczeć na siebie i przeklinać na środku korytarza? Ani tego, jak zaledwie przedwczoraj wylaliście na siebie po butelce wody w środku lekcji matematyki? A nawet tego, jak dzisiaj - tu dyrektor zrobił chwilową pauzę - zaczęliście rzucać w siebie jedzeniem na szkolnej stołówce? Nic, zero?

No tak, trochę się tego nazbierało...

- Przepraszamy, panie dyrektorze. Obiecuję, że więcej się to nie powtórzy. - mówiłem, starając się, aby mój głos brzmiał jak kogoś komu naprawdę jest przykro. A prawda jest taka, że nie obchodziło mnie to. Ani trochę.

- Trochę już za późno na przeprosiny. Przepraszacie mnie cał czas, zapewniając że więcej się to nie powtórzy. Dziś jednak moja cierpliwość się skończyła. Macie zostać dziś dwie godziny po lekcjach. Jeśli zrobicie coś znowu, pomyślę nad surowszym wymiarem kary. Uwagi na Was nie działają, może podziała to, co sobie wymyśliłem? A i jeszcze macie się przeprosić. - tu spojrzeliśmy się na niego, jak na debila.

- Prz-przeprosić? Ja nie będę go przepraszał, zasłużył sobie. - powiedział, jak zwykle taktowny, Rye.

- Nie chcę tego słuchać, macie się przeprosić, albo będzie o wiele gorzej. - dyro był nieustąpliwy.

- Ale proszę pana, ja zrobię wszystko... - zacząłęm mówić, spanikowany - zostanę trzy godziny po lekcjach, pomogę panu woźnemu w weekend, zrobię pracę domową z matematyki.. Tylko niech nie każe nam pan się przepraszać. - ciągnąłem

- Rozumiem, że tego nie lubicie, ale zastanów się Andy: co robisz z większym wysiłkiem? Przepraszasz, czy sprzątasz korytarze z panem woźnym? - miał trochę racji, ale nie! Ja go nie przeproszę!

- Ale proszę pana- chciałem powiedzieć coś jeszcze, wymyślić jakiś argument, ale coś mi przerwało, a mianowicie głos tego, który siedział obok:

- Przepraszam Andy.

---

Witajcie w króciutkim prologu do mojej nowej historii o Randy!

Przewiduję że będzie ona miała około 30-40 rozdziałów po 1000-2000 słów. Rozdziały będę starała się dodawać codziennie, a wy w zamian możecie wbijać tu gwiazdki. Bardzo lubię też czytać dłuuugie komentarze, oraz to, jak ktoś komentuje mi każdy akapit.

Do następnego!

I hate you, I love youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz