Rozdział 21

271 24 75
                                    

- Bez buziaka na przywitanie?

Pov. Jack

Nie próbowałem nawet udawać uśmiechu. - Chodź. Musimy pogadać. - powiedziałem poważnym tonem- O-okej. - brunet momentalnie otrząsnął się i poszedł za mną do mojego pokoju- Moi rodzice się pokłócili. - odrzekłem od razu, gdy znaleźliśmy się w moim pokoju

- I co? Rodzice czasem się kłócą, to nic złego. - popatrył na mnie, zaskoczony

- Ale... Tu chodzi o to, że moja matka zdradziła mojego "ojca" - tu zrobiłem cudzysłów palcami - i teraz nie wiem kto jest nim na prawdę. Rozumiem wzburzenie ojca, ale boję się. I nie chcę, żeby się rozwiedli. - moje oczy, mimo mojej woli, zaszkliły się. Poczułem się beznadziejnie.

- Spokojnie słoneczko. - powiedział Mikey opanowanym głosem - Chodź tu do mnie. - rozłożył ręce, a ja natychmiast wpadłem mu w ramiona, zatracając się w płaczu

- Twoi rodzice bardzo cię kochają. - szeptał upokajająco, głaszcząc mnie po włosach

***

Pov. Andy

Siedziałem sobie w pokoju, gdy nagle moje nic nie robienie przerwał dzwonek do drzwi. Otworzyłem.

Na progu stał Rye.

- Co ty tu robisz... - nie miałem siły rozmawiać z nim - Idź sobie.

- Nie. - powiedział, po czym od razu zaatakował moje usta. Brutalnie wkradł mi się językiem do ust, a ja w odpowiedzi zamruczałem cicho. Cała moja złość na niego w magiczny sposób nagle wyparowała. Brunet był brutalny, ale o dziwo podobało mi się to.

- Rye... Chodźmy do sypialni. - wysapałem, powoli tracąc kontrolę nad podnieceniem, atakującym mój rozum. Chłopak na moje słowa, od razu podniósł mnie jak pannę młodą i skierował się do sypialni.

(tak wiem, kochacie mnie za ten brak opisów)

***

Pov. Brook

- Harvey! Mocniej!

- Staram się jak mogę! - odparł blondyn, nieporadnie próbując wcisnąć pomarańczę do sokowirówki

- Nie umiesz, daj mi to! - powiedziałem zrezygnowany, przejmując od niego owoc

- Wiesz, że w twoim wydaniu nawet gotowanie ma podtekst? - zapytał

- Wiem. - odparłem, nawet nie słuchając do końca co mówi

Od pół godziny męczymy się ze zrobieniem soku. Ja miałem myć pomarańcze, a Harvey - wkładać je do urządzenia. Ale on nawet tego nie potrafi zrobić dobrze.

A kto miał pomysł żeby zrobić sok pomarańczowy? Oczywiście, że on.

- J A K. M O Ż N A. B Y Ć. T A K Ą C I O T Ą. - wyartykułowałem powoli

- Ty też jesteś ciotą i ci nie wypominam. - niebieskooki przewrócił oczami

- Ja jestem gejem. A nie ciotą. To są dwie różne rzeczy. A ciotą jesteś ty, pedale. - zaśmiałem się w duchu z własnej wypowiedzi

- Ach, zamknij się już pedale, bo działasz mi na nerwy. - przyciągnąłem wyższego do pocałunku, stając na palcach, aby dosięgnąć jego ust.

________________________________________________________________________________

Słuchajcie... Doszłam do wniosku, że ta książka nie ma sensu. Jak już siadam żeby coś napisać, robię to z przymusu, a nie z chęci.

Odwrotnie jest natomiast z one shotami. Bardzo lubię je pisać i sprawia mi to przyjemność.

Nie chcę zostawiać Was z niedokończoną książką, więc napiszę jeszcze z pięć rozdziałów, a potem ładnie to wszystko zakończę, co wy na to?

Chyba wolę poświęcić się pianiu one shotów, bo uważam żę lepiej mi to wychodzi, więc głosujemy!

Następny os ma być:

- Smutny

- Wesoły

Jaki ship?

- Randy

- Mack

- Harvlyn

- Brandy

- Jandy

- Bronny

- Inny (ale nie Jacklyn)

Mam nadzieję, że rozumiecie, więc ja zostawiam to tu tak jak jest i kończę.

Do następnego!

I hate you, I love youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz