- Żyłem...w Niebie? – zapytałem, po czym odruchowo spojrzałem na skrzydła; całe szczęście, ich barwa nie zmieniła się na biel, choć nadal swędziały.
Skrzywiłem się i napuszyłem pióra, jednak nie przyniosło to żadnej ulgi. Mimo wszystko nie zdecydowałem się podrapać, wiedziałem, że ból, jaki bym sobie sprawił, byłby zdecydowanie bardziej uporczywy.
- Tak – odparł Archanioł. – Choć na tyle krótko, by nie pamiętać zbyt wiele z tego czasu. O ile mi wiadomo, Sen próbował wydobyć te wspomnienia z Twojej podświadomości, ale, jak widać, niekoniecznie mu się to udało.
Spochmurniałem, wciąż mając w pamięci ostatnią wizytę owego i jej następstwa. Mój zamiar torturowania go w najboleśniejszy sposób, jaki tylko byłbym w stanie wymyślić, wciąż był aktualny. Niech go tylko spotkam...
Podszedłem kilka kroków i usiadłem przy Michale. Zamiast jednak oprzeć się o drzewo, opadłem miękko na mech, by nie spuszczać z oczu tej intrygującej niebieskości. Dopiero mając dzięki niej porównanie, zyskałem świadomość, że oczy Archanioła są właśnie niebieskie, choć ich głównyodcień był znacznie jaśniejszy niż ten nieba. Drugim kolorem, jaki gościł mu na tęczówkach, był granat, okalający jedynie źrenice.- Anioły mogą ze sobą spółkować? – zadałem kolejne pytanie po dłuższej chwili ciszy, w czasie której cieszyłem się wytchnieniem od swędzenia, jakie zagwarantował mi chłód ziemi.
- Nie, to zakazane – odrzekł Wódz. – Ale Lucyfer uznał, że skoro ma się nazajutrz zbuntować przeciwko samemu Bogu, złamanie jednego zakazu w tą czy w tamtą nie sprawi mu zbyt wielkiej różnicy. Upatrzył więc sobie jedną z Anielic, która służyła u Rafaela jako Stróż, oczarował ją swoim wdziękiem i charyzmą, po czym zaciągnął ją do łóżka. Gabriel dowiedział się o tym jako pierwszy, dostarczanie duszy dziecka do łona matki jest jednym z jego najważniejszych zadań.
- I nikt nie miał nic przeciwko takiemu dziecku?
- Wszyscy mieli – Archanioł uśmiechnął się szeroko, jakby go to bawiło. – Powstałeś z zakazanego związku, w dodatku Twoim Ojcem był Lucyfer. Istniała poważna obawa, że wdasz się w niego i za kilka setek lat przeprowadzisz własną rebelię przeciwko Niebu. Było wielu, którzy chcieli się Ciebie pozbyć.
- Zapewne na czele z Tobą.
- No, nie da się ukryć. Z niemałą przyjemnością pozbywałem się z Nieba wszystkiego, co choćby w najmniejszym stopniu było powiązane z Lucyferem. Chęć zabicia jego potomka gołymi rękami traktowałem jako swój obowiązek... W obronie Twojego życia stanął oczywiście Gabriel. Sądził, że jesteś niewinną duszyczką i chciał Cię wychować w Niebie jako przyszłego Archanioła. Po upadku Lucyfera mieliśmy w końcu wolny etat...
- Ale nim to się stało, Ojciec rozkazał Uriel mnie wykraść?
- Dokładnie tak. Był zbyt dumny i pyszny, by jego własny pierworodny żył w Niebie, przeciwko któremu się przecież zbuntował. Traktował to jak osobistą ujmę, plamę na honorze, choć wątpię, że posiada coś takiego...
- Sądzisz, że miał wobec mnie jakieś konkretne plany?
- Raczej nie. Myślę, że w swoim pomyśle wykradnięcia Cię kierował się tylko i wyłącznie chęcią posiadania.
Zabolała mnie ta świadomość. Właśnie okazało się, że jestem niczym więcej jak zbędnym balastem, zaspokojeniem chciwości Ojca... Już niemal byłem pewien, że na wieki wieków skończę w roli odźwiernego, równie niepotrzebnej, jak ja.
- Co z moją matką? – szepnąłem, nagle przypominając sobie o kobiecie ze snu. – Nadal jest w Niebie?
- Tak, choć nie jest już Stróżem. Rafael, jako jej przełożony, postanowił, że to wystarczy, by odczuła ciężar swego czynu – odparł Michał. – Gdybym to ja wymierzał jej karę, w najlepszym razie trafiłaby na Ziemię i już dawno temu umarłaby jako człowiek.
- To ze względu na nią moje skrzydła tak na Ciebie reagują?
- Nie, jej geny nie mają nic do czystości Twojej duszy... Zabiłeś kiedyś kogoś?
- Zamieniłem w popiół wielu sługusów...
- Mam na myśli człowieka. Zabiłeś jakiegoś?
- Nie.
- To może torturowałeś?
- Nie, to Azazel sprawuje władzę w lochach.
- Mało przeklinasz, uważasz na język nawet bardziej niż ja... Spałeś już z kimś?
- Nie, wolę spać sam.
- Mefisto, Mefisto... – Archanioł aż się zaśmiał. – Ja się pytam o to, czy się już z kimś pieprzyłeś.
Natychmiast usiadłem, czując, jak pieką mnie policzki. Jak on mógł pytać o takie rzeczy?! On, Archanioł!
- Zareagowałeś jak cnotka, więc wnioskuję, że nie – podsumował rozbawionym tonem. – Powiedz mi zatem, czemu oczekujesz, że Twoja dusza będzie brudna? Przez nieumiejętność radzenia sobie z emocjami i samo mieszkanie w Piekle?
- Zazwyczaj mam czarne skrzydła – burknąłem, nadal bez odwagi, by na niego spojrzeć.
- To akurat może być zasługą bliskości Lucyfera. Na tej samej zasadzie robią się jaśniejsze w mojej obecności. Myślę, że swędzą Cię właśnie dlatego, że się oczyszczają.
- Nie chcę, by stały się białe! – aż się poderwałem na równe nogi. – Wtedy Ojciec na pewno nie będzie chciał mnie znać!
- Sądzisz, że dużo na tym stracisz? – Wódz Zastępów zgasił papierosa w ziemi i spokojnie wstał, otrzepując się. – Zastanów się, tylko tak porządnie, co masz do stracenia.
Klepnąwszy mnie w pierś na tyle mocno, że niemal straciłem równowagę, z hukiem rozłożył ogromne skrzydła. Tu, w blasku Słońca, zdawały się błyszczeć tak niesamowicie, jakby...jakby... „Jakby miały w sobie kryształki lodu" – podpowiedział znów głos. Coraz bardziej zadziwiał mnie ten zagadkowy sufler w moich myślach...
- Ale zrób to później – dodał Michał. – Jak na razie, chcę pokazać Ci, co możesz zyskać, jeśli zdecydujesz się...zmienić miejsce zamieszkania.
Z tajemniczym uśmiechem wzbił się w górę jednym ruchem skrzydeł. Zaintrygowany, ruszyłem zaraz za nim,wznosząc się coraz wyżej i wyżej. Lot bez ograniczeń był wspaniałym przeżyciem,nieosiągalnym w niekończących się korytarzach Piekła. Owszem, zdarzały się szersze przestrzenie, jednak i one miały swoje granice... Tu ich nie było. Gdzie okiem sięgnąć, nie dostrzegłem żadnego muru czy ściany. Tutaj mogłem nareszcie poczuć, co oznacza...być prawdziwie wolnym...
CZYTASZ
Pierworodny.
Random- Sądzicie, że życie jako pierworodny samego Lucyfera to sielanka, okraszona zapachem siarki? Nawet nie wiecie, jak bardzo się mylicie, głupi śmiertelnicy... - Mefiś, kurde, jak Ty się odzywasz do potencjalnych czytelników?! Sio, sio mi stąd! Rozdzi...