Gdy Enjolras zamykał oczy, czasem był w stanie sobie to wyobrazić.
Grantaire, stojący naprzeciwko niego, z typową dla siebie gracją, pewnością w kościach i wyćwiczeniem. Grantaire podający mu dłoń, przyciągający go do siebie gładkim, oszczędnym ruchem. Grantaire uśmiechający się z czułym rozbawieniem, gdy pod Enjolrasem plątały się nogi, nie tylko dlatego, że nie był zapalonym tancerzem.
Grantaire, który nie wbijał mu drzazg w serce za każdym razem, gdy sięgał po kolejną butelkę.
I z tamtym Grantaire Enjolras był szczęśliwy. Śmiał się w żenująco szczęśliwy sposób, świat niknął w oczach, rozmywał się jakby ktoś wylał herbatę na dopiero co skończony obraz.
Gdy Enjolras zamykał oczy, naprawdę nie miał ochoty ich otwierać.
– Niech żyje monarchia i dobry król Ludwik – czknął Grantaire, składając prześmiewczy toast w kierunku szefa Przyjaciół Abecadła, bacznie pilnując, czy ten widzi jego samowolę. Enjolras oczywiście, nie był ślepcem. – Och, jakże piękne musi być życie władcy, wino i damy w dostatku – rozmarzył się, odkładając butelkę na stół z hukiem i wpatrując się nieprzytomnie w sufit. – Głupie, naiwne i co najlepsze pijane. Oto obraz kobiet moi drodzy. Oto obraz kobiet z dobrych domów, wychowanych, wyedukowanych, posyłanych za granicę za pieniądze z niewolniczej pracy. Nie ma nic bardziej żałosnego od takich kobiet. Ukrywają się za makijażami, za pieniędzmi, a nadal im mało. Zlatują się do złota jak ćmy do świecy. Czy nie ma na tym świecie już szlachetnych uczuć? Najwyraźniej nie. A przynajmniej u kobiet. Szlachetnością mogą się jedynie pochwalić prostytutki. Tak, kobiety nocy mają więcej prawdomówności niż wszystkie ozłocone damy. Dlaczego? Bo nie ukrywają się z tym, do czego dążą. Spotkałem kiedyś pewną arystokratkę. Dobry panie, powiedziała mi z uśmiechem, jaki to byłby zaszczyt zapozować dla pana. A pierwsza lepsza Marie podniesie spódniczkę nad kostki i dokona równoważnej wymiany zdań. Obie w zamian za siebie, za swoją urodę chcą czegoś. Pieniędzy. Obrazu. Wartości. Nie jest to ważne, ale prostytutki wychodzą w rozrachunku z podniesioną głową. Chwalmy prostytucję, panowie. Chwalmy monarchię, która tej prostytucji nam dostarcza!
O ile większość Przyjaciół Abecadła przyzwyczaiła się do puszczania takich prowokacyjnych monologów mimo uszu, tym razem Jehan Prouvaire przewrócił oczami, łagodnym głosem i ostrym spojrzeniem kontrując ów wywód.
– Grantaire, jesteś pijany. Milcz, jeśli zamierzasz krytykować kobiety, milcz, jeśli zamierzasz chwalić prostytucję. Nie ma nic dobrego w sprzedawaniu własnego ciała, a jest to precedens, który powinien się zdecydowanie skończyć. Nie mamy jednak na to wpływu, gdyż jak długo będzie istniała paskudna wyrwa pożerająca istnienia zwana nędzą, tak długo kobiety, te odważne i silne stworzenia, będą zabijały własne istnienie, by dać chociaż promień nadziei swojemu potomstwu, a nawet sobie. Światło nadziei na lepsze czasy, przyszłe i bardziej łaskawe.
– Jehan ma rację – wtrącił Combeferre, który wcześniej ze zmarszczonym czołem i skrzywionym kącikiem ust jakby w zdenerwowaniu obserwował sytuację. – Statystyczna większość kobiet jest zmuszana do prostytucji ze względu na słabą sytuację materialną.
Grantaire wzruszył ramionami i zasalutował w kierunku Combeferre, jakby jego słowa dotarły do niego, ale nie zaznaczyły się choćby cieniem na jego umyśle. Albo jakby wszystko było pijanym bełkotem.
Enjolras milczał, wiedząc, że obie opcje są prawdopodobne, nie mógł jednak nie spoglądać na Grantaire'a z zawodem w oczach. Czasem gubił się i wściekał, że w ich gronie znajduje się taki człowiek jak on, który balansuje pomiędzy byciem w grupie, a byciem kompletnie poza nią.
I nieco gorzkim rozsądkiem zauważał, że Grantaire zwykle oddala się od nich im więcej kufli zabójczej alkoholowej mieszanki paryskich szczyn i inspiracji artystów wypije.
– Światem rządzi pieniądz – odparł z zadowoleniem Grantaire, rozkładając ramiona w geście „cóż poradzisz".
Enjolras zmrużył oczy.
– Więc trzeba ten pieniądz rozdzielić sprawiedliwie, gdyż tylko tak można wyjść z odmętów ubóstwa i wyrównać wszystkich ludzi. Nie poprzez czczą krytykę, ale poprzez aktywną walkę o to. Nie możemy pozwolić, by bogactwo skupiało się w rękach bogatych, a biedni głodowali przez miesiące. Musimy stawić im opór, przestać godzić się na niesprawiedliwość. Każdy człowiek musi mieć prawo do godnego życia, inaczej zaciera się granica człowieczeństwa. Moralnością musimy zwalczać materializm, ale nie siedząc cicho, nie biernie. Opór zdziała coś tylko, gdy narusza strefę komfortu, gdy jest czymś fizycznym, nie jedynie ideą!
– To idź. Gwarantuję ci, że zastrzelą cię zanim cokolwiek zdziałasz – prychnął Grantaire. Enjolras spiorunował go wzrokiem.
– Po co więc siedzisz tu, pijesz i naśmiewasz się tylko z naszej sprawy, jeśli jesteś pewien jej porażki? Powiesz, że korzystasz z piwniczki, ale nie jest to jedyna w Paryżu. Po co słuchasz, skoro wiesz, że przegramy?
Była dostojna furia w uniesieniu brwi Enjolrasa, taka przypisywana greckim półbogom, wyzywającym bogów na pojedynek. Ale Grantaire był zwykłym śmiertelnikiem.
– Ponieważ wierzę w ciebie – odparł niespodziewanie miękko, bez żadnej ostrości z poprzedniej wypowiedzi, jakby uwaga Enjolrasa spiłowała kanty jego głosu. Zdanie przypominało strzałę z gładkim grotem.
Czasem do cna pijany człowiek ma takie szybkie momenty klarowności umysłu, przebłyski słońca na pełnym chmur niebie.
Enjolras westchnął, sztywny w zaciśnięciu szczęki i zmarszczeniu czoła.
– Powiedziałeś przed chwilą... – zaczął donośnie.
Gdy Enjolras zamykał oczy, Grantaire zawsze się uśmiechał. Nie tym pokrętnym, złośliwym uśmiechem, którym darzył wszystkich pechowców dnia – w tym Bossueta – ale najprawdziwszym, pełnym światła uśmiechem, który obejmował oczy i był niepodrabialny.
Ten Grantaire zauważał niekonsekwencje delikatniej, głosem niewzmocnionym procentami, pozbawionym sztucznej odwagi. Tego głosu Enjolras mógłby słuchać godzinami, mając zupełną świadomość, że ścisk w jego gardle rozluźnia się na jego dźwięk, co dodawało mu otuchy za każdym razem, jak miał coś wygłosić, niezależnie od jego wiary we własne słowa.
I ten Grantaire spoglądał na niego w ten specyficzny sposób, jakby był w stanie przeniknąć wzrokiem duszę Enjolrasa. I był zachwycony tym, co widzi.
Enjolras naprawdę nie lubił otwierać oczu.
_________________________________________________
hm, komedia omyłek się pisze, tak samo jak jeszcze jeden oneshot, którego nie miałam okazji wstawić, ale macie na razie to, bo chciałam napisać tańczące Enjoltaire i zrobić sobie studium fizyczności, ale zamiast tego ktoś na tumblerze wspomniał o tym, jak Enjolras zostaje pobity przez fandom, podczas gdy R, który mówi parę naprawdę okropnych rzeczy jest traktowany jako perfect bean, więc jakoś spróbowałam to urzeczywistnić, mam nadzieję, że nie jest źle. Cóż, życzę wam miłego dnia!
wasza Rev
CZYTASZ
ty i nic, ja i wszystko |Enjoltaire|
Fanfictionzbiór wierszy i krótkich opowiadań o Enjoltaire, głównie osadzone w czasach współczesnych.