z duszą na ramieniu

72 5 62
                                    

AU, gdzie na tydzień przed śmiercią widzisz swojego anioła stróża.

_______________________________________________________

– To nie przystoi aniołowi.

Grantaire uniósł wzrok znad butelki, w sam raz by zmierzyć się z pełnym dezaprobaty spojrzeniem, jakie posyłał mu Enjolras. Przypisany jemu śmiertelnik.

Wzruszył ramionami.

– Nie jestem w stanie się upić, więc co za różnica. Ty nie pijesz, nie będziesz tęsknił – zauważył z rozbawieniem. Enjolras prychnął. Czasem spoglądając na niego Grantaire dziwił się, że złote włosy chłopaka nie są pokruszoną aureolą, a z pleców nie wyrastają trzy pary skrzydeł.

Że to nie on jest jego aniołem stróżem.

– Co nie znaczy, że musisz z tego korzystać. – Stanowczym gestem Enjolras sięgnął po szkło w palcach Grantaire'a. Anioł pozwolił mu na to, uśmiechając się ciepło i unosząc jedną brew.

– Napij się ze mną.

Enjolras przewrócił oczami.

– Podziękuję. Wolę umierać na trzeźwo.

Ach tak. Powód, dla którego ze sobą rozmawiali. Bliski termin ważności Enjolrasa.

Grantaire wyraźnie się skrzywił.

Odkąd pojawił się na Ziemi w fizycznej formie nie ukazywały się jego skrzydła – co było prawdopodobnie winą śmiertelników otaczających go z każdej strony – a tysiąc oczów zastąpiła jedna para, nie do poznania przypominająca te ludzkie.

Niezbyt się tym przejmował, odkąd Enjolras zaznajomił go z galeriami sztuki. Ludzie naprawdę tworzyli cudowne rzeczy, o którym nie śniło się żadnej wyższej istocie.

Tworzyli też rzeczy okrutne i złe. Na tym polegała ich odrębność i inność.

Grantaire czasem bał się ludzi. Ale nie wszystkich.

Enjolras zmrużył oczy, odłożywszy wcześniej wpół wypitą butelkę poza zasięg anioła. Usadowił się z pewną rezygnacją na podłodze, plecy opierając o ramę łóżka i materac. Niebieskie tęczówki, które Grantaire z pewnym rozrzewnieniem porównywał do firmamentu w dzień stworzenia, uniosły się do usadowionego na ruchomym krześle z plecami i nogami na podłokietnikach anioła, który wybijając jakiś nieznany mu rytm na oparciu spoglądał również w jego stronę.

– Poważnie?

Enjolras nie wiedział, co na to odpowiedzieć.

– A co mam innego zrobić, upić się i udawać, że wszystko jest w porządku? – Jakby na potwierdzenie, że nie, nie jest, jego brzuch przeszedł przenikliwy ból. Nieświadomie zmarszczył czoło, a Grantaire nieomal wyciągnął dłoń, chcąc odsunąć tworzące się linie z jego czoła.

Chcąc odsunąć cierpienie.

Bo taki był problem Grantaire'a. Za bardzo mu zależało na tym śmiertelniku. Ale czyż to nie logiczne, skoro został mu przypisany?

– Wydaje mi się to bardziej naturalne dla człowieka. Ogólnie strach przed śmiercią to bardzo ludzka rzecz. Nie zrozum mnie źle, nie każę ci się bać, ale byłoby to logiczne. I o ile jestem w stanie zrozumieć, że nie popierasz alkoholu, jest to najłatwiejszy i najbardziej dostępny środek. Plus zostawiłem ci pół butelki wina, jakbyś miał ochotę, dobry ze mnie anioł stróż. Nawet nie musiałbyś się martwić o kaca, ponieważ jestem tu. To głupie, wiesz? Że jestem w stanie załagodzić skutki ścięcia komórek, a nie jestem w stanie zatrzymać ich patologicznego dzielenia się. Po co ja tu w ogóle jestem, jeśli nie po to, by jakkolwiek pomóc, jakkolwiek zapobiec temu nieszczęściu? Przecież to czysty bezsens, patrzeć na ciebie jak umierasz. A obaj wiemy, że zostały cztery dni. Cholera, powinieneś leżeć w szpitalu, a nie tu! Powinieneś wydzwaniać do wszystkich lekarzy po jakąkolwiek próbę zatrzymania tego. Chociaż, skoro tu jestem, to znaczy, że wszystko jest przesądzone. A ty się nie boisz. Naprawdę się nie boisz, czy udajesz? Poza Ziemią byłbym w stanie stwierdzić, byłbym w stanie przejrzeć twoją duszę kawałek po kawałku. A tu? W tej bezużytecznej, katatonicznej formie? Jesteś niczym żywa zagadka, Enjolrasie. Potrafię na ciebie spojrzeć, ale cię nie widzieć. Czy tak właśnie czują się wszyscy ludzie? Współczuję im w takim wypadku, bowiem nie ma nic gorszego niż ukrywanie się za własną twarzą, własnym uśmiechem. Nie ma nic gorszego od kłamstwa. Tak uważam. Kłamstwo jest podstawą wszystkich grzechów. Wąż skłamał, Kain skłamał, Judasz również. Oczywiście, żeby nie było, że tylko kłamstwo zabiera życie; za prawdę w średniowieczu mogłeś skończyć na stosie. Jedno nieodpowiednie słowo i już cię pieką, szalone czasy. Oni mieli to swoje memento mori. Patrzyli na Koheleta jak Apostołowie na Jezusa. Mógłbyś rzec, że mroczne czasy miały swoje mroczne fascynacje. Śmierć nie miała znaczenia, nic nie miało znaczenia. Liczyło się tylko by wychwalać Boga. A to też robili anonimowo. Naprawdę, jaki sens ma dedykacja, jeśli robisz coś anonimowo? Nie podpiszesz się na życiu i już twoja śmierć nie ma znaczenia.

Zatrzymał się, by pokręcić głową z pewnym rozżaleniem. Nie patrzył na Enjolrasa, spoglądał w okno i rozgwieżdżone za nim niebo, nim chłopak nie roześmiał się głucho. Grantaire odwrócił wzrok od szyby.

– Jak ty niczego nie rozumiesz. Nie chcę umierać, nie jestem szalony. Ale możesz być aniołem i nie zmienisz przeznaczenia.

Jego oczy były rozszerzone. Strach, odczytał Grantaire, z pewną konfuzją. Układanka przestawała pasować w pewnych miejscach.

– Chciałbym – wyrzekł szczerze, a Enjolras posłał mu enigmatyczne spojrzenie.

– Prawdopodobnie stałbyś się przez to demonem. Nie znam się zbytnio na zasadach Nieba.

Grantaire nie odpowiedział, ale wyciągnął rękę przed siebie. Odłożona przez Enjolrasa butelka przefrunęła potulnie w jego palce. Pociągnął łyk, długi.

– Będę z tobą do końca. – Nie była to obietnica, a proste stwierdzenie faktów. Pomimo tego Enjolras pokiwał głową i uśmiechnął się z jakimś spokojem. Wyciągnął przed siebie dłoń i złapał Grantaire'a za rękę, ściskając delikatnie jego palce.

Obaj wiedzieli, co ich czeka, pozostawało więc czerpać komfort ze wzajemnej obecności w tej wędrówce ku światłu, bądź ciemności.

________________________________________________________

potencjalny mush up Drink with me oraz I will follow you into the dark, a wszyscy wiemy, że to Enjoltaire w najczystszej formie. Powstało dlatego, że lubię kontrasty, a ponieważ wiemy, jak często Enjolras jest nieśmiertelną/wyższą istotą pomyślałam, że R nadaje się do tej roli lepiej. Co jeszcze mocniej udźwięcznia dialog "nie wierzysz w nic"/"wierzę w ciebie" bo wiecie, Bóg i te sprawy. To w sumie dziwny i cool koncept. Mam nadzieję, że nikt mi nie wyjedzie, że coś obrażam, bo kurde i lol nie wiem. okej, koniec gadania (kocham ten one shot za ten Rant, starałam się also ma 333 słowa, a 3 to liczba sacrum w średniowieczu, get it? czuję się super) okej, bądźcie bezpieczni i zobaczymy się niedługo!

wasza Rewolucja

ty i nic, ja i wszystko |Enjoltaire|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz