gdzieś poza czasem

86 5 39
                                    

Przechadzali się w wiosennym słońcu, powoli przemierzając park. Nie spieszyło im się nigdzie, pogoda była wyborna. Grantaire spoglądał w niebo, licząc nieświadomie, ile ptaków przecięło nieboskłon. Enjolras, z rękami w kieszeniach, patrzył na niego ukradkiem, starannie pilnując by pozostać niezauważonym.

– Myślisz, że będziemy się nadal przyjaźnić? – rzucił Grantaire, a błękitne spojrzenie umknęło w ścieżkę jak spłoszona zwierzyna w krzewy.

– Co masz na myśli? – odparł Enjolras, kopiąc przypadkowy kamień, który znalazł na swojej drodze.

Grantaire wzruszył ramionami.

– No wiesz, gdy już skończymy szkołę, myślisz, że nadal będziemy się przyjaźnić? Ty pewnie będziesz nadal próbował swoich sił w walce o świat, Apollo – w tym momencie uśmiechnął się z rozczuleniem, ale Enjolras nie mógł tego zobaczyć. – Ale zawsze w końcu drogi przyjaciół się rozchodzą. Każdy zakłada rodzinę, zaczyna obracać się w innym towarzystwie. Pewnie nawet nie będziemy widywać się tak często z Courfeyrakiem, choć uparty z niego człowiek. A ty i ja? Nie sądzę byśmy długo musieli znosić siebie nawzajem. Ot, być może kiedyś wpadniemy na siebie w supermarkecie, z żonami u boku, i nawet nie będziemy pewni, czy to na pewno my – westchnął cicho, jakby okruch zeszłego życia drasnął jego serce. Jego chęć roześmiania się na głos zamilkła nostalgicznie. – Życie tak szybko się zmienia.

Enjolras przełknął ślinę. Milczał dłuższą chwilę, obracając w głowie słowa Grantaire'a jakby nie raniły go ani trochę. Bo przecież, jak powiedzieć komuś, kto właśnie rozdzielił wasze losy, że to u jego boku chciałoby się robić cosobotnie zakupy w supermarkecie?

Że gdzieś pod skórą, na dnie serca i marzeń, to jego chciało by się nazywać najbliższą osobą w życiu?

– Wszystko przed nami – mruknął w końcu, unosząc głowę i pozwalając słońcu oślepić się na chwilę. Grantaire musnął jego ramię, więc spojrzał na niego pytająco.

– Masz rację, nie ma co biec w przyszłość – zgodził się dziwnym tonem, którego Enjolras nie zamierzał rozstrzygać.

I kontynuowali spacer, przerywając co jakiś czas ciszę okrzykami na temat zauważonych wiewiórek. Żaden z nich nie wiedział w tamtym czasie, że wrócą do tego spaceru już będąc razem, i że z gorzkiego wspomnienia pozostanie tylko pełen niedowierzania śmiech. 



________________________________________

podobno zawsze robię smutne zakończenia więc to taka rehabilitacja. w ogóle zrobię z tego zbiór króciutkich wierszy/myśli ostatecznie bo dobrze mieć tak w zanadrzu miejsce na to. idk czy wam się to spodoba, ale mam nadzieję, że macie miły dzień <3

wasza Rev

ty i nic, ja i wszystko |Enjoltaire|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz