XV ❝Wsparcie❞

2.8K 277 152
                                    

Chociaż to nie Dazai był osobą, na którą zadziałała skomplikowana indywidualność, jego głowa pulsowała w nieprzyjemnym, intensywnym bólu. Czuł, jakby miał iść śladem Astushiego i również stracić przytomność, ale nie było na to czasu. Musiał pomyśleć. Pomyśleć, co powinien zrobić. Zadzwonić do Moriego? Ponownie porozmawiać z ujętą staruszką? W teorii wystarczyłoby ją tylko dotknąć i wszystko wróciłoby do normy, ale dlaczego to wcześniej nie zadziałało w pełni? Cała sytuacja nie trzymała się kupy, nie był w stanie znaleźć żadnego logicznego wyjaśnienia i to niezmiernie go dręczyło.

— Dazai.

Staruszka wspomniała też, że oprócz negatywnego efektu magnesu powinny również wystąpić pozytywne skutki dla zdrowia psychicznego i fizycznego, a sam magnes powinien osłabnąć w momencie, gdy ofiary zdolności zaczną być szczere ze sobą nawzajem. Chociaż zarówno Akutagawa, jak i Atsushi przysporzyli już wystarczająco dużo problemów sobie, jemu, Chuuyi, Agencji i Mafii Portowej, więc może odłączenie ich na dobre byłoby jednak najlepszym rozwiązaniem...? Ale jak? Jak? Jak, skoro za pierwszym razem jego dotyk w pełni nie zadziałał...?

— Dazai.

Nie rozumiał. Nie rozumiał. Nie rozumiał.

Czuł się zmęczony, zaspany i chciałby tylko spędzić trochę czasu z Chuuyą, nie przejmując się przy tym niczym innym, a nimi. Czy prosił i zbyt wiele? Czy ten ból głowy to była zemsta prosto z niebios za jego nieodpowiedzialne, a czasem nawet w przeszłości okrutne zachowania? Nadszedł ten czas? Może w końcu umrze?

Ale jeśli to nie samobójstwo, nie byłoby zabawy...

A jeśli byłoby to samobójstwo, to w czym byłaby zabawa bez Nakahary?

— DAZAI DO CHOLERY!

Ból głowy wzmógł się wraz z dźwiękiem ostrego ,,plask" w momencie, gdy dłoń jego ukochanego chłopaka zderzyła się z jego potylicą. Jęknął głośno, chcąc pokazać, jak bardzo cierpi, ale dostał za to kolejny cios.

Zerknął na rudzielca zmieszany i zirytowany. Nie przeszkadzało mu się, gdy próbował z całych sił znaleźć wyjście. Utkwił w nim wzrok, oczekując na wyjaśnienie, lecz ten jedynie westchnął, wydając się obrażony faktem, że Dazai nadal się nie domyślił.

Co on, kobieta?

— Wiem o czym myślisz. Zaraz dostaniesz trzeci raz za seksizm — rzucił niedbale niebieskooki. — No, może nawet czwarty, jeśli zaraz Yosano wskoczy tu przez okno.

Osamu parsknął cicho, pamiętając o wcześniejszym ostrzeżeniu partnera. Ponownie posłał mu pytające spojrzenie. Obserwował przez krótką chwilę, jak mężczyzna wstaje i siada tuż obok niego na kanapie. Powolnym ruchem kładzie swoją głowę na jego ramieniu i dopiero wtedy do Dazaia dochodzi, jaki on jest mały i delikatny, kiedy nie jest na niego zły (czyli prawie nigdy, ale to prawie właśnie stanowi coś). Nagle w miejscu dotyku pomiędzy nimi brunet odczuł przypływ ciepła, wędrujący stamtąd aż do jego twarzy. Czyżby był tak zmęczony, że zaczął się rumienić nawet przy tak drobnych, nieznaczących gestach?

Kogo on zresztą oszukiwał? Żaden gest ze strony osoby, którą kochał nie był nieznaczący. Każdy miał swoje oddzielne znaczenie będące możliwe do wyczytania jedynie przez nich. Taki tajny, wymyślony język oparty na gestach mający różne odsłony w zależności od ludzi dzielących się nim. Nigdy wcześniej nie przyszło mu doznać czegoś takiego, więc po prostu niezręcznie zakręcił rozpuszczone, delikatnie falowane włosy niższego na swoim palcu wskazującym.

— Mówiłem do ciebie — powiedział Nakahara i choć Dazai był delikatnie rozproszony, od razu połączył kropki. W końcu ból głowy nadal nie zniknął. — Nie martw się tym na razie. Przecież powiedziałeś, że nic złego nie powinno się stać.

— Ale... — Przez chwilę przeszło mu przez myśl, aby zacząć się kłócić, ale lekki ścisk na jego dłoni momentalne odwiódł go od tego pomysłu. Mężczyzna się o niego martwił, chciał dla niego jak najlepiej i wierzył, iż sytuacja ostatecznie i tak rozwinie się korzystnie lub chociaż bez żadnych strat.

— Nie spodziewałem się, że uda im się odnaleźć szczęście tak szybko — zachichotał rudzielec, a serce bruneta przyspieszyło na dźwięk jego głosu. Poczuł także dreszcz przechodzący przez niego, nie omijając przy tym żadnego zakamarka jego ciała. — O-osamu? Wszystko dobrze? — zapytał, najwyraźniej wyczuwając reakcję ukochanego. Z zaskoczenia zabrał głowę z jego ramieniu i przeszył go zmartwionym spojrzeniem.

Dazai zignorował to pytanie i złapał za nadgarstek mężczyzny, gładząc przy tym jego dłoń. Zaskakiwał go jeszcze bardziej z każdą chwilą, zwłaszcza, gdy nachylił się nad nim i splatając ich dłonie, złożył delikatny pocałunek na jego ustach. Przyłożył do jego czoła swoje własne, czując ciepło rozchodzące się po obu ich ciałach. Mógł przysiąc, że jest w stanie usłyszeć szybkie bicie serca Nakahary, ale z drugiej strony nie wyniłby go za to. Głównie dlatego, iż sam nie miał pewności, czy ten dźwięk nie pochodził od niego.

— O-osamu...?

Ich usta ponownie się połączyły, tym razem w czystej synchronizacji ruchów warg powodujących coraz to większą przyjemność. Brunet był tak bardzo zmartwiony sprawą Atsushiego i Akutagawy, że niemal zapomniał to uczucie. A nigdy nie chciał go zapominać. Chciał być z nim już zawsze. Z mężczyzną, którego kochał.

Nie wiedział, kiedy rudowłosy znalazł się pod nim, wplatając ręce w jego włosy. Nie wiedział, kiedy on sam zaczął delikatnie gładzić jego policzki za każdym razem, gdy ich usta się muskały. Nie wiedział, kiedy ostatni raz tego typu zbliżeniu nie towarzyszyło ani trochę podniecenia, a tylko czysta chęć dotyku i bliskości z partnerem. Na tym polegała miłość, prawda?

Miłość była trudna. Nie tylko on tak uważał, w końcu Atsushi i Akutagawa również mieli przez nią w tej chwili niemałe problemy.

Ale też na tej trudności polegało jej piękno. Dlaczego była taka przyjemna, mimo tylu cierpienia i rozterek, które tak trudno zrozumieć? Dlaczego raz była tak trwała, a innym razem tak krucha?

Godzinami mógłby wymieniać, dlaczego kochał Nakaharę. Był piękny, uroczy, rozumiał go i czuł się wspaniale za każdym razem, gdy spędzali ze sobą czas. Powodów było mnóstwo. Aczkolwiek... Tym najważniejszym było prawdopodobnie zwykłe, krótkie stwierdzenie.

Kochał Chuuyę, bo jest Chuuyą. Nikim innym. Chuuyą, jego Chuuyą.

Przypływ emocji i adrenaliny sprawił, że na tę myśl, odsunął się powoli od swojego chłopaka i złapał z nim kontakt wzrokowy, zupełnie beztrosko, jak to miał w zwyczaju.

— Chuuya — zaczął Dazai i od razu usłyszał od niego krótkie ,,Hm?". — Wyjdź za mnie.

Choć w normalnej sytuacji Nakahara prawdopodobnie zachłysnąłby się własną śliną, ale moment, który wybrał jego ukochany wpłynął na niego tak bardzo, że po prostu wybuchnął głośnym śmiechem. Przypominając sobie jednak o tym, jak uciszał bruneta, by nie męczył odpoczywających problematycznych chłopców, zanużył swoją twarz w szyi partnera. Spowodowało to u niego łaskotki, przez co obydwaj skończyli, dusząc się ze śmiechu na podłodze (spadli bowiem z kanapy dość szybko).

— Heeej, to jaka jest twoja odpowiedź? —  zapytał nieco obrażony Dazai.

— Haha, jesteś taki mało romantyczny, Osamu — rzekł Nakahara. — Może się zgodzę, jak zapytasz mnie o rękę w Paryżu.

Brązowooki westchnął.

— Dobrze wiem, że to nie ma dla ciebie znaczenia. Czy to była odmowa?

Chuuya zastanowił się przez chwilę.

— Nie — odparł w końcu. — Ale następnym razem, gdy mnie o to zapytasz, w innych okolicznościach, gdy nie będziemy musieli się martwić byciem we wrogich organizacjach, na pewno jednoznacznie powiem tak.

❝Ukryci w cieniu❞ → Dazai x ChuuyaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz