7

2.2K 83 32
                                    

Spędziliśmy w Rivendell jeszcze parę dni i choć czas płynął tam innaczej w końcu nadeszła pora na to, aby drużyna opuściła Ukrytą Dolinę. Od pamiętnej rozmowy z Legolasem w ogrodzie, mało z nim rozmawiałam. Więcej czasu spędzałam z Aragornem i Gandalfem w sali map planując i przewidują drogę jaką pójdziemy. W Rivendell czułam się szczęśliwa i wolna od wszystkich kłopotów i myśli. No może nie od wszystkich, bo od jakiegoś czasu chodziły mi po głowie dwie rzeczy, a właściwie osoby. Boromir i Legolas. Co do pierwszego sprawa była w miarę jasna, nawet przed wizją. Rycerz Gondoru już teraz został omamiony przez pierścień i wiedziałam, że będę musiała chronić Froda jeszcze usilniej i to na własną rękę. Co do drugiego, sprawa była nie co bardziej skomplikowana. Jasne Legolas był miły, odważny, czarujący i przystojny, ale nie czułam się w najmniejszym stopniu w nim zakochana. To było jasne tylko, że w sprawie z nim dręczyło mnie co innego. Wizję. Skoro nie byłam w nim zakochana to jakim cudem widziałam nasze dzieci naszą przyszłość? Nie wiem.

Wyruszylismy dwa tygodnie po naradzie. Nie brałam zbyd wiele broni, zresztą cała drużyna tak zrobiła, a Elrond hojnie obdarował nas potrzebnymi rzeczami do tak długiej wędrówki. Postanowieniem Gandalfa był wymarsz z doliny o zmierzchu, bo miał pewność, że będziemy śledzenia. Ku uciesze Sama wzięliśmy ze sobą Bila, który przez te wszystkie dni w Rivendell odżył tak więc nikt nie mógł narzekać na to, iż ma za dużo bagaży. Ruszyliśmy w szeregu i w odpowiedniej kolejności, najpierw Gandalf, potem Frodo, Aragorn, Boromir, reszta niziołków w dowolnej kolejności, potem Gimili, ja i Legolas na końcu jako tylna straż. Dobrze dogadywałam się z krasnoludem, który opowiadał mi o największym z ich królestwo, o Ereborze.

- Gdybyś tylko zobaczyła, Demerinis. Płaskorzeźby w skałach, sale pełne złota i wielkie jaskinie, a w największej tron Daina Żelaznej stopy. Powiedz mi czy to prawda, że wędrowałaś z Thorinem?

- Prawda Gimli, wielki był to krasnolud i on jedyny z swojego rodu zdołał przezwyciężyć Smoczą Chorobę, gdyby nie śmierć do tej pory był by władcą - powiedziałam z smutkiem bo zaiste wielki był to władca.

- Nie rozumiem jak można lubić ciemność, zaduch i jaskinie - odezwał się Legolas - Tam nie widać gwiazd i w ogóle tam światło nie dociera.

- A ja nie rozumiem jak można biegać po drzewach jak jakaś opetana wiewiórka - fuknął Gimli obrażony - Zaduch i ciemność, toś ty sal Ereboru na oczy nigdy nie widział.

- Nie widziałem i nie chce widzieć.

- Stop! - krzyknęłam - Możecie przestać się kłócić? - obaj spojrzeli na mnie zaskoczeni - Ma dość bredni o waśni między elfami, a krasnoludami ludzie jesteśmy na misji ważniejsze niż wasze drobne kłótnie - to powiedziawszy wkurzona odwróciła się do nich plecami i milczałam.

I tak przez pierwsze dni Legolas i Gimli zdawali się szanować swoje towarzystwo, ale nie obyło się bez kilku drobnych sprzeczek. Co do drużyny, wyprawa nie byla trudna, lecz to dopiero początek. Tego dnia słońce przygrzewał nas w plecy, zwłaszcza Merry'ego i Pippina, którzy ścierali się z Boromirem na miecze. Ja śmiała się do rozpuku siedzą na skałach. Zrobiliśmy pierwszy dłuższy postu na skałach, w Hollinie. To opuszczony pas równin pełen wysepek skał, na takiej właśnie siedzieliśmy, kiedyś zamieszany przez szarych elfów. Na swoich granicach zasadzili ostrokrzewy. Kiedy ja smiałam się z jie udanej walki niziołków, na boku Aragorn i Gandalf rozmawiali o czymś przyciszonym głosem.

- O czym tak debatujecie? - spytałam sie, przyłączając się do nich.

- Zastanawiamy się jaką drogą pójść - odparł Aragorn.

- Mieliśmy przejść Bramą Czerwonego Rogu - powiedziałam marszcząc brwi.

- Nie wiemy czy nie będzie pod obserwacją, nieprzyjaciel zdaje sobie sprawę z tego, że zamierzamy zniszczyć jego broń - odparł Gandalf zamyślony.

- My dwoje bierzemy pod uwagę Morie - powiedział strażnik.

-Tylko jeśli nie damy przejść górami - przypomniał czarodziej.

- Jeśli poszli byśmy Morią to możemy odpocząć parę dni w Lórien, moja matka na pewno się zgodzi - powiedziałam rozpromieniona.

- Moria jest tylko ostatecznym wyjściem - przypomniał Gandalf.

- Wiem - odpowiedział Aragorn.

Dalej już ich nie słuchałam, gdyż zastanawiałam się czy ostrzec Gandalfa przed Morią, byłam tak zamyślony, że wpadłam na Legolasa, który wpatrywał się w coś na horyzoncie.

-Przepraszam - wymamrotałam.

- Nic się nie stało - odpowiedział elf nadal wpatrzony w horyzont.

- Coś cię trapi?

- Moje serce spowił cień, coś się zbliża, czuję to. W dodatku od kilku minut wpatruje się w tą chmurę. Posuwa się ciągle na wschód i to pod wiatr - powiedział zamyślony elf. Sama też wytężyłam wzrok, wydawało mi się, że widzę jakby skrzydła i dziub, a potem prawda uderzyła we mnie jak tornado.

- To nie chmura! To Crebainy z Fangornu! Krycie się! - wrzasnęłam stając na równe nogi.

Przerażony Sam szybko zagasił małe ognisko, które nie dawno rozpalił, reszta drużyny pochwała się w skały. Ja sama byłam tak zajęta ukrywanie śladów obecności, że gdyby Legolas nie złapał mnie za rękę i skierował pod skały, pod które zaraz sam się schował, nie zdążyła bym się ukryć. Patrzyłam w ciszy na jego umieśniony tors, był tak blisko mnie, że słyszałam jego bicie serca. Biło bardzo szybko jakby uderzyła w niego adrenalina.

Zastanawiam się co myśli przebywając tak blisko mnie. Podniosłam minimalnie głowę i moje oczy natrafiły na jego oczy. Przyglądał mi się uważnie jakby obawiał się mojej reakcji, ale ja byłam mu wdzięczna. Kiedy Crebainy za jego plecami znalazły się tam gdzie przed chwilą siedziałam, ja patrzałam na tego elfa innaczej niż kiedykolwiek indziej. I z każdą chwilą wiedziałam coś czego uparcie się wypierałam. Coś o co bym się nie podejrzywała nigdy w życiu. Coraz bardziej przywiązyeałam się do niego. Coraz bardziej się w nim... zakochiwałam.

W tym momencie bardzo zresztą nie odpowiednim wierzyłam w naszą przyszłość. Jednak nie była to miłość na tyle silna, aby mu to wyznać, to było coś jakby chwilowe zadurzenie. Zamrugałam kilka razy, aby wyzwolić się ze snu, Crebainy już dawno opuściły to miejsce, ale i tak opuścilismy je dopiero kiedy ptaki zdążyły zniknąć za horyzontem. Teraz do pokonania mamy góry.

☸️☸️☸️☸️☸️☸️☸️☸️☸️☸️☸️☸️

Hejka, przed nami kolejny rozdział? Podoba się? (wiem że nie). Jeśli spodobało się wami to zostawcie po sobie znka życia gwiazdkę lub komentarz, który nie koniecznie musi być miły, może wyrażać także moje błędy lub hejty. I tak naprawdę przepraszam ze tak późno

Do następnego kochani😍😍😍

Los bywa nieprzewidywalnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz