*Legolas POV'S*
Trzymałem wartę na grani wpatrując się w dal i dół. Zmęczenie nie dopadało mnie łatwo, a i tak z pewnością bym nie zasnął. Coś za bardzo męczyło moje myśli, coś nie uchwytnego i lekkiego niczym tchnienie wiatru w mej ojczystej Puszczy. Nie potrafiłem tego określić, a duszność namiotu tylko potęgowała uczucie desperacji. Potrzebowałem odetchnąć świeżym powietrzem, więc kiedy ja trzymam warte, jeden z nich będzie mógł się w spokoju wyspać.
Kolejnym plusem było to, iż dostrzegłem coś co zwykły człowiek uznał by za cień skał. Jeździec przemykał wąską, skalną ścieżka do góry, do naszego obozowiska. Był smukły i jechał na białym koniu, mimo, że otulał go gruby płaszcz, już wiedziałem kim jest. Popędziłem najbliższego żołdaka, aby zawiadomił Aragorna. Jeździec stanął przede mną, a ja kiwnąłem głową i lekko, prawie nie zauważalnie, skłoniłem się.
Poprowadziłem go w kierunku namiotu Aragorna i tam zostawiłem. Powinni porozmawiać na spokojnie, sam pełniłem warte przed namiotem, nie chciałem aby ktoś im przeszkadzał. Jednak Aragorn zawołał mnie do środka. Stanąłem w najdalszym kącie. Przybysz natomiast odsunął kaptur i ukazał swą twarz.
- Elrondzie - Aragorn skłonił głowę.
- Przychodzę w imieniu tej którą kocham - powiedział cicho - Arwena umiera. Została w Śródziemiu i umrze, gdyż nie przeżyje zła Mordoru. Światło Gwiazdy Wieczornej, Arweny Undomele blednie. Siły Saurona rosną, jej zaś słabną. Życie mej córki złączyło się z losem pierścienia, pogrążamy się w cieniu Aragornie. Kres już bliski.
- Nie nasz lecz jego - powiedział mocnym głosem Aragorn.
Ja natomiast zauważyłem zmianę w Lordzie Elrondzie. Jakby postarzał się, a czas odcisnął na nim piętno. Miał więcej zmarszczek, ale oczy nadal błyszczały srebrzystą poświatą.
- Jedziesz na wojnę, lecz nie po zwycięstwo - szepnął elf - Sauron wysłał wojska, które idą na Minas Thirit, a w tajemnicy szykuje atak od strony rzeki, flota korsarzy płynie z południa. Za dwa dni dotrze do miasta, mają wielką przewagę liczebną, potrzebujesz więcej ludzi.
-Nie ma ich - pokręcił głową Aragorn.
- Są ci, którzy mieszkają w górach.
-Mordercy, Zdrajcy, Złodzieje, wezwał byś ich do walki? W nic nie wierzą, nikogo nie słuchają.
- Posłuchają króla Gondoru - na te słowa Elrond wyciągnął gwałtownym ruchem za płowy płaszcza miecz w skórzanej pochwie i ujął go poziomo w dłonie idąc do Aragorna - Andúril, Płomień Zachodu ukuty z szczątków Narshila (od autorki: nie wiem jak to się pisało, więc przepraszam za błąd).
Aragorn podszedł i ujął delikatnie miecz. Wyjął go z pochwy, a blask pochodni zajaśniał na srebrnej klindze.
- Sauron nie zapomniał miecza Elendila - powiedział po chwili Aragorn - Miecz, który nirgdyś złamano powróci do stolicy królów.
- Kto włada tym mieczem potrafi zebrać armie, której okrucieństwa nikt nie zna. Zapomnij, że byłeś Strażnikiem, wypełnij swoje przeznaczenie i pójdź Ścieżką umarłych.Daje nadzieje ludziom.
Na te słowa Elrond wyszedł z namiotu, a ja podeszłem do Aragorna.
- Jeśli idziesz Ścieżką Umarłych i ja nią podążę.
- Nie możesz iść ze mną.
- Jesteś moim przyjacielem - wyszłem za nim z namiotu i pomogłem osiodłać jego konia. - Pójdę za tobą. - Na szczęście on już się nie kłócił.
Jednak nie na długo oszczędzono mu krzyków. Fala złotych włosów przesłoniła mi widok, więc cofnąłem się.
- Dlaczegóż to robisz? - powiedziała głośno Eowyn. Zaraz za nią przybiegła Demerinis. Już dawno z nią nie rozmawiałem, wojna to nie miejsce na miłość, lecz na strach i gniew.. - Nie odchoć w przed dzień wojny, nie opuszczaj nas!
- Eowyno - powiedziała cicho Demerinis i powiedziała jej coś na ucho, ta jedynie kiwnęła głową i oddaliła się.
Potem Aragorn wziął konia, a ja ruszyłem za nim jak cień, nagle z ciemności wypłynął Gimli.
- A wy gdzie się wybieracie?
- Nie tym razem Gimli, tym razem zostajesz - powiedział, lecz ja stanąłem obok niego z moim buałym wierzchowcem.
- Nie znasz jeszcze uporu krasnoludów? Pogódź się z tym, jedziemy z tobą - odpowiedziałem.
- A Demerinis? - spytał krasnolud, a ja spojrzałem na niego ostro.
- Ona zostaje tutaj - mój głos był ostry, bałem się, że faktycznie moglibyśmy nie wrócić z Ścieżki Umarłych. Na szczęście Gimli kiwnął głową na zgodę.
W trójkę podjechaliśmy do ścieżki niknącej w cieniu góry. Demerinis wraz z Eowyn patrzyły na nas w milczeniu. Serce mi się krajało na te smutne wzroki, ale co mogłem czynić. To było moje przeznaczenie.
**************************************************
Radujcie się! Dwa rozdziały jednocześnie! Trzeci jest już w przygotowaniu, moje jeszcze dzisiaj wyjdzie! Za błedy przeprszam!
CZYTASZ
Los bywa nieprzewidywalny
FanficLegolas Po tym jak Tauriel zostawiła go dla Kiliego i razem wyruszyli za Góry Błękitne, zrozpaczony elf postanawia dołączyć do Drużyny Pierścienia, z myślą, że jego dusza zazna ukojenia. Nie wie jednak, że los bywa okrutny i spodka kolejną elfkę w...