28

1.3K 53 4
                                    

*Legolas POV'S*

Trzymałem wartę na grani wpatrując się w dal i dół. Zmęczenie nie dopadało mnie łatwo, a i tak z pewnością bym nie zasnął. Coś za bardzo męczyło moje myśli, coś nie uchwytnego i lekkiego niczym tchnienie wiatru w mej ojczystej Puszczy. Nie potrafiłem tego określić, a duszność namiotu tylko potęgowała uczucie desperacji. Potrzebowałem odetchnąć świeżym powietrzem, więc kiedy ja trzymam warte, jeden z nich będzie mógł się w spokoju wyspać.

Kolejnym plusem było to, iż dostrzegłem coś co zwykły człowiek uznał by za cień skał. Jeździec przemykał wąską, skalną ścieżka do góry, do naszego obozowiska. Był smukły i jechał na białym koniu, mimo, że otulał go gruby płaszcz, już wiedziałem kim jest. Popędziłem najbliższego żołdaka, aby zawiadomił Aragorna. Jeździec stanął przede mną, a ja kiwnąłem głową i lekko, prawie nie zauważalnie, skłoniłem się. 

Poprowadziłem go w kierunku namiotu Aragorna i tam zostawiłem. Powinni porozmawiać na spokojnie, sam pełniłem warte przed namiotem, nie chciałem aby ktoś im przeszkadzał. Jednak Aragorn zawołał mnie do środka. Stanąłem w najdalszym kącie. Przybysz natomiast odsunął kaptur i ukazał swą twarz.

- Elrondzie - Aragorn skłonił głowę.

- Przychodzę w imieniu tej którą kocham - powiedział cicho - Arwena umiera. Została w Śródziemiu i umrze, gdyż nie przeżyje zła Mordoru. Światło Gwiazdy Wieczornej, Arweny Undomele blednie. Siły Saurona rosną, jej zaś słabną. Życie mej córki złączyło się z losem pierścienia, pogrążamy się w cieniu Aragornie. Kres już bliski.

- Nie nasz lecz jego - powiedział mocnym głosem Aragorn.

Ja natomiast zauważyłem zmianę w Lordzie Elrondzie. Jakby postarzał się, a czas odcisnął na nim piętno. Miał więcej zmarszczek, ale oczy nadal błyszczały srebrzystą poświatą.

- Jedziesz na wojnę, lecz nie po zwycięstwo - szepnął elf - Sauron wysłał wojska, które idą na Minas Thirit, a w tajemnicy szykuje atak od strony rzeki, flota korsarzy płynie z południa. Za dwa dni dotrze do miasta, mają wielką przewagę liczebną, potrzebujesz więcej ludzi.

-Nie ma ich - pokręcił głową Aragorn.

- Są ci, którzy mieszkają w górach.

-Mordercy, Zdrajcy, Złodzieje, wezwał byś ich do walki? W nic nie wierzą, nikogo nie słuchają.

- Posłuchają króla Gondoru - na te słowa Elrond wyciągnął gwałtownym ruchem za płowy płaszcza miecz w skórzanej pochwie i ujął go poziomo w dłonie idąc do Aragorna - Andúril, Płomień Zachodu ukuty z szczątków Narshila (od autorki: nie wiem jak to się pisało, więc przepraszam za błąd)

Aragorn podszedł i ujął delikatnie miecz. Wyjął go z pochwy, a blask pochodni zajaśniał na srebrnej klindze. 

- Sauron nie zapomniał miecza Elendila - powiedział po chwili Aragorn - Miecz, który nirgdyś złamano powróci do stolicy królów.

 - Kto włada tym mieczem potrafi zebrać armie, której okrucieństwa nikt nie zna. Zapomnij, że byłeś Strażnikiem, wypełnij swoje przeznaczenie i pójdź Ścieżką umarłych.Daje nadzieje ludziom.

Na te słowa Elrond wyszedł z namiotu, a ja podeszłem do Aragorna.

- Jeśli idziesz Ścieżką Umarłych i ja nią podążę.

- Nie możesz iść ze mną.

- Jesteś moim przyjacielem - wyszłem za nim z namiotu i pomogłem osiodłać jego konia. - Pójdę za tobą. - Na szczęście on już się nie kłócił.

Jednak nie na długo oszczędzono mu krzyków. Fala złotych włosów przesłoniła mi widok, więc cofnąłem się.

- Dlaczegóż to robisz? - powiedziała głośno Eowyn. Zaraz za nią przybiegła Demerinis. Już dawno z nią nie rozmawiałem, wojna to nie miejsce na miłość, lecz na strach i gniew.. - Nie odchoć w przed dzień wojny, nie opuszczaj nas!

- Eowyno - powiedziała cicho Demerinis i powiedziała jej coś na ucho, ta jedynie kiwnęła głową i oddaliła się. 

Potem Aragorn wziął konia, a ja ruszyłem za nim jak cień, nagle z ciemności wypłynął Gimli.

- A wy gdzie się wybieracie?

- Nie tym razem Gimli, tym razem zostajesz - powiedział, lecz ja stanąłem obok niego z moim buałym wierzchowcem.

- Nie znasz jeszcze uporu krasnoludów? Pogódź się z tym, jedziemy z tobą - odpowiedziałem.

- A Demerinis? - spytał krasnolud, a ja spojrzałem na niego ostro.

- Ona zostaje tutaj - mój głos był ostry, bałem się, że faktycznie moglibyśmy nie wrócić z Ścieżki Umarłych. Na szczęście Gimli kiwnął głową na zgodę. 

W trójkę podjechaliśmy do ścieżki niknącej w cieniu góry. Demerinis wraz z Eowyn patrzyły na nas w milczeniu. Serce mi się krajało na te smutne wzroki, ale co mogłem czynić. To było moje przeznaczenie.


**************************************************

Radujcie się! Dwa rozdziały jednocześnie! Trzeci jest już w przygotowaniu, moje jeszcze dzisiaj wyjdzie! Za błedy przeprszam!





Los bywa nieprzewidywalnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz