19

1.6K 57 11
                                    

*Demerinis POV'S*

Powoli ściągnęłam z konia małą dziewczynkę. Miała brązowe oczy i ciemne loki, chłopiec także miał kręcone włosy i takie same oczy, musieli być rodzeństwem. Chłopiec trzymał się dzielnie, patrząc uważnie na siostrę. Był zmęczony i to bardzo, jednak pilnował jej. Było to oddanie godne podziwu. W tak młodym wieku, gdyby wszyscy tacy byli. Świat byłby wtedy lepszym miejscem, dla nas wszystkich. 

Jeden rzut oka Eowiny na wymęczone twarze dzieci wystarczył, aby na razie nie zadawała pytań. Pomogła mi przenieść rodzeństwo do pałacu, przebrać, nakarmić, umyć i położyć do łóżka. Dopiero po zrobieniu tych rzeczy mogliśmy na spokojnie porozmawiać.

- Nie wiem co to za dzieci, znalazłam je ledwie żywe z zmęczenia, nie mogłam ich zostawić - odpowiedziałam na jej nieme pytanie.

- Nikt ci tego nie wyrzuca, co więcej ciesze się, że to zrobiłaś - powiedziała księżniczka, leciutko dotykając mego ramienia.

- Dobrze, ale nadal nie wiem skąd się wzięły - westchnęłam ciężko.

- Na pewno skądś są - uspokajała mnie Eowina - Przecież nie mogły się wziąć z powietrza.

-To prawda, lepiej pójdę się przejść, muszę sprawdzić stan broni - powiedziałam i wyszłam szybko z komnaty. Po ostatnim razie postanowiłam mieć broń zawsze pod ręką. Chodź by sztylet. 

Pod drzwiami zbrojowni spotkała mnie niespodzianka. Legolas również wybrał się, aby odwiedzić swoją broń. Co prawda łuk od mojej matki traktował niemalże  z czcią, ale o resztę swej broni dbał równie dobrze.

Teraz spojrzeliśmy na siebie w tym samym momencie. Nie mieliśmy czasu porozmawiać o tym co zaszło, o pocałunku i moim opuszczeniu drużyny. A ja nie wiedziałam czy byłam gotowa na tą rozmowę, ale mimo tego odważnie spojrzałam w jego oczy. Nie wytrzymałam, zamierzałam się odwrócić i odejść, ale on złapał mnie za ramię.

- Tym razem nie pozwolę ci tak po prostu odejść - powiedział cicho głosem.

- Musiałam - odpowiedziałam i potrząsnęłam głową.

- Mogłaś wyjaśnić! - krzyknął zdenerwowany.

- Nie mogłam! - też zaczęłam krzyczeć - Nie mogłam tego wyjaśnić, bo sama do końca nie wiedziałam o co chodzi!

- Dobrze, przepraszam -Legolas cofnął się o krok, ale zaraz znów się przysunął - Po prostu się martwiłem, że już cię nie zobaczę - oparł głowę o gładką, kamienną ścianę.

- Zawsze będę - położyłam mu rękę na ramieniu, a wtedy on spojrzał mi w oczy. Ich kolor wciąż mnie paraliżował, zmieniały barwie. Raz były jasne, błękitne jak niebo, zdawały się płynne. Innym razem zastygły i z ciemniały w kolor twardego niebieskiego, zupełnie jak lód. Tak wpatrzonych w siebie, zastała nas służąca.

- Oh, przepraszam - powiedziała speszona, a ja odskoczyłam od elfa.

- Nic się nie stało - odpowiedziałam szczerze i spojrzałam na nią.

- Szukała cię pani Eowina, dzieci się obudziły.

- Dobrze, chodźmy - kiwnęłam głową, szczęśliwa w duchu, że służąca  nam przeszkodziła. Wolałam nie myśleć co mogło się zdarzyć.

Weszliśmy do głównej sali, gdzie przy drewnianym stole siedziało rodzeństwo jedzące zupę z misek, a obok nich klęczała Eowina i coś cicho do nich mówiła. Widząc, że się zbliżam, zatrzymała mnie ruchem ręki. Po chwili podeszła do mnie.

- Musimy iść do mojego wujka - powiedziała dziwnym głosem, ale poszłam za nią. Król Théoden siedział i rozmawiał z Aragornem i Théodredem i rozmawiali o czymś przyciszonymi głosami.

- Wuju! - zawołała Eowina i podbiegła do jego krzesła.

- Eowina, moja droga co się dzieje? - spytał zaniepokojony.

Stałam spokojnie słuchając co opowiada, dzieci przybyły z zachodniej wioski, położonej nie całe sto mil od Edoras. Zaatakował ich spory oddział orków, dzieci przeżyły tylko dzięki temu, że uciekły. Wioska spalona, a orkowie maszerują w stronę Edoras. Spojrzałam na króla próbując odgadnąć co chodzi mu po głowie. 

- Możemy ruszyć do Helmowego Jaru - powiedział nagle Théodred

- To samo chciałem rzec, Eowino daje ci pod opiekę ludzi, pomożesz im - powiedział król.

- Dobrze - odpowiedziała i odbiegła.

Natomiast ja, moja drużyna, król i książę, oraz nie liczni dobrze wyszkoleni wojownicy dostaliśmy konie i robiliśmy za straż. Teraz miałam przy sobie broń zawsze i wszędzie, nawet kiedy spałam.  W ciągu trzech dni Edoras ówcześnie stolica kraju, teraz opustoszała całkowicie. Kilkaset jak nie tysiące ludzi opuściło swój dom, a cały swój dobytek i życie zapakowało na wozy i konie. Nie wiadomo co ich spotka, czy umrzemy w warowni czy nie? Ja sama tego nie wiedziałam..ale się dowiem. Z nową siłą szłam na spotkanie, czy to śmierci, czy życiu.

**************************

Hejka!Wiem wiem, przepraszam! Do tej pory rozdziały były bardzo nie równo dodawane. 

Ale się poprawię! Rozdziały będą dodawane do pięciu dni od poprzedniego.

Miłego dnia/wieczoru/popołudnia słoneczka!

Los bywa nieprzewidywalnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz