Zbiegłam w panice ze zbocza wzgórza. Frodo był sam w lesie, narażony na atak. Musiałam go znaleść jak najszybciej. Może i miał żądło, ale sam w żadnym wypadku sobie nie poradzi. Jego przeznaczeniem jest donieść pierścień do Mordoru, a moim zadaniem jest obrona powiernika. Nie mogę zawieść, nie tym razem.
Zagłębiłam się w niezbyt wielki, ale za to gęsty lat. Moje stopy nie wydawały najmniejszego dźwięku, kiedy biegnę po zeszłorocznych liściach. Teraz jest mi to na rękę. Pierwszego orka zabijam z zaskoczenia. Moja strzała przebiła mu czaszkę. Upadek jego truchła usłyszała część zgrai. Były ich mrowie. Sztyletami ani łukiem nie dałabym rady, więc wyciągam miecz elfów. Było to smukłe srebrne ostrze, aż żal było mi je brudzić. Ale cóż mogę poradzić.
Szybko zadałam cios z lewej, unosząc się lekko na piętach. Jednocześnie musiałam schylić się silnym ciosem z prawej. Czarny topór przeciął powietrze z głośnym sykiem. Nadal pochylona na oślep wymierzyłam mieczem i ucięłam nogę orkowi. Mimo tego, że moje umiejętności były bardzo dobre to nie dawałam rady. Orków było za dużo. Ledwie zabiłam jednego, a na jego miejscu pojawiał się następny. Z tego powodu pewnie bym nie żyła. Gdyby nie Legolas. Tak on, Aragorn i Gimli wzięli się znikąd. Białe ostrze elfa wbiło się w głowę orka, który zachodził mnie od tyłu. W czwórkę szybko daliśmy sobie radę z połową bandy. Jedno mnie tylko niepokoiło.
- Skoro wy jesteście tu, to kto broni niziołki?! - krzyknęłam zdenerwowana. Minęłam ich szybko obiecując sobie, że podziękuje Legolasowi po wszystkim. Biegnąc nasłuchiwałam odgłosów walki, szamotaniny, ewentualnie jęków bólu, ale tego nie dopuszczałam do myśli.
Wpadłam na małą polankę. Szukałam śladu żywych orków i znalazłam, oraz Boromira i niziołki. Był sam przeciw dużej zgrai. Musiałam mu pomóc. Szybko się dołączyłam i razem odczyszczaliśmy polanę, zapewniając Pippinowi i Merry'emu drogę ucieczki. Nagle Boromir opadł z sił. Zauważyłam, że z jego piersi sterczały cztery strzały. Cztery! Nie do wiary, że tak walczył. Zostałam sama, a orków nadal przybywało.
- Uciekajcie! - krzyknęłam do niziołków.
Odwróciłam się w stronę Boromira, który ledwie, ledwie trzymał miecz. To był błąd, odwrócenie się plecami do wroga. Zanim uczyniłam choćby krok poczułam silne uderzenie w tył głowy. Potem pochłonęła mnie ciemność, tak gęsta niczym atrament.
***
Wirowałam w przestworzach, czarnych jak noc i gęstych jak mgła. Widziałam swoją przeszłość i przyszłość. Byłam jak gwiazda płynąca po niebie. W tej mgle poczułam...właśnie co? Lekkie szarpnięcia? Z oddali dopływał do mnie głos, który jednocześnie i znałam i nie znałam.
- Ocknij się, Demerinis, wstawaj - płynął z oddali lekki i melodyjny.
Nie walczyłam, aby wyjść z zgubnej mgły. Bo po co? Kimże jestem? Jakie mam imię? Płynęłam w przestworzach, a atramentowej ciemności. Nie czułam nic, ni bólu, ni szczęścia. Właśnie wtedy zobaczyłam coś, co skłoniło mnie do walki, wspomnienia napływają najpierw powoli, a później szybciej i szybciej...
Powoli otworzyłam oczy, jasne światło słońca przebijało się przez zielony baldachim. Gdzie ja byłam i co się stało, zmarszczyłam brwi.
- Może mieć zaniki pamięci, taki cios powinien ją zabić - usłyszałam znany głos.
- Gdzie jestem i co się stało - zadałam pytanie, które padło w przestrzeń. Usłyszałam pośpieszne kroki i już za chwilę nad moją twarzą pojawiły się stroskane miny moich towarzyszy.
- Jak się czujesz? - spytał ciemnowłosy człowiek..A....Aragorn? Tak Aragorn.
- Oprócz bólu głowy, chyba nic mi nie jest - spróbowałam się podnieść, ale gdy tylko usiadłam przed moimi oczami pojawiły się mroczki. Złapałam ciepłą dłoń elfa..chyba Legolasa.
- Leż nie wstawaj - powiedział elf i zwrócił się do Aragorna - W takim wypadku plany w łeb. Jest za słaba żeby biec, a my nie możemy jej zostawić.
- Wiem, ale co innego nam zostaje? - spytał zrozpaczony.
- Zostanę z nią - zaproponował Legolas - Tylko jeden dzień, aby odzyskała siły. Ruszymy nazajutrz. Szybko was dogonimy.
- Masz racje, jesteście elfami, dacie radę. W tym wypadku ja z Gimlim już musimy ruszać. Mają nad nami znaczącą przewagę.
- Powodzenia - powiedział Legolas.
Zostawili nam prowiant, wodę i koce. Ja nadal leżałam przykryta, a Legolas siedział obok mnie i ostrzył miecz. Cisza między nami była zbyt porażająca.
- Będziemy siedzieć tak w ciszy? - spytał.
- Nie wiem - pokręciłam głową - To może opowiedz coś o Mrocznej Puszczy? Zbyt wiele o niej nie wiem.
- Nie lubię jak wszyscy nazywają ją Mroczną Puszczą, ten las nosi miano Wielki Zielony Las i jest bardzo piękny - Legolas skrzywił się - To znaczy był zanim duch Czarnego Władcy tam osiadł.
- Rozumiem - powiedziałam skwapliwie.
- On naprawdę jest bardzo ładny, tylko trzeba dostrzec jego piękno. Mój ojciec..- zawahał się.
- Nie musisz mówić - powiedziałam lekko zawiedziona.
- Mój ojciec widzi wszystko inaczej. Dla niego ważna jest tylko ta część, którą dzierżymy my. Gdybym ja był królem, kazałbym oczyści cały las.
- Byłbyś wspaniałym królem - powiedziałam i odważyłam się na niego spojrzeć. To był błąd, jego niebieskie oczy hipnotyzowały mnie. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu, a on...a on potem mnie pocałował. Jego wargi wbiły się w moje, tak miękkie i doskonałe. Smakowały lasem, ciepłem i domem. Jego dłonie oplotły mnie, czułam się niczym w kokonie bezpieczeństwa. I tak na prawdę nie liczyło się nic po za tą chwilą, wszystko odpłynęło.
CZYTASZ
Los bywa nieprzewidywalny
FanficLegolas Po tym jak Tauriel zostawiła go dla Kiliego i razem wyruszyli za Góry Błękitne, zrozpaczony elf postanawia dołączyć do Drużyny Pierścienia, z myślą, że jego dusza zazna ukojenia. Nie wie jednak, że los bywa okrutny i spodka kolejną elfkę w...