15

1.7K 73 2
                                    


 Myśli wirowały jak szalone, gdy się w końcu od siebie oderwaliśmy miałam zamęt w głowie. Jednocześnie chciałam i nie chciałam. Legolas to był jeden z tych mężczyzn jakich moja matka nazywała dobrą partią. Dobrze wychowany, z dobrą pozycją, nieskazitelne pochodzenie i maniery. Innym słowem ideał.

Odsunęłam się delikatnie, choć wcale tego nie chciałam, a może jednak tak? To było za silne doznanie, nie pamiętam co wcześniej robiłam, ale pamiętałam co musiałam zrobić. Legolas znów spojrzał mi w oczy, a ja mimo, że nie chciałam znów poddałam się jego  czarowi. 

Kiedy się od siebie odsunęliśmy było już szaro. Słońce opuszczało nas, a wokół zapadała ciemność. Znowu zaczęła mnie boleć głowa, a przed oczami pojawiły się mroczki. Położyłam się na swoje posłanie wypatrując pierwszych gwiazd na wieczornym niebie. Zamknęłam oczy i pomyślałam, że jednak nie chcę się z tym wszystkim rozstawać. Pochłonął mnie sen.

Rano czułam się o wiele lepiej. Znikł oszałamiający ból głowy i mroczki przed oczami. Rześkie powietrze pomogło mi się skoncentrować. Spakowałam się i usiadłam obok elfa, patrząc jak śpi. Jak spał wyglądał dużo młodziej, a z jego twarzy znikały zmarszczki na czole. Miał porcelanową skórę i gładkie, jedwabiste włosy. Miałam ochotę przejechać po nich dłonią, ale w porę się powstrzymałam. Legolas otworzył nagle oczy i złapał mój wzrok. No nie! Tylko tego brakowało. żeby jednak pomyślał, że coś do niego czuje. A może jednak? - szepnął jakiś głos z tyłu mojej głowy. Zignorowałam to.

- Już się obudziłeś? - spytałam radośnie - To dobrze, musimy ich dogonić.

- Wiem - powiedział ziewając - A ty jak się czujesz?

- Lepiej na prawdę lepiej. A teraz pakuj swoje posłanie - odpowiedziałam mu.

Zjedliśmy lembasy, które zostawił nam Aragorn i Gimli. Byłam wypoczęta i gotowa do drogi. Ruszyliśmy poganiani śpiewem ptaków. Biegliśmy krokiem lekkim. ale nadal szybkim.  My elfy mamy to we krwi, że możemy biec cały dzień,  a i tak siły nas nie opuszczą, 

Wraz z Legolasem biegliśmy szybko,dużo i daleko, a spaliśmy bardzo mało. Tyle ile trzeba, po trzy, cztery godziny. Szybko nadrabialiśmy straty. Oczy i uszy mieliśmy szeroko otwarte szukając śladów bytności nie tylko naszych towarzyszy. Tak minęły dwa dni. W trakcie nocy spaliśmy obok siebie, chroniąc się nawzajem.

Aragorna i Gimliego dogoniliśmy późnym wieczorem na obrzeżach Fangornu. Tam skierował nas pomarańczowy odblask ognia. Nasi towarzysze siedzieli obok na przeciw siebie, wpatrując się w zalegającą ciemność. Specjalnie robiliśmy hałas, aby ich ostrzec. Pragnęłam uniknąć sytuacji, w której my się skradamy, a oni na nas z bronią.

- Kto tam? - zapytał głośno Aragor, a po dźwięku jaki się rozległ poznałam, że wyciągnął miecz.

-Elen síla lúmenn omentielvo - powiedziałam głośno.

- Oh to wy - odetchnął Aragorn chowając miecz - Chyba rozumiecie środki ostrożności?

- Tak, nie tłumacz się. Gdybyś tego nie zrobił, miałabym cię za głupca - powiedziałam do niego szczerze.

- Dziękuję - mrukną Aragorn - A jak się czujesz?

- Jak nowo narodzona - powiedziałam szczerze - Coś nas ominęło? Wpatrujecie się w tą ciemność jakby zaraz miało coś wyskoczyć. Co z ciałem Boromira? Gdzie niziołki? Frodo? Sam?

- Na spokojnie usiądź, a my wszystko ci opowiemy.

Usiadłam obok nich przy ognisku i wsłuchiwałam się w każde słowo. Boromir nie żył. tak było mi go żal. Okazał się bardzo dobrym i prawym człowiekiem. Jego koniec był z pewnością tragiczny, ale pokazał prawdziwego syna Gondoru. Pippin i Merry zaginęli gdzieś w Fangorze. Zła nowina. Las był bardzo stary i bardzo groźny. Starszy niż ja i moja matka, pełen magi i tajemnic. 

- A co z Frodem i Samem?

- Frodo ruszył do Mordoru, razem z Samem. 

- Jakim cudem sam? Mieliśmy go chronić - zerwałam się na równe nogi i zaczęłam chodzić w kółko.

- Jego losy są już po za naszym zasięgiem - powiedział stanowczo Aragorn.

- Teraz waszym priorytetem są Merry i Pippin - dokończyłam za niego.

- Naszym - poprawił mnie Aragorn.

- Nie - powiedziałam na co Legolas zmarszczył brwi.

- Jak to nie? Czy to znaczy, że..

- Że was opuszczam? Owszem odchodzę - powiedziałam dobitnie, wzięłam broń i wyszłam noc, nie oglądając się za siebie.

Teraz nadszedł czas na dalszą część planu. Teraz nie mogłam zawieść, ani odrobinę. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Biegłam całą noc i kolejny dzień. Wiedziałam co muszę zrobić, a to było ważne. Nie tylko dla mnie, ale też dla powodzenia naszej misii. Tak zobaczyłam w wizji i tak uczynię.

Los bywa nieprzewidywalnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz