Lucy's POV
- W zasadzie to skąd ta zmiana koloru?- spytałam Nialla, który popijał swoją kawę.
- Chciałem coś zmienić, zostawić za sobą. Ale przyznaj w brązie też mi dobrze.
- Wyglądasz niesamowicie, nadal nie mogę uwierzyć, że naturalnie masz brąz przecież twoja mama to blondynka.
- Ale tata już nie.- zaśmiał się, ale zaraz po tym trochę posmutniał.
- Dzisiaj też będziesz siedział, aż do zamknięcia?
- Tak, ale jeśli nie chcesz nie muszę.
- Mi nie przeszkadza przynajmniej nie zostaje sama i już nawet nie muszę jeździć samochodem, bo ty mnie zawsze odwozisz.- zaśmiałam się, a on razem ze mną.
- Nath robił problemy o tamten wypad?
- Trochę, nie jest chyba za bardzo zadowolony, że odnowiliśmy kontakt. Boi się, że nadal mogę coś do ciebie czuć...- spuściłam wzrok na swoje splecione dłonie.
Brunet nie odpowiedział tylko lekko skinął głową. Nad czymś się zastanawiał, zdradzało go spojrzenie patrzące gdzieś daleko.
- Lucy, czy jest szansa, że nadal coś, jakaś mała cząstka Ciebie darzy mnie większym uczuciem niż przyjaźń?
- Jakaś malutka na pewno jest, w pewnym stopniu oddałam ci kawałek siebie.- odpowiedziałam po chwilowym zastanowieniu.- Myślę, że to nie jest odpowiedni czas i miejsce na takie rozmowy. Musimy poczekać jeszcze trochę, aby móc szczerze odpowiedzieć na te pytanie.
- Tak, jasne, masz rację.
- Za kwadrans kończę, pójdę posprzątać i możemy jechać.- szybko zmieniłam temat.
- Dobrze.- uśmiechnął się lekko.
Wstałam od stolika i udałam się w stronę zaplecza. Zdjęłam swój fartuch i odwiedziłam go na swoje miejsce. Wzięłam stamtąd torebkę, żeby spowrotem już tam nie wracać i wyszłam zamykając drzwi do pomieszczenia. W środku nie było nikogo poza mną i Irlandczykiem. Uśmiechnęłam się lekko i zaczęłam zbierać wszystkie filiżanki i inne naczynia, aby potem włożyć je do zmywarki, którą dzięki Bogu szef zakupił. Zmywanie tego wszystkiego byłoby katorgą, a moje ręce wyglądały by okropnie. Odetchnęłam kiedy już powkładałam naczynia i z radością wzięłam torebkę i wyszłam zza lady.
- Możemy już jechać! - oznajmiłam patrząc w między czasie godzinę na telefonie.
20:12, całkiem szybko się uwinęłam.
Chłopak wstał ze swojego dotychczasowego miejsca i razem wyszliśmy z kawiarni wcześniej zamykający drzwi na klucz.
- Zawieźć cię prosto do domu? - spytał cały czas patrząc na drogę.
- Tak.
Brązowowłosy skinął głową, a ja zastanawiałam się co siedzi w jego głowie. Wygląda na nieobecnego.
Widok za oknem robił się coraz bardziej znajomy co oznaczało, że jesteśmy już naprawdę blisko.
- Jesteśmy na miejscu. - odezwał się niebieskooki.
- Niall, może chciałbyś zostać u mnie na noc?
Będę tego żałować, ale raz się żyje.
- A co z Nath'em?
- Ma dzisiaj jakiś męski wypad, więc i tak będę siedzieć sama. No proszę Cię będzie zabawnie!
CZYTASZ
Hey, I'm Niall Horan N.H. [ZAKOŃCZONE]
Fiksi Penggemar"- Powiedz mi... Czemu nasza znajomość jest tak pojebana? Czemu nie mogło pójść tak gładko tylko ciągle są jakieś problemy? - Nie mam pojęcia, ale spójrz na to od innej strony. Jak mocna jest nasza więź, że każde najgorsze gówno przechodzimy razem...