Po tym jak brunet upadł bezwładnie na posadzkę podczas kolacji z miejsc zerwali się nauczyciele a także uczniowie. Malfoy próbował jeszcze skontaktować się w jakiś sposób z wybrańcem, jednak na próżno. Wtedy do stołu ślizgonów podbiegli zdenerwowani Profesor Snape oraz Dumbledore.
-Wingardium Leviosa. Opiekun Slytherinu użył zaklęcia na Harrym aby jak najszybciej przetransportować go do skrzydła szpitalnego.
-Spokojni moi drodzy, jestem pewien że to tylko zwykłe zasłabnięcie które zdarza się z tym wieku. Dyrektor posłał uczniom swój słynny uspokajający uśmiech. -Teraz proszę abyście wrócili do swoich posiłków.
Draco chciał już w tym momencie wybiec z sali za Severusem jednak powstrzymała go dłoń dyrektora. -Draco chłopcze, nie uwazasz że powinniśmy porozmawiać u mnie w gabinecie? Malfoy był wściekły bo chciał być przy swoim chłopaku, bał się o niego, wiedział jednak też że w tym momencie w niczym mu nie pomorze. -Dobrze dyrektorze. Oboje udali się do gabinetu dyrektora Hogwartu.
-Usiądź proszę chłopcze i powiedz mi, co się stało na chwilę przed wypadkiem Harrego? Dyrektor zmierzył go bacznie wzrokiem, nie żeby mu nie ufał jednak wiedział, że Draco był bliżej i wszystko widział. -W zasadzie niewiele, my...zawahał się chwilę po prostu rozmawialiśmy i wtedy Harry napił się soku dyniowego i...
-Wystarczy chłopcze. Dyrektorowi taka wiedza już wystarczyła, wiedział że musi jak najszybciej sprawdzić puchar z sokiem Harrego.
Dyrektor razem z pomocą Profesora Snape'a i McGonagall dokładnie przeanalizował napój. W soku dyniowym znajdowała się trucizna, co ciekawe reszta soku który pili inni uczniowie była całkowicie normalna. Wniosek był prosty ktoś próbował otruć wybrańca.
Draco siedział obok łóżka swojego ukochanego który wciąż nie odzyskiwał przytomności, leki zostały podane i teraz trzeba było czekać czyli robić coś czego Malfoy nie lubi. Jedyne co mógł teraz zrobić to leżeć i patrzeć na Hrrego trzymając go za rękę. Do skrzydła szpitalnego wpadł dyrektor mówiąc Draconowi, że ktoś otruł Pottera i najprawdopodobniej zrobił to za pomocą zaklęcia więc musiał działać szybko i tuż przed samym wypiciem soku.Pierwsze podejrzenia spadły na Blaise'a jednak ten wyszedł w tamtym momencie do toalety więc miał solidne alibi. Dyrektor zaoferował więc aby każdy opiekun domu sprawdził różdżki swoich podopiecznych. Wiedział, że to trochę potrwa jednak to było najlepsze wyjście aby sprawdzić wszystkich uczniów.
Ubrana na czarno kobieta wróciła w pośpiechu i z szaleńczym uśmiechem na twarzy do pałacu. Weszła do środka do sali w której siedzieli inni śmierciożercy oraz ich przywódca.
-Udało się Panie, wszystko zgodnie z planem. Powiedziała z ogromną satysfakcją kobieta.
-Doskonale, teraz chłopiec który niegdyś przeżył straci tych których nie powinien tracić. Zostanie sam a ja zabije go gdy straci chęć do życia.
Minęło 5 dni, Harry ku zadowoleniu wszystkich obudził się cały i zdrowy. Jedyne co martwiło dyrektora to to że chłopak wybudził się tak późno, o wiele później niż zakładano co wskazywało no bardzo dużą dawkę trucizny. Najważniejsze pytanie brzmi: kto go otruł? No właśnie...już wiadomo ale brunet raczej nie zniesie tego dobrze. Harry wszedł do gabinetu dyrektora gdzie siedziała osoba z maską na twarzy a obok niej dwóch aurorów którzy przybyli aby aresztować sprawcę.
-Harry chłopcze, znaleźliśmy sprawcę, wszystkie dowody się zgadzają i teraz chłopak ten będzie zostanie przetransportowany na przesłuchanie. Powiedział starszy czarodziej z niemałym zawodem i smutkiem w oczach.
-Nareszcie pokażcie mi go! Powiedział brunet jeszcze bardziej zły i gotowy wyrządzić temu człowiekowi niemałą krzywdę. Aurorzy zdjęli maskę a oczom Harrego ukazał się...Ron Wesley na którego przy okazji nałożono zaklęcie wyciszające. Ślizgon zdębiał spodziewał się tu kogoś ze Slytherinu ewentualnie kogoś innego z Gryfindoru ponieważ ciągle mówią że jest zdrajcą. Ale Ron?!
-Nie...to nie może być on.
-Profesor McGonagall sprawdziła jego różdżkę i tylko na niej ostatnim zaklęciem było to trujące, swoją drogą zawierało trochę czarnej magii.
Harry nie wiedział jak zareagować, spojrzał na Gryfona z dużą złością i wymierzył mu policzek. Po tym wybiegł z gabinetu zostawiając wszystkich za sobą. Ron próbował mu coś powiedzieć jednak nie mógł z wiadomych powodów. Harry nie mógł, ale musiał uwierzyć faktom. Jego przyjaciel chciał go zabić. Teraz chciał się znaleźć jak najdalej od niego i jak najbliżej Dracona więc udał się prosto do lochów do ich wspólnego pokoju.
CZYTASZ
"Nienawiść czy miłość"
FanfictionOpowiadanie Drarry akcja ma miejsce na 6 roku nauki w Hogwarcie.