13.

268 30 14
                                    

Siedziałam na fotelu, trzymając kubek ciepłej kawy, na którą i tak nie miałam już ochoty. Wpatrywałam się z niecierpliwością i nadzieją w drzwi. Dlaczego to musi tak długo trwać?

Oczywistym jest to, że jeśli wyjdę, to nie polepszę sytuacji, ale nie chcę siedzieć bezczynnie tak, jak to robiłam u Juuzou. Kiedy myślę o tym, co zrobił Marze, od razu przypomina się też to, jak go kiedyś nazywałam. Niewinny. Zbyt kruchy na ten świat. W obliczu wydarzeń tego dnia powinnam zmienić o nim zdanie, prawda? Jak wielkim potworem muszę być, żeby go usprawiedliwiać?

Właściwie, to ani trochę nie była jego wina. To ja udawałam człowieka. Myślał, że moi przyjaciele mogą mnie skrzywdzić, więc chciał mnie uratować. Gdybym w to nie brnęła... Właściwie byłoby jeszcze gorzej. Kyouko wziąłby się i za Marę, i za Kokori'ego. Bez litości. Powtarzałam to sobie w kółko, kiedy nagle moje gdybania przerwał znienawidzony, ochrypły głos zza drzwi.

— Obrażona księżniczka się znalazła — odezwał się Kyouko otwierając drzwi.— Powinieneś się cieszyć, że kogoś po ciebie wysłała.

— Może jeszcze mam jej dziękować?— syknął w odpowiedzi Kokori.

Obydwoje pokazywali swoje szkarłatne oczy. Byli cali ubrudzeni błotem i śmierdzieli niemiłosiernie. Mimo to, odłożyłam kubek z kawą na stolik i poderwałam się z miejsca, z zamiarem przytulenia okularnika. Jednak kiedy tylko podeszłam bliżej, on stanowczo odepchnął mnie od siebie.

— Nie zbliżaj się — rzucił oschle. Spodziewałam się, że może mieć do mnie pretensje, w końcu wiele razy on i Mara coś mi insynuowali, ale ja nie słuchałam. W momencie, kiedy go zobaczyłam, odrzuciłam od siebie to wspomnienie i chciałam, żeby jak najprędzej znalazł się w moich ramionach.

— Ja...— wydukałam cicho, chociaż nie miałam żadnego pomysłu, co powiedzieć.— Przepraszam...— okularnik obdarzył mnie spojrzeniem pełnym złości i żalu.

— Wiedziałaś o tym? Wiedziałaś, co twój chłopak chce zrobić, prawda?— słyszałam, jak jego głos się załamuje i czułam, jak pęka mi serce. Kokori tam był, musiał widzieć, jak ktoś, kogo znał od zawsze umiera w tak okropny sposób. Sam też musiał bać się o swoje życie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby nie ja, do niczego by nie doszło.

— Nie! Gdybym wiedziała, nigdy bym mu nie pozwoliła!— krzyknęłam rozpaczliwie, chociaż czułam w tym momencie, że robię z siebie ofiarę. I tak jestem temu wszystkiemu winna.

— Więc gdzie byłaś przez ten cały czas?

— On kazał mi zostać u siebie — przyznałam spuszczając wzrok. Po tym pytaniu już niczego mu nie wytłumaczę, wątpię, że będzie chciał słuchać.

— Idealnie — uśmiechnął się sarkastycznie. Jego oczy się zaszkliły, więc brunet szybko odwrócił się do mnie tyłem. Nie chciał pokazywać, jak bardzo jest roztrzęsiony, a zwłaszcza nie przede mną.

Dopiero wtedy zauważyłam, jak jego poszarpana na plecach bluza ukazuje ogromne, jeszcze niezagojone rany. Juuzou ze swoim quinque musiał zająć się nim osobiście, bo po tym jak kopnęłam jego broń, siniak na mojej nodze również jeszcze nie zniknął.

— Jeśli mogę się wtrącić...— odezwał się Kyouko.— To Rosewald nie mogła wiedzieć o tym wcześniej, to logiczne i strasznie oczywiste, a ty musisz być debilem. Choć przez chwilę wysil swój mózg– wysłała mnie po ciebie od razu jak się dowiedziała, żebym przyprowadził cię grzecznie w bezpieczne miejsce. Gdyby wiedziała o tym szybciej, to zadzwoniłaby do mnie od razu.

— Gdyby nie wchodziła w ten twój interes, nie byłoby sprawy — odbił piłeczkę. Teraz zwrócił swoją uwagę na stojącego w progu ghoula. Od obydwóch dało się wyczuć irytację i złość, chociaż u okularnika była ona dwa razy większa.

how to pretend. ||Juuzou Suzuya | poprawione||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz