3

1.1K 36 7
                                    

Właśnie ostatni pacjent wyszedł z mojego gabinetu. Postanowiłam się trochę zrelaksować i porozmawiać z Veronicą. W tym celu udałam się do dyżurki lekarskiej. Tak jak myślałam. Moja przyjaciółka siedziała na kanapie popijając kawę i rozmawiała z jakimś lekarzem. Mnie zauważyła dopiero w tedy, kiedy z hukiem zamknęłam drzwi.

-O! Liv! -tak mnie przywitała- Słyszałaś o tym że ta dziewczynka w śpiączce się wybudziła?

-Na prawdę? Kiedy?

-Przed chwilą! -odezwał się tamten lekarz

-To wspaniale! -na prawdę się cieszę. Szczeście pacjentów jest moim szczęściem.

-Liv, a jak tam z twoim pacjentem? -zapytała Ronnie. Nie przejmowała się że jest tu ktoś jeszcze.

-Alexem? -pożałowałam słów które opuściły moje usta.

-A więc jesteście już na 'ty'? -wtrącił tamten.

-Nie ważne... -rzuciłam szybko i wyszłam z pokoju. Jakoś nie miałam ochoty rozmawiać na ten temat. To co ja czuję jest tylko i wyłącznie moją sprawą.

Nie mając nic lepszego do roboty pokierowałam się do sali 544 na 5 piętrze. Kiedy weszłam do środka, mężczyzna chyba spał. Przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie zamknęłam drzwi. Z wielkim hukiem. Wszystkiemu winne były otwarte okna, przez które wytworzył się przeciąg.

Alex spojrzał w moją stronę, a kiedy tylko zobaczył że to ja promiennie się uśmiechnął. Zdałam sobie sprawę że mam motylki w brzuchu. Co ten chłopak ze mną zrobił?

-Cześć! Jak się czujesz? -podeszłam łóżka i też się uśmiechnęłam.

-Dzień dobry pani doktor! -powiedział swoim stałym, pewnym tonem.

-Jak się czujesz? -ponowiłam pytanie

-Kiedy ty tu jesteś, czuję się bardzo dobrze!

-A kiedy mnie tu nie ma?

-W tedy czuję się źle... Wszystko mnie boli, żygać mi się chce! I wogóle świat jest zły kiedy ciebie nie ma przy mnie... -powiedział i znów posłał mi łobuziarski uśmieszek. Zaśmiałam się.

Nagle w sali rozległ się dźwięk mojego dzwonka. Myślałam że to Veronica potrzebuje pomocy, ale się pomyliłam. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam  'nieznany'.

-Mogę?-spojrzałam na chłopaka i wskazałem na komórkę. Jakoś nie za bardzo miałam ochotę rozmawiać na korytarzu. Alex skinął głową, więc ja stuknęłam zielony telefonik. -Halo? -powiedziałam do słuchawki.

-Czy rozmawiam z panią Olivią McKinlay?

-Tak, a o co chodzi?

-Z tej strony oficer straży pożarnej -robi się gorąco- w jednym z mieszkań wybuchła butla z gazem przez co sąsiednie mieszkania stanęły w płomieniach. W tym także pani. Jeśli to możliwe prosiłbym o zjawienie się na miejscu.

Później strażak się rozłączył. Zrobiło mi się słabo toteż musiałam usiąść, a że nie było w pobliżu żadnego krzesła opadłam na łóżko obok kolan Alexa. Mężczyzna od razu zobaczył że coś jest nie tak. Podniósł się na rękach do siadu, choć wiedział że mu nie wolno i z pewnością było to dla niego bardzo bolesne. Poczułam jego rękę na mojej.

-Wszystko w porządku pani doktor? -zapytał

-Nie... -nie wiedziałam co mu powiedzieć. Mimo iż mi się podoba znam go tylko trzy dni. -...Znaczy tak! W porządku...

-Nie! Przecież widzę że nie! O co chodzi?-nie dawał za wygraną. W końcu postanowiłam opowiedzieć mu co mnie gryzie. Mimo iż Veronica to moja najlepsza przyjaciółka, nie umie pocieszać za grosz.

-No dobrze...-zakryłam twarz dłońmi. Poczułam że moje policzki mokną.-...W mieszaniu obok wybuchnął gaz i... i...-to słowo po prostu nie przechodziło mi przez gardło.

-Rozumiem...-jego dotychczasowy ton, zmienił się. Teraz brzmiał bardziej delikatnie czy czule.

Nie liczyłam się  z tym że to tylko mój pacjent, ani z tym że pewnie ma dziewczynę. Rzuciłam mu się w ramiona, oczywiście uważając na ranę na lewej piersi. Przez chwilę był zdezorientowany, ale po chwili też mnie uścisnął.Było mi tak dobrze. Mimo iż nie widziałam by wstawał, pachniał tak dobrze. Pachniał czułością i dobrymi męskimi perfumami. Musiały być mocne skoro przetrwały na jego skórze trzy dni. 

-Mam pomysł!-zaczął kiedy już się odsunęliśmy.

-Jaki?-zaczęłam osuszać łzy chusteczką. 

-Możesz zamieszkać u mnie. Dopóki stąd nie wyjdę możesz spać w sypialni, a później zobaczymy. Choć równie dobrze mogę spać na kanapie...-nie wierzyłam w to co słyszę. Tak bardzo chciałam wykrzyczeć mu w twarz że się zgadzam, że to moje marzenie, ale nie mogę. To wciąż tylko mój pacjent. A poza tym jego dziewczyna pewnie będzie zła.

-Nie...-zmięłam chusteczkę-...nie mogę...

-Dlaczego?-postanowił się położyć. I dobrze.

-Nie mogę cię wykorzystywać. Prawie o ogóle się nie znamy...

-To nie problem. Zazwyczaj nieznajomi ludzie się poznają, a później być może jest z tego coś więcej wiesz... To że się nie znamy to nie jest żaden problem. Nie bój się pani doktor, nie jestem pedofilem...-on jest niemożliwy. Mimowolnie się zaśmiałam, choć łzy wciąż opuszczały moje oczy. 

-A twoja dziewczyna? Nie będzie zła?

-Nie mam dziewczyny!-prychnął. Czy to w ogóle możliwe?

-Jakim cudem? Jak taki mężczyzna jak ty...-znów za dużo mówię. Znów ugryzłam się w język, tym razem jednak mocniej. Złapałam się za policzek.

-Nie gryź się!-zaśmiał się-To niezdrowe! Kto jak kto, ale ty powinnaś to wiedzieć...- przewróciłam oczami z rozbawieniem.- To jak będzie? Zgadzasz się pani doktor?

-Zgoda...-zaraz co?! CO JA WYGADUJĘ!? 

-Na prawdę?- on też był zaskoczony.

-Jeżeli to problem...

-Nie! Po  prostu nie sądziłem...-przerwał mi-...klucze do mieszkania są w torbie w tej małej kieszonce. Daj mi jakąś kartkę to zapiszę ci adres...

Podeszłam do torby z jego rzeczami i wyjęłam z niej klucze, które wsunęłam sobie do kieszeni fartucha. Później znalazłam kawałek kartki i długopis. Podałam je mężczyźnie, a ten zapisał adres.

-Bardzo dziękuję!- powiedziałam kiedy przyjmowałam od niego kartkę. 

-Podziękujesz mi jak dasz mi spać... Jestem zmęczony...-ziewnął. 

-Oczywiście...- kliknęłam przycisk na barierce łóżka, by osunąć oparcie razem z Alexem w dół, aby mógł wygodnie spać. -Dobranoc...

-Branoc...-mruknął po czym zamknął oczy.

Wyszłam z sali w dużo lepszym nastroju. Naturalnie było mi smutno że moje mieszkanie spłonęło, ale przecież mam nowe. Dużo lepsze. Nie ważne że dziś wieczorem pierwszy raz je zobaczę, ale sama myśl o tym kto tam mieszka...

Ahhhhh...

Weszłam do dyżurki w celu przebrania się. Wyjęłam klucze i karteczkę z kieszeni. Na ich widok mimowolnie się uśmiecham. Za każdym razem. Zdjęłam fartuch i odwiesiłam na wieszak. Kiedy byłam już w swoim prywatnym stroju pochwyciłam rzeczy, które dostałam od mojego pacjenta i dosłownie wybiegłam ze szpitala. 

I was your doctor...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz