Rozdział 3

429 24 2
                                    

W piątkowe, dość późne popołudnie. Odbieram swoją walizkę z taśmy, po czym ciągnąć ją za sobą. Ruszam w stronę wyjścia z bardzo dobrze znanego mi lotniska. Nie raz i nie dwa miałam w końcu okazję na nim bywać.
Ostatnio jednak żadna z wizyt w tym miejscu, nie wywoływała u mnie pozytywnych odczuć. Wiązały się one przede wszystkim ze smutkiem i cierpieniem.
Miałam nadzieję, że może choć tym razem będzie inaczej i mój ponowny powrót w rodzinne miejsca, nie okaże się kompletną katastrofą.

Idąc wolnym krokiem, rozglądam się w poszukiwaniu swojego taty, który miał mnie odebrać z lotniska. Tak, jak ustaliliśmy to podczas wczorajszego wieczoru i naszej lakonicznej rozmowy telefonicznej.
Modliłam się tylko, żeby nie musiał przypadkiem zostać dłużej na jakimś posiedzeniu rady, albo żeby po prostu nie zapomniał o moim przylocie. Wiedziałam, że był do tego zdolny. W końcu nie raz byłam już świadkiem podobnych wydarzeń.
Julian Wincler był wspaniałym człowiekiem i świetnym ojcem, ale równocześnie jedną z najbardziej oderwanych od rzeczywistości ze znanych mi osób.
Tysiąc razy bardziej wolał zagłębiać się w kolejne tomy opasłych kronik o antycznej Grecji czy Rzymie, przygotowując na kolejną lekcję historii dla znudzomych nastolatków niż spędzić wieczór w gronie znajomych czy pamiętać o codziennych i rutynowych czynnościach przeciętnego człowieka. Uwielbiał przenosić się do innego świata, gdzie nikt inny poza nim nie miał wstępu.

Przyglądając się mijanym przeze mnie osobom.
Nigdy bym się nie spodziewała, że powrót do domu. Będzie dla mnie czymś, aż tak trudnym. Mimo że starałam się, wykrzesać z siebie jakąś odrobinę entuzjazmu z powodu odwiedzin rodzinnych stron i zobaczenia się z bliskimi. Zwyczajnie nie potrafiłam się na to zdobyć. Zbyt wiele przykrych wspomnień, wiązało się z tym miejscem.
Z każdą następną minutą, zaczynałam coraz bardziej żałować, że w ogóle zgodziłam się na ten przyjazd. Z każdym kolejnym krokiem, postawionym na ojczystej ziemi. Czułam, że jak wydawać by się mogło dawno zabliźnione rany ponownie się otwierają. Boląc praktycznie tak samo, jak na początku.

Nie chciałam jednak, sprawić przykrości i zawodu mamie. Bardzo nalegała na mój przyjazd, a ja zwyczajnie nie potrafiłam jej kolejny raz odmówić.
W ostatnich miesiącach, zbyt wiele razy to zrobiłam. Nie pojawiłam się nawet na święta Bożego Narodzenia. Co bardzo mocno ją rozczarowało.
Wolałam spędzić je w samotności, co było ogromnym ciosem dla moich rodziców. Ale ja nie wyobrażałam sobie w tamtym okresie czasu, usiąść wspólnie z Melanie i być może, także Stephanem przy jednym stole. Patrzeć na ich szczęście i udawać, że życzę im powodzenia we wspólnym życiu.

Dlatego też po sumiennym wykonaniu wszystkich zleconych mi na ten tydzień zadań w redakcji. Poprosiłam już parę dni temu o dwa tygodnie zaległego urlopu, który zdążył nagromadzić się przez ostatnie miesiące mojej pracy. Podczas której nie opuściłam do tej pory, ani jednego dnia. Nie widząc do tego, choćby najmniejszej potrzeby.
Następnie kupiłam bilet na pierwszy najbliższy lot do Niemiec, wiedząc że w innym przypadku, mogłabym się po prostu rozmyślić.

- Rose, dziecko. Tak się cieszę, że w końcu cię widzę. Strasznie się za tobą stęskniłem - gdy odnajduję w końcu swojego tatę. Na moich ustach, pojawia się delikatny uśmiech. Naprawdę odczuwałam radość z powodu ponownego przebywania w jego obecności.
- Też za tobą tęskniłam. Chyba trochę za długo mnie nie było - przytulam się do niego na powitanie. Uświadamiając sobie dobitnie, że rodzice nie powinni ponosić konsekwencji moich nie do końca wyjaśnionych spraw z Melanie. Która nadal uważała, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Może nie byli idealni i popełnili kilka błędów, ale byli najbliższą mi rodziną. Innej zwyczajnie nie miałam.
- Jak ci minął lot? Wszystko obyło się bez problemów? - tata przypatruje mi się uważnie. Wiedząc, że od zawsze bałam się latać samolotami. To była jedna z moich największych słabości.
- O dziwo, było w porządku. Udało mi się nawet, zbyt mocno nie denerwować. Naprawdę spodziewałam się, że będzie gorzej - być może było to spowodowane tym, że miałam inne, dużo ważniejsze powody, które wywoływały u mnie niepokój. Jak chociażby, ponowne spotkanie z młodszą siostrą i jej ukochanym.

Utracona Przyjaźń | Stephan LeyheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz