Rankiem, kiedy dotarła jakimś cudem do szkoły, postanowiła poszukać swych towarzyszy broni...a właściwie to kaca.
Żadne z nich nie miało ochoty przychodzić tutaj, bo krótko mówiąc umierali w różnym stopniu. Victoria trzymała się najlepiej, bo po pierwsze wypiła najmniej (co w tym wypadku oznaczało i tak sporą ilość alkoholu), a po drugie była Rosjanką, więc mocną głowę miała w DNA wpisaną. Wczorajszy wieczór przepłaciła tylko lekkim bólem głowy.
Po chwili na horyzoncie pojawił się Phichit, ale nie wyglądał majestatycznie niczym bohater filmów o dzikim zachodzie. Szurał nogami o kamienną posadzkę korytarza i był lekko przygarbiony. On wypił trochę więcej, ale nie popełnił błędu, który popełniła jednostka zwana Katsuki Yuri, jednak po niej nie było na razie ani widu ani słychu.
-Żyjesz?-zapytał Taj.
-Jakoś, ale tak.
-Widziałaś Yuriego?
-Nie.
Obiekt rozmowy pojawił się kilka chwil później. Yuri wyglądał dosłownie jak trup. Rozczochrane włosy, cienie pod oczami i zmęczony wyraz twarzy świadczyły o tym, że zrozumiał, iż ruska wódka, tanie wino i Havana to kiepskie połączenie.
-Umieram-wypalił popijając drugą butelkę wody.
-Wcale się nie dziwie, co ci strzeliło do głowy, żeby mieszać?- powiedział Taj.
-Nie wiem, ale żałuję tego strasznie.
I Yuri nawet odpuściłby sobie przyjście do szkoły, gdyby nie zło konieczne-sprawdzian z chemii. W szkole panowały niepisane zasady; z Lillią Baranovskayą się nie dyskutuje, Lili Baranovskayej się słucha, druga to; jak Lilia mówi, że test będzie trudny, to znaczy, że wykład o fizyce kwantowej to coś idealnego dla przedszkolaka, natomiast trzeciej zasady nie odważyli się złamać nawet najwięksi twardziele jacy kiedykolwiek tu chodzili; z nieobecności na teście u surowej nauczycielki usprawiedliwić cię mógł jedynie akt zgonu.
Nadszedł dzień sądu ostatecznego. Wyrok był zapisany na kartce tuz przed nim schowany pod pseudonimem;Szereg homologiczny alkoholi*
Zabawne. No w chuj zabawne, doprawdy. Nie ma to jak mieć kaca i pisać o alkoholach. HEHE.Jedno trzeba Yuriemu przyznać. Miał jaja, że odważył się przyjść do szkoły w takim stanie. Siedział wytrwale w ławce, poszczęściło mu się, bo nie rozsadzała nikogo po całej klasie, a w dodatku tuż przed nim był filar, natomiast obok chodząca chemiopedia znana jako Victoria Nikiforov.
Wszystko szło super, naprawdę większość rzeczy pamiętał. Jednak gdy dotarł do ostatniego-siódmego zadania, które było warte 10 punkt, czyli najwięcej, nie wiedział, czy wyjść się porzygać, bo zaczynało mu się stawiać, czy może rzucić się z okna. Zapomniał o jednym temacie. Lilia cały czas krążyła po klasie, więc nie ma jak ściągnąć. Cudownie. Wybawienie wpadło do klasy niczym torpeda. Dosłownie i miało postać platynowłosego aroganta. Victor zaspał i spóźnił się piętnaście minut. Wyglądał tak cudownie, że Yuri oderwał wzrok od kartki z wyrokiem i zaczął ładować akumulatory gapiąc się na diabła w ciele anioła.
Victor był odziany w klasyczne, lekko ciasne czarne spodnie, które opinały się na jego pośladkach w tak seksowny sposób, że nie sposób było oderwać od nich wzrok, luźny sweter w kolorze białego złota i z jego mieniącymi się elementami, do tego jasnobrązowy płaszcz, który jak zwykle był rozpięty, ponieważ Victor stawiał elegancję wyżej niż własne zdrowie, oraz luźny kucyko-kok. W sumie nie ważne co miał na głowie, ważne, że wyglądał oszałamiająco do tego stopnia, że Yuri miał wrażenie, jakoby miał się za chwilę rozpłynąć. No i może trochę mu się mokro zrobiło tu i ówdzie. Twarz Victora przyozdabiał przepraszający uśmiech i już chciał wyrecytować przeprosiny, jednak nauczycielka mu w tym przeszkodziła.
-Victorze Nikiforovie, co masz na swoje usprawiedliwienie?!
CZYTASZ
Infinity
FanfictionLiceum. To właśnie ten etap ma odmienić życie dwójki ludzi, którzy na pozór nie mają ze sobą nic wspólnego. Victor Nikiforov to szkolna gwiazda z lazurowymi oczami, długimi do pasa platynowymi włosami, pasją do jazdy na łyżwach i...problemami rodzin...