36.

1.6K 92 11
                                    

Jestem właśnie w samochodzie HanBin'a w drodze z lotniska po tym, jak jakieś dziesięć minut temu samolot naszych rodziców odleciał, by wrócili z powrotem do Los Angeles i chłopak ma mnie zawieść do Jungkook'a.

- Wszystko w porządku? - zagadnęłam, patrząc na brata, którego wzrok skupiony był na drodze, a sam chłopak wyglądał na zamyślonego.

- Co? - spojrzał na moment w moim kierunku, by po chwili znów patrzeć na drogę, tym razem jednak nie w swoich myślach. - Tak, czemu pytasz?

- Mam wrażenie, że tegoroczny przyjazd rodziców wyjątkowo cię zirytował.

- Masz złe wrażenie - westchnął. - Wszystko w porządku.

- Ja mogę powiedzieć ci wszystko. Wiesz, że to samo tyczy się ciebie, prawda?

- Wiem, maluchu - uśmiechnął się delikatnie.

I nic więcej nie powiedział. Również więc delikatnie westchnęłam i skupiłam się na widoku za szybą.

Naprawdę od jakiegoś czasu mam wrażenie, że mój brat zachowuje się jakoś inaczej i jestem wręcz pewna, że czegoś mi nie mówi.

Tak więc już w ciszy, dojechaliśmy pod blok mojego chłopaka.

- Nie chcę zostać jeszcze wujkiem - Bin odezwał się, kiedy odpinałam pas.

Prychnęłam tylko w odpowiedzi, po czym szybko podziękowałam za podwiezienie i wysiadłam z auta, żeby Han nie zaczął tłumaczyć, że naprawdę nic się nie dzieje – wiem, że by to zrobił – poza tym, nie chciałam dłużej o tym myśleć i psuć sobie humoru.

Chwilę później stałam przed drzwiami mieszkania Jungkook'a, a serce o mało ze stresu nie wyskoczyło mi z piersi, kiedy zastanawiałam się, czy prezent mu się spodoba. Nie byłam dobra w robieniu prezentów, szczególnie facetom, więc było to dla mnie wyzwanie, bo o ile dla brata zawsze coś wymyślę, tak dla drugiego Koreańczyka za Chiny nie mogłam znaleźć pomysłu.

Zanim zdążyłabym się rozmyślić i uciec gdzie pieprz rośnie, zapukałam i starałam się myśleć pozytywnie. Bo skąd mogłabym wiedzieć, co mu dać, skoro nie znamy się aż tak długo, by bez problemu wybrać prezent, a...

Moje rozmyślenia przerwał mi mój chłopak, który uśmiechnięty otworzył drzwi i gestem zaprosił do środka.

Odwzajemniłam uśmiech i weszłam do jego mieszkania, gdzie wyjątkowo panował mrok, a gdy Azjata zamknął drzwi, od razu przyciągnął mnie do czułego pocałunku.

- Wesołych świąt, maleńka - powiedział, kiedy przerwał gest i pozwolił mi na zdjęcie butów i kurtki, odwracając głowę w stronę pokoju.

- Wesołych świąt, Kookie - założyłam kosmyk włosów za ucho, a brunet, łapiąc mnie za rękę, pociągnął za sobą do salonu.

- „Kookie"? - odwrócił głowę w moim kierunku, unosząc kąciki ust.

- Ty masz wiele ksywek dla mnie, więc ja mam chociaż jedną dla ciebie - wzruszyłam ramionami, na co chłopak się zaśmiał.

I wtedy coś przykuło moją uwagę.

Dzięki jasnemu światłu w salonie mogłam dostrzec jego ranę na łuku brwiowym i kości policzkowej.

- Jungkook - zatrzymałam się, przyciągając chłopaka za rękę do siebie. - Co to jest? Co ci się stało?

- Nic takiego - zbył mnie, wyrywając delikatnie rękę z mojego uścisku. - To się dzieje, kiedy piszesz z dziewczyną i idziesz ulicą jednocześnie - uśmiechnął się, ale mnie to wcale nie rozbawiło.

- Chcesz mi powiedzieć, że słup rozciął ci brew? - uniosłam znacząco brew i skrzyżowałam ramiona na piersi.

- Lea - westchnął. - Nic mi nie jest, ok? Bynajmniej nic wartego twojej uwagi. Proszę, skupmy się na świętach.

Przez chwilę milczałam, ale po sobie wiedziałam, że naciskanie na niego nic nie da. Również więc westchnęłam i powiedziałam, że wrócimy do tego później; mimo wszystko chcę wiedzieć, co mu się stało, bo lampa uliczna raczej tego nie zrobiła.

- Przygotowałem trochę jedzenia, więc po prezentach możemy zabierać się za oglądanie - powiedział, podchodząc do komody, z której wyjął prezent dla mnie.

W tym momencie znowu zaczęłam się denerwować. Co, jeśli uzna, że to, co dla niego mam, jest bez sensu? Ma przecież lepszą wersję, więc...

- Nasze pierwsze wspólne święta - chłopak odezwał się ponownie, przy czym wyciągnął w moją stronę kwadratowe pudełko, zapakowane w papier prezentowy. - Mam nadzieję, że dobrze je uwiecznisz.

Zaczynając podejrzewać, co mógłby mi podarować, zaczęłam odpakowywać prezent.

Moje oczy momentalnie się rozszerzyły, kiedy zobaczyłam aparat do polaroidów.

Teraz na pewno nie mam szans z prezentem dla niego.

- Oszalałeś - mruknęłam, przypatrując się pudełku aparatu.

- Możliwe - zaśmiał się. - Zaczęłaś ostatnio narzekać, że twój się zepsuł, a wiem, że nie wydajesz pieniędzy rodziców tak, jak czasem lubi to robić HanBin, więc pomyślałem, że sam ci to dam, żebyś tak nie zrzędziła.

Parsknęłam śmiechem na jego słowa, a następnie mocno go przytuliłam.

- Dziękuję, Kookie - powiedziałam, gdy ten również mnie objął.

Dobra, raz kozie śmierć. Najwyżej wyjdę na najgorszą dawaczkę prezentów w historii.

Z lekkim westchnięciem odsunęłam się od chłopaka, następnie wyciągając z torebki kopertę i podając mu ją.

Brunet otworzył kopertę, a kiedy zobaczył, co w niej jest, uśmiechnął się z czułością.

- Wiem, że to nie jest coś, co...

- Jeśli chcesz powiedzieć, że to nie jest dobry prezent, ucisz się, maleńka - przerwał mi. - Nigdy nie byłem na LEGALNYCH wyścigach - dodał, naciskając na słowo „legalnych".

Zaśmiałam się nerwowo. Może jednak nie jestem taka zła w dawaniu prezentów?

- Chociaż raz będę miał szansę to obejrzeć bez obawy przed policją.

- Jesteś pewien, że chcesz zaryzykować brak tak dużej adrenaliny?

- Całe życie to ryzyko, nie? - wyszczerzył zęby w tym swoim idealnym uśmiechu, na co zachichotałam, tym razem jednak bez większych nerwów, które powoli zaczęły opadać. - Jest ktoś, kogo chcesz zabrać? - dopytał po chwili. Dałam mu trzy bilety, więc jest jeszcze jedno wolne miejsce.

- Nie wiem - przyznałam szczerze, bo naprawdę nie mam pojęcia, kto mógłby z nami pójść.

- Może HanBin? - na propozycję bruneta uniosłam zdziwiona brwi. - No co? - chłopak zaśmiał się, widząc moją minę.

- Jesteś pewien, że chcesz jeszcze bardziej ryzykować, idąc na wyścigi z moim bratem?

- Jak mówiłem, całe życie to ryzyko - wzruszył ramionami.

- Wiesz, chciałabym mieć swojego chłopaka przy sobie jeszcze przez jakiś czas - znowu go objęłam, a ten oparł brodę na czubku mojej głowy.

- Bin mnie nie zje, maleńka - Kookie zaśmiał się delikatnie. - Może w końcu zmieni o mnie zdanie. Co on właściwie do mnie ma?

- W sumie nic - wtuliłam twarz w jego klatkę piersiową, przez co mój głos był lekko stłumiony. - Wie, że jestem z tobą bezpieczna, ale jednocześnie sądzi, że przez ciebie mogę być w niebezpieczeństwie. Dodatkowo uważa, że prawdopodobnie coś knujesz, bo jak dotąd miałeś dziewczyny tylko na jedną noc i zawsze powtarza, że jak coś będzie nie tak, urwie ci jaja.

- Słyszę to od niego kolejny raz - Koreańczyk znów zachichotał. - Co do dziewczyn, żadna z tych wszystkich, z którymi spałem, nie dorówna ci w żadnej kwestii. Nie, żeby było ich znowu tak dużo.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Pain || BTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz