11. Cel

689 39 12
                                    

- Jesteśmy! - budzi mnie krzyk Zuzy - W końcu!

- Już koniec? - pytam zaspana - Przepraszam, nie miałam zamiaru zasnąć.

- Nic się przecież nie stało - odpowiada Paweł - Podczas snu organizm szybciej się regeneruje, więc to dobrze, bo twoja kostka szybciej wyzdrowieje.

Znów czuję okropny ból w kostce, przez co mruczę cicho i ukrywam twarz w swoim ramieniu. Oddycham głęboko, żeby trochę się uspokoić i znów podnoszę głowę.

- Bardzo boli? - pyta Paweł, patrząc na mnie przez ramię.

- Mhm - mruczę.

- Zaraz będziemy na miejscu, reszta wróci z jednym z organizatorów, a my zabierzemy samochód i pojedziemy na pogotowie - odpowiada.

W końcu docieramy na miejsce. Jestem jeszcze lekko zaspana, ale wiem, że przyszliśmy jaki drudzy. Paweł zgłasza organizatorom, że zabiera samochód, przez co będą wracali pieszo, wraz z obozowiczami i już po chwili sadza mnie na miejscu pasażera.

- Za chwilę będziemy, szpital nie jest daleko - mówi i odpala silnik, zapinając pas, więc również zapinam swój.

Paweł szybko wyjeżdża leśną ścieżką na asfalt i rusza w kierunku szpitala. Piętnaście minut później w końcu zatrzymuje się na szpitalnym parkingu, wyjmuje kluczyki ze stacyjki i wysiada, po czym otwiera drzwi od mojej strony i podnosi mnie, po czym na guziku blokuje drzwi samochodu.

Wchodzimy na korytarz SOR-u, gdzie sadza mnie na krześle, wyjmuje z plecaka teczkę, w której miał papiery każdej osoby z grupy i podaje je kobiecie w rejestracji, odpowiadając na jej pytania.

- Chodź, jest jakaś kolejka, ale szybko powinna minąć - mówi i znów bierze mnie na ręce. Zanosi mnie pod salę, gdzie siedzi kilka osób i sadza mnie na jedynym wolnym krześle - Kto jest ostatni w kolejce?

- Ja - odpowiada kobieta trzymająca na kolanach małą dziewczynkę.

Paweł kiwa głową i staje obok mojego krzesła, spoglądając na mnie. Zdaje mi się, że mijają wieki, zanim kolejne trzy osoby wchodzą do środka. Nie pomyślałabym, że o drugiej, prawie trzeciej w nocy na pogotowiu będzie tyle osób.

- Chodź, usiądź - mówię do niego.

- Nie, postoję - kręci głową.

- No chodź - przewracam oczami.

- Pod warunkiem, że siądziesz mi na kolanach - odpowiada.

- Ale Paweł...

- No to nie siadam - wzrusza ramionami.

- No dobra - mruczę, a on uśmiecha się zadowolony i podchodzi do mnie, ostrożnie mnie podnosi i siada, a potem sadza mnie sobie na kolanach.

Rumienię się lekko widząc, że ludzie się nam przyglądają i opieram się niepewnie o jego ramię, przysypiając lekko. W końcu weszła ostatnia osoba przed nami, więc Paweł wyjął wszystkie potrzebne papiery.

- Proszę! - woła lekarz, gdy kobieta z dziewczynką w końcu wyszła. Paweł bierze mnie na ręce i wchodzi do środka - Co to się dzieje?

- Najprawdopodobniej skręcona kostka - odpowiada szatyn, sadzając mnie na kozetce - Jesteśmy z obozu, graliśmy w podchody. Karolina wchodziła po drzewie i później z niego źle zeskoczyła.

- Okej, mogę prosić papiery? - pyta, a Paweł od razu mu je podaję - Dobra, zaraz przejedziemy na rentgen, więc zdejmij but i zaraz zdejmiemy ci opatrunek.

Kiwam głową i zdejmuję but, a pielęgniarz rozcina bandaż, zdejmując go. Mówi coś do lekarza i już po chwili przewożą mnie na rentgen.

Ballada | ZeamsoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz