Dylan 12

121 13 3
                                    

Do mojego pokoju wparował  nawet bez pukania nie kto inny jak Iwo, uśmiechał się od ucha do ucha  i z chichotem szczęścia uwalił się na moim łóżku. 

Odłożyłem długopis który trzymałem w ręce i zmarszczyłem brwi, na  prawdę, już  dawno nie  wyglądał na tak  zadowolonego z siebie.

- Czy ty chcesz  mi coś  przypadkiem powiedzieć? -zacząłem widząc  że pierwszy się raczej nie odezwie 

Chłopak zerknął na  mnie i wyszczerzył się jeszcze mocniej 

- W środę o piętnastej! Ha! Udało mi  się! 

- Co? Nie łapię...

Ten tylko na  moje słowa z westchnieniem dezaprobaty pokręcił głową 

- Na prawdę  czasem  zachowujesz  się jak niedorozwinięty bachor...-przewrócił oczami  teatralnie- Umówiłem się z  Shaohami na tą środę, idziemy na kawę!

Na wzmiankę o dziewczynie wciągnąłem gwałtownie powietrze, a mój humor od razu się zepsuł, no tak...przecież sam mu na to pozwoliłem.

Spojrzałem na Iwo który mi się przypatrywał oczekując jakiejś reakcji z mojej strony

- To...świetnie-powiedziałem bez przekonania- Na prawdę udało Ci się wyrwać najbardziej skrytą osobę w szkole-wstałem i przybrałem dumną  pozę- Stary...gratuluję tak nieziemskiego dokonania-ukłoniłem się z przesadnym zaangażowaniem starając się ukryć fakt że wcale nie jest mi to na rękę

W odpowiedzi dostałem tylko śmiech, widać że chłopak się cieszy, nie  byłbym sobą  gdybym mu nie  dogryzł

- Ale wiesz, nie chwal się  przed zachodem słońca, zobaczymy czy w ogóle przyjdzie-na moją  twarz wypełzł  chytry uśmiech- Z nią wszystko jest możliwe, to egzemplarz wadliwy.

- Wal się Dylan!

- Ja tylko Cię uprzedzam żebyś  mi się potem nie wypłakiwał  w rękaw-dostałem poduszką w głowę 

Kontynuowałbym dalsze sprzeczki z kumplem lecz mój telefon który leżał na biurku zakomunikował nową wiadomość, leniwie podniosłem się z podłogi i odblokowałem urządzenie. 

Ross:
Dzisiaj, kasa, 14:00 - tam gdzie zwykle 

Telefon wskazywał pięć po trzynastej...

- Nosz kurwa  mać-warknąłem a mój humor ze złego przeszedł na pułap Wkurwienia+1

- Co się dzieje? -zapytał Iwo 

Przeczesałem dłonią swoje  włosy i starając  się panować  nad sobą odpowiedziałem

- Nic, muszę coś pilnego załatwić. Więc albo poczekasz tu na mnie ale nie  wiem kiedy wrócę, albo wychodzisz razem ze mną...

Chłopak westchnął i wstał

- Idę

Chwyciłem za swoją skórzaną kurtkę i wziąłem kluczyki do swojego motocykla, nie ma najmniejszego sensu brać  samochodu, zeszliśmy po schodach a gdy już wychodziłem za Iwo usłyszałem głos Ojca.

- Gdzie idziesz?

Obróciłem się  w jego kierunku, opierał się  o framugę od  drzwi prowadzących do kuchni, jego twarz wyrażała  podejrzenie oraz...rozczarowanie. 

- Gdzieś. 

- Dylan...

- Co Cię to tak nagle obchodzi?! -wybuchłem choć wiedziałem że  nie powinienem- Zostaw  mnie  w  spokoju.

Mężczyzna zmarszczył brwi i powoli do mnie  podszedł, chwycił za   ramiona  i popatrzył prosto w oczy, zacząłem czuć się  lekko niepewnie.

- Przestań się  tak do mnie  odzywać, szczeniackie odzywki możesz  zachować dla swoich kolegów-jego głos  był poważny- Posłuchaj, jestem Twoim Ojcem czy Ci się to podoba czy nie, i martwię się o Ciebie bo widzę w  co się  pakujesz. Myślisz że Matka  była by teraz szczęśliwa widząc Cię do jakiego  stanu się doprowadziłeś? 

- Nie mieszaj w to Mamy-warknąłem i wyrwałem się z  jego objęć, nawet na niego nie patrząc  zatrzasnąłem drzwi wejściowe i podszedłem do nadal czekającego Iwo- Mam Cię gdzieś zawieźć? 

- Nie, nie trzeba. Przejdę się-machną mi ręką na pożegnanie i ruszył  w swoją  strone 

Nadal rozgniewany włożyłem kask na głowę i dosiadłem swojej czarnej Yamahy, odpaliłem silnik i ruszyłem na  spotkanie, Ross zawsze uwielbia wyskakiwać z takimi pierdołami zawsze w tedy kiedy nie mam najmniejszej ochoty, ani nawet na  to czasu. 

Będę musiał mu w końcu powiedzieć żeby ustalał ze mną wcześniej terminy.

Specjalnie  wybrałem dłuższą  drogę  by móc przejechać koło domu Dziewczyny, to nie tak że nagle zaczęła mi się  podobać, fakt jest ładna jak nie nosi tych ubrań zakonnicy ale to raczej czysta ciekawość, jest tak specyficzną  osobą że to nawet mnie zaczyna kręcić. 

Światła na skrzyżowaniu zaświeciły na czerwono, stanąłem na przodzie i zacząłem obserwować dom blondynki, niestety nic nie za uwarzyłem, chociaż co się dziwić, nawet nie wiem z której strony ma swój pokój, byłem przecież tylko w jej garażu. 

Piesi za czeli przechodzić przez pasy,  nic by nie było w tym interesującego gdyby nie to że Shaohami Black (jak walnęłam się w jej nazwisku to wybaczcie) przechodziła  zaledwie kilka  kroków  ode mnie. Miała na  sobie tą samą rozciągniętą bluzę i przetarte spodnie, jej długie jasne włosy opadały falą na plecy. 

Trzymała w ręku dwie tabliczki czekolady a na  jej ślicznej twarzy kwitł lekki uśmiech, sam wyszczerzyłem  się co najmniej jak bym wygrał kilo diamentów bo doszedłem do wniosku że  to Ja ją namówiłem by kupiła dwie.  

Ktoś  nieopacznie potrącił lekko dziewczynę a ta się zachwiała i lekko skuliła, wydusiła ciche przepraszam i prawie biegiem  ruszyła do domu...ten jej charakter...

Światła rozbłysły zielenią a ja ruszyłem w dalszą drogę,  mimowolnie przejechałem bardzo blisko  dziewczyny, tak blisko że ta odskoczyła gdy ją  mijałem, wiem jestem okropny ale i tak cieszyłem się że mogłem ją zobaczyć, bo jest dla mnie zagadką...zagadką  którą z każdym dniem mam coraz  większą  ochotę rozgryźć.  

Dodałem mocniej gazu i wyminąłem parę samochodów, chciałem to jak najszybciej załatwić, nie chodzi o to że tego nie lubię, bo gdybym tego nie lubił to bym w tym nie siedział. Ale robi się to wszystko powoli męczące, albo to ja jestem coraz bardziej tym wszystkim znudzony.

Nie wiem.

Wiem tylko tyle że coraz bardziej się nudzę...

Yey, dwa rozdziały w jeden dzień 🤗
Do niedzieli kochani! :*





Widząc Twoimi OczamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz